New York City Marathon wczoraj królował. To największy maraton świata w jednym z największych miast świata. Ponoć najbardziej magiczny i będący marzeniem każdego biegacza-maratończyka. Ale czy na pewno? We mnie NYC Marathon budzi mieszane uczucia. Z jednej strony nie jest spełnieniem moich marzeń. Ale z drugiej strony? coś w nim jednak jest.
Tak wiem, że to największy maraton na świecie
Nie da się kłócić z faktem, że jest to maraton na świecie największy. Chętnych, co roku jest ponad 100 tysięcy a biegnie raptem, co trzeci. W tym roku bieg ukończyło ponad 48 tysięcy osób. To kolejny rekord imprezy, która i tak jest rekordowa. Największa. A kto z nas nie chce brać udział w rzeczach największych? Tym bardziej, kiedy to on sam będzie jedną z głównych postaci.
W związku z tak dużym zainteresowaniem impreza stała się też w pewien sposób elitarna. Nie każdy, kto chce, może pobiec. Zgłaszasz się i czekasz na loterię. Albo cię wylosują albo nie. Tych niewylosowanych jest dwukrotnie więcej niż tych, co biegną i oni coraz bardziej chcą w maratonie pobiec. A im trudniej się dostać na start tym późniejsza meta lepiej smakuje.
NYC Maraton to też prestiż. Z tym dyskutować ciężko, bo powiedzenie komuś (tym bardziej niebiegającemu), że przebiegłem maraton w Nowym Jorku spowoduje, że opadnie mu szczęka i zbierając swoje zęby z podłogi uzna mnie za mistrza świata. No chyba, że w całej tej euforii zapyta się – który byłeś? Głupio wtedy powiedzieć, że czternaście tysięcy pięćset czterdziesty dziewiąty…
Ale w NYC Maratonie nie chodzi tylko o maraton. Sam maraton to w końcu tylko dobrze znane 42 kilometry asfaltu. Poza nią jest jeszcze Nowy Jork – jedno z największych miast świata i jedno z jego finansowych i gospodarczych centrów. Miasto wielkie, gigantyczne i tak inne, że jego panorama przywodzi na myśl scenerie z filmów science-fiction. Tylko że to nie fikcja. To tam jest naprawdę: Manhattan, żółte taksówki, Central Park, Statua Wolności, Madison Square Garden i cały klimat Nowego Jorku – miasta, które nigdy nie śpi. Smaczkiem jest też trasa przebiegająca przez wszystkie 5 dzielnic. Od Staten Island, przez Brooklyn, Queens, Bronx i Manhattan. Kończy się w Central Parku – samym środku wielkiego jabłka jakim jest Nowy Jork.
Ale mimo wszystko…
Nowy Jork jest tak daleko, że jest wielce prawdopodobnie, że nigdy tam nie dotrę. Wyjazd na bieg czy też do samego Nowego Jorku to dla większości wyprawa życia. Kosztuje ładną okrągłą sumkę pieniędzy i zapewne trochę zachodu z wyrobieniem wizy. Mnie na taki wyjazd najzwyczajniej w świecie nie stać. Nie odłożę na niego, a brać kredytu na bieganie nie zamierzam. Dlatego też nie mam się co przejmować. Cele powinny mieć to do siebie ze ich realizacja powinna być realna. Wyjazd na nowojorski maraton jest na razie kompletnie nierealny, więc nie może nawet pretendować do roli celu.
Nie przepadam też za takimi tłumami jak w Nowym Jorku. Czterdzieści tysięcy biegaczy na trasie mnie przeraża. To właśnie z powodu tłoku nie startuję w warszawskich dychach typu Biegnij Warszawo czy Bieg Niepodległości. Z Półmaratonem Warszawskim też mam nie po drodze. Wyjątek robię tylko dla maratonów, bo to istota mojej biegowej przygody. Poza tym nasze maratony to „zaledwie” kilka tysięcy biegaczy i tłok stosunkowo szybko się rozładowuje. A ja właśnie lubię mieć luz. Lubię biegać swobodnie i czuć wolność. Właśnie dla tej wolności biegam. Nieprzypadkowo też wybieram biegi mniejsze lub bardzo małe. więc jeśli mam możliwość startu w jakimś małym kameralnym maratonie to startuję. Dlatego tak bardzo lubię zawody w Sielpi i Kampinosie. Manhattanu nie ma, ale też jest zajebiście!
Dlatego też nie widzę się finiszującego w kilkudziesięciotysięcznym tłumie biegaczy. Lubię czuć się kimś, lubię czuć się wyróżniony. A na takiej nowojorskiej mecie nigdy nie będę. Będę jednym z wielu tysięcy ludków, którzy przebiegli tego dnia maraton. Dostanę medal, może jakąś folię na plecy i obsługa będzie chciała się mnie jak najszybciej pozbyć ze strefy mety, bo przecież kolejne tysiące biegną za mną.
Po życiówkę też tam raczej nie pojadę. Raz, że będę zmęczony podróżą i zmianą czasu. Nowojorska atmosfera też pewnie dołożyłaby swoje. Dwa to trasa. Nowy Jork to teoretycznie płaskie, nadmorskie miasto. Teoretycznie taka też powinna być trasa. A nie jest. Jeden most, drugi most… Łącznie jest ich pięć. Nie znam z obdukcji trasy maratonu, ale patrząc na profil trasy – łatwo nie jest. Nie przypadkowo też wyniki zwycięzców nie ocierają się nawet o te najszybsze na naszym globie. A jechać do Nowego Jorku, aby tylko przebiec maraton i jeszcze wydać na niego fortunę? Nie dziś i nie teraz.
Dlatego właśnie wczorajszy NYC Marathon tak mało mnie interesował. Z obowiązku odnotowałem tylko 2:08 Geoffrey Mutaia i na tym maraton się skończył. Nie stało się nic nadzwyczajnego, nie odwołali go, a też i kibicować nie było komu, bo nikt znajomy w Nowym Jorku nie biegł. Ot, maraton jak maraton.
Zastanawiam się
I tylko się zastanawiam. Czy gdyby ktoś nagle powiedział mi, że mogę sobie wybrać dowolny maraton na ziemi, a on załatwi mi wszystko, to co bym wybrał? Czy wybrałbym to co sprawi mi więcej frajdy jako biegaczowi czyli mały maraton gdzieś na pięknym i dziewiczym końcu świata? Czy jednak wybrałbym New York City Marathon – największy maraton na świecie?
Zaczynając pisać byłem przekonany, że wybrałbym koniec świata. Po zakończeniu pisania już nie jestem tego taki pewny…
Z tym tłumem to chyba nie jest tak źle, tam strefami wypuszczają ludzi. Największy bieg w jakim biegłem to było ok 15tys. ludzi w Barcelonie i było tak sprawnie zrobione, że nawet przez chwilę nie odczuwałem dyskomfortu. A pamiętaj, że biegasz coraz szybciej, nawet warszawskie dychy są już dość przyjemne jak biega się je w 40-41 min, a przecież wkrótce będziemy poniżej tego pułapu;D
A co do NYC to mi się marzy, oj marzy.. także dlatego, że chciałbym zobaczyć samo miasto. Zapewnie zorganizowałbym to w formie 2- lub 3-tyg wakacji w USA, więc o zmianę czasu i zmęczenie lotem bym się nie martwił. Ale u mnie mają jednego wielkiego minusa. Za udział w losowaniu się płaci i nawet jeśli Cię nie wylosują to opłata (niewielka, ale jednak) idzie w kosmos. No i samo wpisowe jest kosmiczne. Więc zamierzam się zakwalifikować ze względu na czas. Jak dobrze pójdzie to może po 40-tce połówkę w 1:23 pobiegnę;)
„40-41 min, a przecież wkrótce będziemy poniżej tego pułapu” – to się nazywa optymistyczny akcent na progu nowego sezonu biegowego 😀
Paweł, ja z 42:18 na poniżej 40 przeskoczyłem w ciągu niespełna roku (listopad-lipiec). 42 złamałeś w kwietniu, więc 40 pęknie wiosną 2014 jak nic:)
No jak to. Dla Pameli byś nie pobiegł? Żartuję oczywiście i trochę kpię z tych portali, które z jej biegu zrobiły wielkie wydarzenie, pomimo że zrobiła wynik mocno słaby.
Z Pamelą to co najwyżej chciałbym sobie fotkę zrobić aby kumplom pokazać 🙂 Niektórzy bardziej by mi tej fotki zazdrościli niż Nowego Jorku i maratonu 😉
Jeśli potraficie spać w samolocie, ja to zawsze mogę w czasie długich przelotów potrafię przespać 8-10h w czasie 12 godzinnego rejsu to wówczas przestawienie się na inną strefę czasową wydaje się, że jest łatwiejsze…:)
Wlasnie przebieglam ten opisywany maraton, siedze jeszcze w NY i mysle sobie ze takie teorie nijak sie maja do tego jak wyglada wlasnie ten maraton. Nie ma w polsce i nie bedzie jeszcze dlugo tak dobrze zorganizowanego maratonu, ponad 40 tys. ludzi puszczanych sprawnie w odstepach 50 min. i nie ma co gdybac o korkach i tlumach. A przede wszystkim tu przed, w trakcie i po maratonie jestes bohaterem, wszyscy gratuluja, babcie w metrze ustepuja miejsca, nie wspominajac o kibicach na calej tresie- i to robi atmosfere a nie drapacze chmur. Wize dostaje sie na taki wyjazd od reki i pozostaje probowac miec czas albo losowac a nie gdybac, koszta wyprawy sa przereklamowane, tutaj takze sa hotele na polska kieszen
„koszta wyprawy sa przereklamowane” – to ile wyniósł Cię wyjazd? Czyli bilety+jedzenie+plus+noclegi+startowe?
Bo nie sądzę, by poniżej 3 tys. zł i to tylko pod warunkiem, że byłaś tam kilka dni. A często na taki wyjazd chce się zabrać swoją drugą połówkę, no i wydłużyć go o co najmniej kolejnych kilka dni. Wyjazd na dowolny polski maraton to maksymalnie 500 zł, a i to pod warunkiem, że masz daleko i nie dzielisz się paliwem z kimś znajomym (o co nie jest trudno).
Ale chyba mowimy o maratonie ktory jest marzeniem kazdego biegacza a nie o jednym z 2-3 ktore kazdy srednio biega w roku. To byl moj prezent na 40 urodziny i szykowalam sie 2 lata zeby to byla taka wisienka na torcie, zabawa a nie kolejna proba robienia zyciowki. Tak naprawde najdroze jest wpisowe i przelot a jedzenie, metro i hotel jak w polsce, sa osoby tutaj ktore przynajmniej 2-3 lata sie na ten strat szykowaly, znalazly tanie loty nie prze polskie linie i wiez mi nie sa to az takie koszty, podkreslam jak traktujesz ten marraton wyjatkowo i dlugo sie szykujesz a nie jako kolejny zaliczony. A wart jest potraktowania wyjatkowo
Fantastyczny prezent!:) Zdecydowanie się zgadzam z tym co napisałaś, ale z zastrzeżeniem, że przeciętnego Polaka na coś takiego i tak nie stać, a szkoda… Wielu biegaczy zbiera na NY Marathon kilka lat, to prawda, ale w morzu maratończyków stanowią oni kroplę.
Bilet w dwie strony do NY można dostać już od ok. 1600 zł, a więc jeśli jest to wyjazd, na który się przygotowujemy fizycznie i finansowo jakiś czas to cena wyniesie tyle co wakacje w Egipcie czy innym Śródziemnomorskim kraju…, a kraj naprawdę warty zobaczenia. Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia galerii https://plus.google.com/photos/101759951934240107711/albums/5934675067885036817
Świetne zdjęcia! I do tego takie USA w pigułce 🙂
Mimo, że lot i zwiedzanie Nowego Yorku to jedno z moich marzeń (jak chyba dla wielu ludzi) to właśnie też mam mieszane uczucia co do tego maratonu. Niby jeden z najważniejszych, największych, najbardziej prestiżowych ale… no właśnie, ale. Wydatek finansowy na taką imprezę, lot, koszty pobytu tam chyba są zbyt wielkie dla zwykłego śmiertelnika. Za duże na pewno dla mnie, żeby od tak zdecydować, że wydaję tysiące złotych aby przebiec maraton. Jednak osobiście moim marzeniem jest maraton w Londynie. Dzięki temu, że w Londynie byłem kilka razy a nawet mieszkałem tam pewien czas wiem, że wydatki dotyczące Londynu są dużo niższe niż NY dlatego wiem, że udział w Maratonie Londyńskim jest jak najbardziej realny.
dokladnie, a w NY nikt nie musi mieszkac na manhattanie, ja np mieszkam w Queens i tez jest super a taniej
ciekawy wpis, zapraszam jutro do mnie przeczytac moją relację z przygotowań do tego maratonu 🙂 i polecam jednak próbować i spełniać marzenia a nie mysleć ,ze nigdy nie bedzie mnie na to stac. Tak sobie mysle ,ze nie ma takiego miejsca na ktore mnie nie bedzie stac, po prostu zrobie wszyskto zeby zarobić i dokonac, poleciec, zobaczyc co tylko bede chciala 🙂 Pozdrawiam
Zgadzam się z Anitą. Właśnie wczoraj wróciłam z Nowego Jorku, gdzie przebiegłam maraton. Był jednym z moich marzeń, które udało się mi zrealizować. I powiem Wam jedno: fantastyczny maraton, perfekcyjna organizacja i atmosfera, jakiej nie odda żaden opis. Pobiegłabym tam jeszcze raz dla tej atmosfery i kibiców. W Nowym Jorku to jest wielkie święto, a biegacze są bohaterami. Nie lubię takich biegaczy- narzekaczy, którzy próbują zniechęcić innych np. do maratonu w Nowym Jorku, chociaż nigdy tam nie byli, bo ich na to nie stać. Najtaniej jest nigdzie nie pojechać, tylko biegać w pobliskim parku lub lesie. Ostatnie zdanie Anity: nie ma takiego miejsca na które nie będzie mnie stać, jeśli będę tylko chciała tam polecieć, zwiedzić i pobiec maraton – ja tak nie tylko myślę, ja to wiem na pewno. Dwa lata temu przebiegłam Antarctic Ice Marathon – żeby pobiec na Antarktydzie i przeżyć niezwykłą przygodę wzięłam kredyt, który za kilka miesięcy skończę spłacać. I wiecie co? – nie żałuję!!! Miejcie marzenia i spełniajcie je! Bo się udaje, jeśli czegoś bardzo się chce i do tego dąży. A biegacze są systematyczni, konsekwentni i zdeterminowani.
Pozdrawiam marzycieli 🙂