V Festiwal Biegowy, czyli Koral Maraton po raz drugi

7 września 2014 7 min czytania
Koral Maraton - na trasie

Jak Festiwal to Maraton. Jakoś na razie nie mogę inaczej. I wiem że nie będzie łatwo bo na trasie są dwie górki z czego ta większa na 39 kilometrze, to co tam. Jak mam jechać do Krynicy to na maraton. Tak więc i na Festiwalu Biegowym byłem po raz drugi i po raz drugi startowałem w Koral Maratonie. I nawet wynik na mecie taki podobny do zeszłorocznego…

REKLAMA

Biuro zawodów nadal chaotyczne

Odbiór pakietu startowego to coś od czego zacząłem wizytę w Krynicy. W zeszłym roku biuro zawodów było chaotyczne i w tym roku było podobnie. Wiem że jak na taka ilość biegaczy drobne zgrzyty są nieuniknione, ale w Krynicy są regułą. Nie wiem też czemu biuro było w dwóch różnych miejscach. Pierw byłem w jednym, wysłali mnie do namiotu obok. Potem z namiotu obok przysłali mnie do tego w którym byłem najpierw… Poza tym zgrzytem był fakt, że najpierw nie było mojego nazwiska na listach startowych co zrozumieć mogę bo nie zapisałem się normalnie tylko byłem zaproszony na Festiwal bezpośrednio przez organizatorów. OK. Później natomiast dostałem numer startowy… IronRun!! Ładny, bo dwucyfrowy gdzie większość starowała z czterema cyferkami na klacie. Ale z drugiej strony jak to?! Normalnie! Pobiegnę Koral z numerem z Irona. Niby nic takiego, ale sprowokowało to później kilka mniej lub bardziej zabawnych sytuacji.

Przed startem mgliście. Z pięknego widoku z wysoka z poprzedniego dnia nie zostało nic. W dniu startu miałem wrażenie, że śpię w chmurze. W prawo chmura, w lewo chmura, w gore chmura, gdzie by nie spojrzeć chmura. Tylko w dole widziałem dach części parterowej hotelu.

Koral Maraton - start

Ale maratony dobry

Start tez z środka tej chmury. Co prawda na dole widoczność była OK, to jednak słońca zobaczyć się nie dało. Dla kibiców, fotografów i innych – słabe warunki. Dla mnie – bomba, bo nie będzie za ciepło. A przynajmniej dopóki ta chmura się nie podniesie czy rozwieje…

Ruszyliśmy punkt 8:30. Maraton i półmaraton razem. Przed startem spiker powtarzał do znudzenia wręcz, że na piątym kilometrze półmaraton skręca w lewo. Maraton biegnie prosto. Półmaraton w lewo. Maraton prosto. Jak ktoś nie słyszał i nie załapał to musiał być co najmniej głuchy….

Pierwsze piec kilometrów bardzo spokojne. Biegnę na totalnym luzie w grupie biegaczy. Staram się pilnować tempa, ale się nie da. Pierwsze pięć kilometrów jest z górki, więc nawet kiedy się nie staram to biegnę po 5:00 min/km. Jakbym się zaczął starać to grzałbym po 4:00 min/km… A potem na 10 kilometrze bym padł…

Koral Maraton - przed startem

Na piątym kilometrze się rozdzielamy. Półmaraton w lewo. Maraton prosto. Po prawej znajome bocznice kolejowe. Chwilę gadam z innymi biegaczami, ale w końcu stwierdzam, że trzeba oszczędzać siły i odpuszczam… gadanie. Chmura nadal się nie podniosła, więc powietrze jest rześkie i wręcz idealne dla mnie do biegania.

Przypominam sobie też jak to było rok temu. Było niemal tak samo z wyjątkiem pogody. Rok temu było tak samo tylko od startu w słońcu. Teraz są chmury, ale poza tym nic się nie zmienia. Pierwsze 10 kilometrów robię znowu dużo szybciej niż to planowałem.

Wyhamowuje dopiero w Muszynie. Zjadam pierwszy żel i chwile później z głównego asfaltu wpadamy w małą drogę wzdłuż rzeki. Tam pierwszy raz ktoś krzyczy do mnie: „O! Jest Iron! Dawaj Iron!”. Nie byłem jeszcze zmęczony, więc odkrzykuje, że ja mam tylko numer z Irona a biegnę tylko maraton.

Później pierwsza górka, czyli Jastrzębik. Czuję, że na podbiegach robi mi się ciężko, ale to wiem, że nigdy nie byłem w nich dobry. Za to czekam na choćby małe zbiegi gdzie nadrabiam to, co straciłem. Ostatnie sto metrów pod górę profilaktycznie szybko podchodzę, ale wiem, że za chwilę będzie zbieg. Na zbiegu gonię! Gonię i przeganiam! Znowu słyszę coś o Ironie…

Na dole znowu jest płasko, ale to już półmetek. Półmaraton po drodze robię w jakieś 1:50. Jest dobrze, ale jak na razie miałem więcej w dół niż w gorę, a poza tym jeszcze jedna górka (górka zawsze brzmi lepiej niż góra) przede mną. Poza tym chmura się podniosła i wyszło słonce. A to nie jest to, co podoba mi się najbardziej. W słońcu będzie trudniej…

Plaska część przez Muszynę do Powroźnika biegnę nadal równo, ale już zupełnie innym tempem niż pierwsze 10 kilometrów czy zbieg przez Złockie. Teraz biegnę po 5:20 min/km i to wszystko, co na tą chwilę jestem w stanie biec bez zarzynania się. Przy okazji też pierwszy raz są na fotce moje plecy. Taki efekt uboczny przybicia piątki dziecku.

Koral Maraton - na trasie
fot. D. Tyszka

Gdzieś około 27 kilometra mam pierwszy kryzys. Mam kolejne deja-vu, bo w zeszłym roku też od tego miejsca zrobiło się ciężko. W sumie można się tego spodziewać, bo tu droga zaczyna się lekko wznosić. Nie pytajcie, na którym kilometrze jest szczyt tego podbiegu. Na 27 kilometrze Koral Maratonu nie zadaje się takich pytań… W każdym razie na najbliższym punkcie z wodą przechodzę na chwile w marsz, ale po napiciu się zbieram się i zaczynam znowu biec. Generalnie biegnę w nieco idiotyczny sposób, bo kiedy biegnę tempo mam szybsze od innych, ale kiedy na punktach czy czasami pomiędzy nimi przechodzę w marsz to mnie doganiają. Pal licho, byle do przodu.

Tak wbiegam coraz dalej i wyżej. Mija 28, 29 i 30 kilometr. Na 30 kilometrze trafił mi się wesoły punkt kibicowania gdzie z megafonu słyszę z megafonu „Paweł biega! Paweł biega!” No biega. Pod gore trochę podszedł, ale w dół pobiegł…

Gdzieś na tej drodze dociera do mnie ze, że nadal mam szansę na poprawienie wyniku z zeszłego roku. W zeszłym roku miałem 3:52 a patrząc na zegarek teraz mam szanse mieć lepszy czas. Wiec trzeba się starać. Mniej iść więcej biegać. Docieram do 36 kilometra. A tam skręt w lewo i z lekkiego podbiegu robi się duży podbieg. Do szczytu jeszcze jakieś 2,5 kilometra!!

Koral Maraton - medal

Idę! Szybko, ale idę. Wiem z doświadczenia, że szybko idąc mam dużo mniejsze tętno, niż kiedy staram pod tą górę biec. Szybko idąc też nie jestem wiele wolniejszy niż ci, którzy pod gore próbują wbiegać. Wiec idę, a gdzie jest bardziej płasko – łamiemy 3:52! – tam biegnę!

W końcu widzę tabliczkę „Krynica-Zdrój”. Kibice krzyczą, że za nią jest w dół. Ja krzyczę, że czekałem na ta tabliczkę. A potem widzę na zegarku 3:35, mijam tabliczkę i lecę w dół. Pierwsze kilkaset metrów uda bolą jak cholera i chcę zwalniać, ale w końcu puszczam się jak mogę. W serpentyny wchodzę mocno po wewnętrznej. Tak mocno, że zahaczam raz o popękany asfalt i przez chwilę myślę, że polecę na zęby. Jednak nie. Mijam jednego, mijam drugiego. Mijam tych, którzy minęli mnie pod górę.

W centrum Krynicy widzę coraz więcej kibiców. Ktoś znowu krzyczy „Dawaj Iron!”. Ktoś liczy, że jestem dwunastym Ironem. Nie mam siły nawet próbować tego tłumaczyć. Lecę do mety i skoro już uważają mnie za Irona to pobiegnę ta końcówkę jak Iron. Znowu, jak przystało na Irona, mijam kolejnych.

Na deptaku kończy się zbieg i czuje jakbym stał się nagle z 10 kilo cięższy. Jeszcze trochę! Już nikogo przed sobą nie widzę, więc już nie mam, kogo gonić. Teraz tylko muszę nie dać się dogonić temu z tyłu. Na ostatnim ostrym zakręcie zerkam za siebie. Przewagę mam dużą. Ostatnia prosta to znowu jakieś Ironowskie okrzyki. Nawet spiker coś tam nawija „No i mamy kolejnego Irona…”. Ja mam to gdzieś. Wpadam na metę i mogę przestać biec. Czas na ręku 3:51, a netto 3:50:57!

Koral Maraton - na mecie

Dziewczyna wiesza mi medal z IronRun. Chce jej powiedzieć, że to nie tak. Że ja tylko numer mam z Irona. Że ja chcę medal za maraton… Zanim udaje mi się wysłowić sytuacje prostuje sędzia. Zdejmują mi medal IronRun – nie mój, ale to strasznie dziwne uczucie jak zdejmują ci medal z szyi. Chwilę po tym wieszają ten właściwy. Mam go! Mam medal z Koral Maratonu.

Finalnie okazało się, że jednak nie poprawiłem wyniku z zeszłego roku. Nie wiem, co mi się ubzdurało z tym 3:52, bo w zeszłym roku pobiegłem tutaj 3:48. Mniejsza o to. Po 30 kilometrze różne rzeczy przychodzą do głowy. Chciałem wtedy złamać 3:52 i złamałem. Na dziś wystarczy!

Plan wykonany! Z Krynicy po raz kolejny wracam z tarczą!

REKLAMA
Paweł Matysiak
Autor wpisu Paweł Matysiak

Bieganiem oraz doborem odpowiednich butów do biegania zajmuję się od kilkunastu lat. Prywatnie jestem biegaczem-amatorem a w swojej biegowej przygodzie startowałem zarówno na 1000 metrów na bieżni jak i w górskich biegach ultra. Zawodowo udzielam porad dotyczących wyboru odpowiednich butów do biegania. Sam mam ich w domu więcej niż jestem w stanie policzyć.

Subscribe
Powiadom o
guest
6 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Tamitola
10 lat temu

Brawo! Jest czego pozazdrościć 🙂

Malgorzata Wrzesińska

Jeszcze raz gratuluję Pawle i pozdrawiam 🙂

Krzysiek
Krzysiek
10 lat temu

Brawo! Gratulacje i pozdrowienia 🙂