W moim biegowym życiu miałem okazję sprawdzić modele butów różnych marek. Były te najbardziej popularne jak Nike, Asics, Salomon. Były i te mniej – Brooks czy Saucony. Nigdy nie przywiązywałem szczególnej wagi to wyboru tego „naj”. Dopiero podczas jednej z rozmów z Pawłem padł pomysł, by wybrać swoją topową „trójkę”. Jako, że zazwyczaj poruszam się biegowo po górskich szlakach, w moim topie znalazły się głównie buty trailowe, choć jest również miejsce dla mojego ulubionego asfaltowca.
Salomon S/LAB Ultra 2
Napiszę krótko – PETARDA. Jak na razie nie trafiłem na lepszego buta trailowego, niż wymieniony Ultra 2 od Salomona (a biegam po górach już dobre kilka lat i miałem na sobie kilkanaście modeli butów). Amortyzacja, dopasowanie cholewki do stopy, delikatność a jednocześnie przyjemna sztywność materiału – to cechy, które urzekły mnie przy pierwszym kontakcie z tym modelem. I mimo, że jest to but przeznaczony głównie dla ultrasów, to w tej chwili „klepię” w nim dystanse od szybkich piątek po maraton. Nie ma dla mnie znaczenia czy jestem w Bieszczadach, Beskidzie czy przemierzam strome zbocza Orlej Perci w Tatrach. W tych butach za każdym razem czuję się komfortowo.

Co więcej, but bardzo dobrze radzi sobie nawet na nawierzchni asfaltowej, co jest jego dużym atutem. Nie wysokie kołki bieżnika oraz guma Contagrip dają poczucie dobrego trzymania, zwłaszcza w skalistym terenie. No i oczywiście, jak to bywa w butach francuskiej marki, nie mogło zabraknąć, w mojej opinii najlepszego rozwiązania na rynku jeśli chodzi o wiązanie buta czyli systemu QuickLace.
But jest prawie bezszwowy, waga to około 285 g, a drop wynosi 8 mm, więc wszystkie parametry są dla mnie optymalne. Największym minusem tego buta jest jednak jego cena – uważam, że zdecydowanie za wysoka.
Salomon S/Lab Wings 8
Totalna klasyka. Aż żal serce ściska, że nie produkują już tego modelu. Pamiętam, że to były moje pierwsze buty trailowe, w których biegałem po Tatrach. Do dziś się nimi zachwycam mimo, że nie mam ich już w swojej kolekcji.
Była przyczepność, była niewielka waga, był przyzwoity drop, super dopasowanie do stopy dzięki znanemu SENSIFIT’owi. Ale ja je uwielbiałem przede wszystkim za zadziorny charakter i ich szybkość. Ten but dawał mi poczucie, że można się w nim poruszać naprawdę szybko! Fast&Light – to było (i nadal jest) moje ulubione hasło, kiedy biegam po górach.

Posiadałem model SG, czyli przeznaczony na bardziej miękki teren. Kostki bieżnika w tym bucie były większe niż w standardowych modelach Salomona, dzięki czemu dawał radę w bardziej wymagających, błotnistych terenach. Był też mocno zabudowany z przodu, więc nie było większych problemów w przypadku uderzenia o wystające kamienie czy konary. I choć na bardzo twardym terenie nie było super komfortowo, to jednak inne jego zalety potrafiły przykryć tą małą wadę.
Uważam, że wypchnięcie go z kolekcji S/LAB nie było dobrym rozwiązaniem. Jego następca (którego też mam) to już nie to samo, co magiczna ósemka, dlatego nie mogło jej zabraknąć w moim zestawieniu.
Brooks Ghost 12
Z Brooks’em mam tak – wkładam i wiem, że wszystko będzie dobrze. W kolekcji miałem do tej pory dwa modele (Cascadia 12 oraz Levitate 2). Ghosta znałem tylko z przymiarek. Już poprzednie wersje napawały mnie dużym optymizmem, dlatego w tym roku zdecydowałem się nabyć najnowszego flagowca Amerykanów.
Efekt? Klepię w nim wszystkie treningi asfaltowe – od długich spokojnych wybiegań po szybkie interwały. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony jak ten but pracuje podczas biegu. Daje mi naprawdę duży komfort na długiej wycieczce, a jednocześnie mega dynamikę, kiedy potrzebuję znacznie zwiększyć prędkość! Początkowo trochę bałem się szerokości jego cholewki. Moja stopa należy raczej do tych węższych, a nie od dziś wiadomo, że modele Brooks’a dają sporo miejsca w bucie, zwłaszcza w jego przedniej części. Obawy minęły zaraz po pierwszym treningu. Nie było żadnego problemu z luzem. Stopa trzyma się pewnie i stabilnie, choć może na ostrych zakrętach trochę mi uciekała. Ale to drobiazg.

Bezszwowa cholewka daje poczucie lekkości i dobrego dopasowania na śródstopiu. Nawet nie muszę zbyt mocno wiązać sznurówek! Dodatkowym atutem jest też na pewno miękka wyściółka wewnątrz buta – doceniłem to zwłaszcza na długich wybieganiach. Ghosty lubię również za ich podeszwę, a przede wszystkim bieżnik – nie jest płaski, a wręcz odwrotnie, dość wysoki jak na but asfaltowy, dzięki czemu mogę go zabrać nawet na lekki cross.
Generalnie czasami mam wrażenie, że tego buta w ogóle nie czuć na nodze. Przy wadze około 285g to dość odważne stwierdzenie, ale tak naprawdę jest. Jedynie drop w tym bucie nie jest do końca moim sprzymierzeńcem – 12 mm to w moim przypadku już sporo. Potrafię go okiełznać, jednak nie obraziłbym się, gdyby był te 2-4 mm niższy.
Ale fajny wpis , dzięki za to! A ja już czekam na swoje ultra Lab 2 🙂 W KOŃCU STOPA MI za nie podziękuje mam nadzieję 🙂