Jak co roku w wakacje Nike pokazało nowe LunarGlide. Tym razem jest to już ich piąta odsłona, i druga po LunarGlide+ 4, którą mam okazję testować. W bucie zastosowano wszystkie technologie sprawdzone przy poprzednim modelu. Mamy więc i Lunarlon, i Dynamic Support i BRS1000 i Flywire. Zmienił się tylko wizualnie, bo mam wrażenie, że tegoroczna edycja wygląda zdecydowanie lżej.
Systemy
Przede wszystkim skoro LunarGlide to pianka Lunarlon. To ona daje tą całą miękkość pod stopą i amortyzację wstrząsów. Ona w dużej mierze sprawia, że buty są takie miękkie i wygodne.
W Lunarach mamy też Dynamic Support, który jest specyficzną dwuelementowa konstrukcja podeszwy środkowej, która stabilizuje stopę i amortyzuje uderzenia o podłoże. Wykonany jest z właśnie z pianki Lunarlon ułożonej w dwa przeciwstawne kliny. Jeden klin wykonany jest z bardziej gęstej pianki, drugi z mniej gęstej. To cała tajemnica tego rozwiązania.
Znajdziemy tu też BRS 1000, czyli twardą gumę węglową, która chroni najbardziej ścieralne elementy podeszwy przed zbyt szybkim zużyciem. Najwięcej jej jest oczywiście pod piętą.
Wreszcie w Lunarach mamy Flywire, czyli żyłki oplatające śródstopie, które w założeniu mają jak najlepiej dopasowywać but do stopy. Do tego rozwiązania od samego początku nie byłem przekonany. Trochę w Nike’ach już biegam i nie widzę różnicy. Czasami but z Flywire jest dobrze dopasowany, czasami nie. Czasami nawet but bez Flywire leży lepiej niż ten z żyłkami.
Oraz inne drobiazgi…
Tak samo jak w przypadku wszystkich poprzednich LunarGlide?ów w oczy rzuca się duży ?klips? na pięcie. Jest obecny w butach od samego początku. Pełni rolę wsparcia i stabilizacji piety. Czy trzyma? Mam nadzieję, że tak. W poprzednim modelu nie miałem do tego elementy żadnych uwag.
O kompatybilności z systemem Nike+ i miejscem na sensor wręcz nie ma, co się rozwodzić. But oczywiście jest w pełni z nim zgodny. Miejsce na sensor znajdziemy tradycyjnie pod lewą wkładką.
Jest jedna rzecz, która dla mnie odróżnia go od LunarGlide+ 4 – wizualna lekkość. Starszy brat jest zbudowany podobnie, lecz w zeszłorocznym designie podeszwa była mocno kolorystycznie oddzielona od cholewki. W ten sposób z daleka widać było jej grubość i masywność. W tym roku, choć konstrukcja wygląda bardzo podobnie, podeszwa jest dużo bardziej kolorystycznie spleciona z cholewką. To tuszuje jej grubość i daje wrażenie lekkości. Dobrze by było, gdyby w bieganiu buty też były takie lekkie…
W ten oto sposób but Nike LunarGlide+ 5 jest technicznie bardzo podobny do swojego poprzednika. Występują w nim dokładnie te same elementy, co w jego starszym bracie. Różnią się tylko designem, który to w przypadku najnowszego modelu jest dużo lżejszy. Po LunarGlide+ 5, tak samo jak po poprzedniku można oczekiwać przede wszystkim wygody, solidnej dawki amortyzacji i przewiewności. Mam nadzieje, że wszystko to od niego dostanę.
Mi jakoś nie podpasowały lunary – dużo za miękko a podeszwa wręcz wypukła przez co robiła mi ogromny pęcherz na podeszwie. Wyglądają rzeczywiście świetnie.
Są po prostu piękne 🙂 Co tu dużo mówić 🙂
Mi się w LG +3 biegało bardzo dobrze. Fajna linia butów.
Ja biegałam przez krótki czas w LG+4 i miałam problemy z odciskami i otarciami, ale prawdopodobnie dlatego że były mi trochę za małe. Bardzo podobało mi się w tych butach to, że są lekkie i przewiewne. No i ta stylistyka… Planuję dać im jeszcze jedną szansę, tym razem jednak zakupię buty rozmiar większe. Pozdrawiam!