adidas Kanadia TR 4 – pierwsze wrażenie

Pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Trwa kilka sekund i albo jest dobre albo złe. W przypadki Kanadii wrażenie było bardzo dobre. Lubię takie soczyste niebieskie kolory. A poza tym buty te mają coś czego nie widziałem w żadnych innych. Chodzi oczywiście o te małe czerwone pazurki w podeszwie. Dla mnie – bomba!

Za butami trailowymi chodziłem od jakiegoś czasu. Musiałem kupić coś, co będzie dobre na ciężki teren. Wiąże się to z planami startowymi oraz z faktem, że z roku na rok proporcja między startami w terenie a na asfalcie się zmienia. Na korzyść terenu.

Kanadie wpadły mi dosyć szybko w oko. Nie rujnujące kieszeni, z bardzo oryginalną pazurkowaną podeszwą i firmy adidas. Mam już dwie pary adidasa i bardzo je sobie chwalę. Zakup Kanadii był tylko kwestią czasu. Buty kupiłem na zalando.pl. Tam były moje rozmiary i była dostępna wersja niebieska – wersja, która zdecydowanie bardziej mi się podoba od czerwonej, którą mierzyłem w sklepie.

Lubię niebieski. Lubię wszystkie rzucające się w oczy i ciekawe połączenia kolorystyczne. A Kanadie właśnie rzucają się w oczy. Niebieska jest większość cholewki. Przełamaniem są srebrne paski adidasa a także czerwień. Czerwone przeszycie widoczne jest na sznurówkach a przede wszystkim na podeszwie. Pod piętą i w postaci „pazurków”.

Pazurki to właśnie jedna z cech rozpoznawalnych Kanadii. Mowa oczywiście o czerwonych pazurkach w podeszwie. W ten sposób Kanadie upodobniają się do Speedcrossów Salomona. Nie miałem przyjemności w Speedcrossach biegać, ale podobieństwo nasuwa się na pierwszy rzut oka. Tylko, że tutaj pazurki wykonane są z gumy innego koloru, przez co są bardziej widoczne.

Tak więc pierwsze wrażenie adidas Kanadia zrobiła bardzo dobre. Teraz przyszedł czas, by buty trochę ubrudzić. Czas by w nich podbiegać. Czas by przetestować je w moim rozgrzebanym i podmokłym lesie.

Ciekawe co tam pokażą?

Jeśli chcesz to wiedzieć, zapraszam do testu adidas Kanadia TR 4.