Maraton: 5 błędów, których mogłem uniknąć…

14 kwietnia 2015 4 min czytania
Orlen Warsaw Marathon - miasteczko biegacza

Maraton nie wybacza. Takie 10 kilometrów da się pobiec z marszu. Półmaraton również. Na krótszych biegach nawet jak coś pójdzie nie tak, to sobie poradzimy. Natomiast jak coś zawalimy na maratonie to skończyć się to może piękną katastrofą. Ja miałem takich kilka…

REKLAMA

Nie wiem który błąd był największy, ale każdy z nich powodował, że kończyłem w czasie nie takim jaki sobie zakładałem. Czasami była to katastrofa i wynik w rejonach 5 godzin, czasami strata tylko 5 minut, ale te 5 minut też boli kiedy walczyłem o życiówkę.

Kupiłem sobie na Expo nowy żel…

Klasyczny przykład kombinowania na ostatnią chwilę. Bo właśnie w ostatniej chwili zorientowałem się, że brakuje mi żeli… Wtedy korzystałem regularnie z żeli Nutrendu. Te miałem sprawdzone i nie miałem po nich sensacji. No, ale na maraton brakowało. Obszedłem więc Expo i co… i nic… Nutrendu nikt nie ma. Kupiłem Vitargo…

Sensacji na szczęście wielkich nie było ale po Nutrendach tradycyjnie nic się nie działo. Vitargo natomiast odbijało mi się nieprzyjemnie do samej mety. Nie ten smak, nie ten skład. Żołądek nie nauczył się jak tą mieszankę w warunkach bojowych trawić.

Nie jest to wina Vitargo tylko moja. Później wiele razy używałem żeli Vitargo i było dużo lepiej. Natomiast ten pierwszy raz wspominam okropnie.

A wystarczyło na kilka dni czy tygodni przed, kupić więcej tego sprawdzonego Nutrenda…

Rano zjadłem za dużo węglowodanów…

Z reguły nie przejmuję się dietą, liczeniem ile czego zjadłem i dlaczego tego nie powinienem. Śniadania przed startem jadam też najczęściej takie same jak na co dzień. Raz mi się natomiast zachciało zrobić sobie ładowanie węglowodanowe… A więc najpierw 3 dni bez węglowodanów, a potem 3 dni na węglowodanach. Nawet śniadanie przed startem było stricte węglowodanowe. Efekt?

Do piętnastego kilometra było ok, a potem od 15 do 25 wszystkie toi-toiki moje. Dosłownie wszystkie plus jeden krzak. Siły w nogach były, ale co z tego jak biegałem interwałowo od toi-toia do toi-toia… Końcówkę pobiegłem już bez problemów ale co straciłem wcześniej to straciłem.

I znowu jest tak jak z tym Vitargo. To nie „ładowanie węglowodanami” jest złe tylko to, że nigdy tego nie robiąc i nie wiedząc jak to dokładnie działa, testowałem to przed samym startem. Efekt – mizerny…

A wystarczyło nie kombinować i zjeść to co zawsze, czyli kilka kanapek i jajka na miękko.

Orlen Warsaw Marathon - na trasie

Zacząłem finisz na 35 kilometrze…

Błąd który swego czasu prawdopodobnie kosztował mnie życiówkę. Przed tym biegiem życiówka wynosiła 3:28. Wystartowałem z grupą na 3:30 i biegłem z nimi jak po sznurku na 3:30 brutto. 5, 10, 15, 20, 25, 30 kilometr wszystko szło zgodnie z planem. Aż nadszedł kilometr 35 gdzie na punkcie odżywczym grupa się rozsypała i nagle wszyscy zostali za mną. Nie czekałem. Pobiegłem sam. Podkręciłem tempo i wyprzedzałem innych. A potem co… koło 39-40 zaczęło mnie odcinać. Nie byłem w stanie sam utrzymać przewagi nad balonikiem na 3:30 i w końcu pacemakerzy mnie dogonili. Skończyłem w 3:30 netto, a życiówka nadal stała i stoi na 3:28…

A wystarczyło trzymać się planu i biec z pacemakerami do 40 kilometra.

Nie zszedłem kiedy było mi słabo…

To chyba największy przykład nie tyle błędu, co mojej głupoty.

Do Wrocławia pojechałem na antybiotykach. Do tego było bardzo gorąco tego dnia. Czułem się osłabiony ale wystartowałem. Co prawda asekuracyjnie bo nie czułem się w pełni sił. Lecz asekuracja nie pomagała i z każdym kilometrem czułem się coraz gorzej. Około 20 kilometra już tylko powłóczyłem nogami. Gdzieś po 30 kilometrze było mi już tak słabo, że leżałem na chodniku, a kibice podawali mi wodę.

Wtedy powinienem zejść. A nawet powinienem zejść jeszcze wcześniej bo to nie pierwszy raz kiedy czułem się słabo. Na tym 30-ktorymś było mi już tak słabo, że leżałem na chodniku. Gdyby mnie wtedy zauważyli sanitariusze to skończyłbym w karetce… Szkoda, że tego nie zrobili…

A wystarczyło po prostu schować dumę (Co?! Ja nie nigdy nie zejdę z trasy!!) do kieszeni i pomyśleć o własnym zdrowiu. Zdrowie ma się tylko jedno, a skoro już nawet iść nie miałem siły to powinienem zejść. Skończyłbym bez cierpienia na trasie.

Orlen Warsaw Mararton - meta

Pojechałem na maraton prosto z pracy…

A w zasadzie to po 7 dniach w pracy z rzędu… Bo co? Ja nie pobiegnę maratonu po tygodniu pracy?! Ja?!?! Potrzymaj mnie piwo i patrz…

Prawda jest taka, że nie pobiegnę. Ja taki właśnie mocno przemęczony pracą pojechałem do Gdańska. Efekt? Do 20 biegło mi się dobrze, a potem… stanąłem. Wyższa temperatura też pewnie dołożyła swoje ale żeby aż tak?! Żeby już na 20 kilometrze mi sil zabrakło? Efekt był taki, że od 20 do 30 jeszcze walczyłem, a potem, kiedy mnie wszystkie baloniki minęły zrobiłem sobie spacer do mety. Dumny z tego nie jestem…

A wystarczyło wziąć z jeden dzień odpoczynku bezpośrednio przed zawodami i więcej odpoczywać w ostatnim tygodniu. To takie proste…

REKLAMA
Paweł Matysiak
Autor wpisu Paweł Matysiak

Bieganiem oraz doborem odpowiednich butów do biegania zajmuję się od kilkunastu lat. Prywatnie jestem biegaczem-amatorem a w swojej biegowej przygodzie startowałem zarówno na 1000 metrów na bieżni jak i w górskich biegach ultra. Zawodowo udzielam porad dotyczących wyboru odpowiednich butów do biegania. Sam mam ich w domu więcej niż jestem w stanie policzyć.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
js
js
9 lat temu

Część,
Za 2 miesiące biegnę swój pierwszy maraton. Mam jeszcze trochę czasu aby potestować żele. Jakie polecasz?