To nie był idealny bieg. To nie był nawet dobry bieg. To nie był nawet taki sobie bieg. W moim wykonaniu to był bardzo słaby bieg. Tym bardziej że liczyłem na więcej ale jak się nie zrobiło formy na treningu to później wszystko wychodzi. Tym bardziej na trasie z takim przewyższeniem.
Profil trasy jaki jest każdy widzi. Trasę w ten sposób można podzielić na trzy etapy. Pierwszy etap z Krynicy do Powroźnika gdzie jest cały czas lekko w dół. Drugi z Powroźnika do Romy gdzie jest cały czas pod górę a pod koniec bardzo mocno w górę. Trzeci, z Romy do Krynicy gdzie jest tylko w dół i to momentami mocno w dół.
Miłe złego początki
Pierwsze sześć, siedem kilometrów to przystawka. Teren cały czas powoli opada i to widać i czuć. Zacząłem w tempie 5:20 co nie stanowiło większego problemu patrząc pod katem tego że teren minimalnie opada. Generalnie odhaczałem kolejne kilometry do Powroźnika. Problemów zero.
Po siódmym kilometrze zaczęły się schody. Zamiast jakże optymistycznego tempa 5:20 zrobiło się 5:40 a potem jeszcze wolniej. Tętno natomiast dużo wyższe. Z początku jeszcze miałem nadzieję, że będzie dobrze. Gdzieś tak w połowie podbiegu wiedziałem już, że będzie źle. Nie trafiła mnie ściana na zasadzie, że biegnie mi się dobrze, a tu jeb… i nie mogę. Tutaj po prostu z każdym kilometrem choć wkładałem coraz więcej sił to minimalnie zwalniałem. Na punktach z wodą przechodziłem w marsz.
W Tyliczu zaczął się podbieg pod Romę. Zaczęło być ostro w górę. Ktoś gdzieś kiedyś powiedział że średnie nachylenie tutaj to 17 stopni. Nie wiem. Wiem że większość podbiegu pod Romę to w zasadzie podejście. Są dwa, trzy miejsca gdzie jest w miarę płasko, gdzie biegnę. Resztę przeszedłem szybkim marszem. Zresztą w gronie w którym byłem większość szła.
Przed samym szczytem zamieniłem kilka słów z innym biegaczem. On biegł pierwszy raz w Krynicy, ja trzeci a i tak pod górę wlekliśmy się razem. Na szczycie widząc zielnoą tabliczkę Krynica wiedziałem, że zacznie się mocny zbieg. Powiedziałem koledze, że ja biegnę swoje i poleciałem w dół. A nuż widelec jeszcze coś uratuję?!
Nie uratowałem. Nawet zbieg wyszedł mi słabo. Rok temu kończąc maraton zbiegałem po 4:00 min/km a teraz ledwo 4:30. Na dole w Krynicy jeszcze zrobiło się płasko i miałem już serdecznie dość. Dobiegłem bez specjalnych finiszów w 2:07:27. Słabo.
Generalnie Koral Półmaraton 2015 to najgorszy półmaraton w mojej biegowej karierze. Tym bardziej, że chciałem powalczyć i gdzieś tam w głowie liczyłem na wynik w granicach 1:50-1:55 a nie zmieściłem się nawet w 2:00. I cała wina leży po mojej stronie. Jak nie zrobiłem tego co powinienem na treningach, to nic nie zrobiłem na zawodach. Tym bardziej na takiej trasie.
Organizacyjnie bez zarzutu
Organizacyjnie Koral Półmaraton odbył się bez większych przeszkód. Tym razem udało mi się bezproblemowo zarejestrować w biurze zawodów. Odebrałem pakiet.z koszulką której nie rozpakowałem. W środku był za to ręcznik – fajna i praktyczna pamiątka.
Wolontariusze na puntach z wodą też bez zarzutu. Ani razu nie było problemu z łapaniem wody. Woda była w kubeczkach i czasami w małych butelkach. Poza tym na niektórych puntach był izotonik, banany, czekolada, cukier w kostkach… Tyle zauważyłem bo nie korzystałem. Mnie na punktach interesowała tylko woda.
Jedyne co mnie w punktach odżywczych rozbiło to fakt, że ustawione były według maratonu a więc po punkcie z wodą na 5 km maratonu i półmaratonu był punkt na 27,5 kilometrze maratonu czyli na 6 kilometrze półmaratonu. Tak blisko siebie jeszcze punktów odżywczych nie spotkałem.
Tak więc z Krynicy pod kątem biegowym tym razem wracam na tarczy. Poza tym kolejny świetny weekend w Krynicy za mną. Tylko nad wynikiem muszę (wreszcie) popracować.
Hejka Pawle
kibicowałem Ci na ok. 400 metrów przed metą. Krzyknąłem po imieniu, bo poznałem koszulkę i bloga.
Gratulacje za bieg 🙂
pozdrowienia serdeczne
Piotr
Dzięki. Może nie wyglądałem najlepiej ale doping słyszałem 🙂
Po tym podbiegu i zbiegu to mało kto wyglądał najlepiej 😉