World Marathon Majors – okiem Biegowego Wariata

14 kwietnia 2023 14 min czytania
World Marathon Majors - Biegowy Wariat #12

Biegacze amatorzy mają różne wyzwania: Koronę Maratonów Polskich, Koronę Półmaratonów… natomiast na świecie największym tego typu wyzwaniem jest World Marathon Majors – sześć największych maratonów. Ukończenie wszystkich sześciu jest wyzwaniem, które nie jest łatwe, szczególnie logistycznie. Spośród Polaków wyzwanie ukończyło niecałe 100 osób, w tym Biegowy Wariat.

REKLAMA

Zacznijmy więc od początku i prostszych pytań. Czym jest World Marathon Majors?

To jest zbiór, na tę chwilę, sześciu największych maratonów na świecie, czyli zaczyna się od Tokio, potem jest Boston, Londyn, Berlin, Chicago, a na koniec Nowy Jork.

Pamiętasz ilu Polaków ukończyło wszystkie sześć maratonów?

Do tej pory, odkąd istnieje cała szóstka, jest to dziewięćdziesiąt osiem osób, a ja jestem dziewięćdziesiąty piąty.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #1

Ile Ci to zajęło?

Osiem lat. Osiem lat pracy, ale myślę, że jakby nie było pandemii to zrobiłbym to przynajmniej dwa lata wcześniej. Tak się natomiast wszystko potoczyło, że zajęło mi to osiem lat z czego w Tokio byłem dwukrotnie.

Zaczęło się od…

Zacząłem tak trochę żartobliwie od Chicago.

A dlaczego żartobliwie?

Przeglądając kiedyś blog „Pora na Majora” Oli Mądzik rzuciłem hasło, że fajnie by było jakbym swój drugi maraton w życiu zrobił w Chicago. Jedni robią Koronę Maratonów, Koronę Półmaratonów w Polsce, a ja stwierdziłem, że nie będę się rozdrabniał. Rzuciłem rękawicę losowi.

Który to był rok?

Chicago to był 2016 rok, a Tokio teraz zakończyłem w 2023 roku.

A czy jak jechałeś do Chicago to już wiedziałeś że to będzie ,,major”?

Wiedziałem. Powiedziałem, że jak już zacznę to skończę. W drodze do Chicago powiedziałem też, że ostatni maraton przebiegnę w Tokio. To też było takie trochę przekorne bo byłem dwa razy w Japonii, ale podczas pierwszej mojej wizyty nie mogłem wystartować w maratonie przez pandemię. Wydawało mi się, że jednak skończę Bostonem. Życie natomiast tak się ułożyło, że tak jak powiedziałem w drodze do Chicago tak się stało.

Pamiętam też jak siedziałem z moją żoną na ławce w parku i Marta zapytała się mnie: „No dobrze. Polecisz do tego Chicago, a gdzie byś chciał skończyć?”. Odpowiedziałem, że w Tokio i… dopiąłem swego.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #2

A z czego wynikała kolejność jaką obrałeś?

Kolejność wynikała najbardziej z losowań. Chicago było wylosowane. Później był Berlin. Później był Nowy Jork, Londyn, Boston i Tokio.

No właśnie. Losowania? Czy to jedyny sposób, aby się dostać na maratony World Marathon Majors?

Na część ,,majorsa” można się dostać poprzez losowanie, ale nie tylko. Część z nich ma możliwość wyboru ścieżki charytatywnej. Można też pobiec mając pakiet sponsorski. Można skorzystać z usług tzw. Tour Operatora, ale to dotyczy tylko maratonów poza Bostonem. W przypadku maratonu w Bostonie nie ma możliwości kupienia pakietu przez Tour Operatora ani możliwości zdobycia pakietu poprzez losowanie. Tutaj trzeba wybiegać czas w swojej kategorii wiekowej. Ewentualnie zdobyć pakiet sponsorski lub mieć wolne 5000 tysięcy dolarów na karcie kredytowej na ścieżkę charytatywną.

Te pięć tysięcy nie brzmi dobrze!

Tak. Szczególnie jak się przeliczy te 5000 razy kurs dolara. Zostaje więc wybiegać wynik. Do pozostałych natomiast jest więcej dróg. Podsumowując do Chicago mamy możliwość zdobycia pakietu przez losowanie, tour operatora, ścieżkę charytatywną lub minimum wynikowe. W Berlinie, Nowym Jorku, Tokio jest dokładnie tak samo. Co do maratonu w Londynie to bardzo ciężko jest się tam dostać Polakom przez losowanie. Nie znam osobiście żadnego takiego, choć podobno jest co najmniej jeden, który został wylosowany. Zostaje więc pakiet sponsorski, tour operatora lub ścieżka charytatywną.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #3

Czyli z tego co mówisz to do Londynu chyba najtrudniej się dostać?

Nie. Mimo wszystko najciężej jest się dostać do Bostonu.

A odwróćmy pytanie. Gdzie najłatwiej?

Najłatwiej jest się dostać do Nowego Jorku. To jest takie trochę przekorne, bo można by pomyśleć, że jako że jest to największy maraton będzie to będzie najtrudniej a w sumie dla Polaków jest najłatwiej się dostać.

Jesteś w stanie policzyć ile Cię to wyzwanie kosztowało?

Wiesz co, nie przeliczam tego. Myślę, że… nie wiem… 40 000 złotych cała ta impreza mnie kosztowała. Może więcej, ale nie starałem się tego liczyć, bo to było jedno z moich marzeń, a marzeń się nie przelicza na pieniądze.

Wróćmy do Chicago, od którego się zaczęło. To chyba najbardziej płaski ,,majors”.

Tak. Tylko Chicago ma to do siebie, że jest wietrznym miastem. Potrafi tam niemiłosiernie wiać, ale ja na szczęście trafiłem na taką dobrą pogodę, że wiało mi w twarz od piątego do jedenastego kilometra, a potem się wiatr od jeziora Michigan odwrócił i miałem go prawie w plecy. W tym momencie to było fajne. Najtrudniejszy pod kątem trasy jest natomiast Boston.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #5

Tak, jest słynne wzgórze złamanych serc. Złamało Ci serce?

Mnie akurat nie, ale trasa jest zdecydowanie niełatwa. Mogę to porównać do podwarszawskiej Wiązownej, bo niewiele odbiega maraton bostoński od tamtej trasy. Wybiegamy z Hopkinton w stronę Bostonu i to jest jedna wielka linia prosta szerokości trzech, czterech pasów. W Stanach mają bardzo szerokie pobocza. Pierwsze osiem kilometrów mamy sto metrów w dół. Więc przez te osiem kilometrów musimy uważać żeby nie spalić ,,czwórek”, ,,dwójek” i pośladków, bo później trzeba mieć zapas siły na górki.

Widziałem też widok, którego nie da się zapomnieć. Kobieta w wieku około 35-40 lat, która pod tą ostatnią górkę wchodzi na czworaka bo nie ma siły już biec. Widziałem chłopaka z AZS-AWF Kraków, którego minąłem po trzydziestym kilometrze, który dreptał po 7’00/km ze łzami w oczach i nie był w stanie podbiec pod górę. A to jeszcze nie było Wzgórze Złamanych Serc….

Fakt jest natomiast taki, że jak już wbiegniesz na Wzgórze Złamanych Serc zobaczysz taki gigantyczny transparent ,,tu zostawiłeś swoje serce!”. I to jest to! Jak już dobiegłeś do tego miejsca to reszta to już jest mały pikuś. Chociaż maraton bostoński potrafi zostawić też taką wisienkę na sam koniec. Na dwa kilometry przed metą mamy jeszcze taki malutki tunel i podbieg tuż za nim, mimo że tuż obok znajduje się płaska jak stół ulica. Taka trochę ,,złośliwość”, aby do samego końca nie było za prosto.

Meta też robiła wrażenie bo ma się też świadomość, że to miejsce zamachu terrorystycznego z 2013 roku. Do tamtej pory widać było ślady po tamtym zdarzeniu. Ostatnie 400-500 metrów i cała strefa mety ogrodzona jest trójkątnymi barierami, pod którymi idą kable, które przykryte są reklamami sponsorów. To prawdopodobnie urządzenia zagłuszające mające na celu uniemożliwić przeprowadzenie kolejnego zamachu. W strefie mety nie działają też telefony komórkowe.

Efekty zamachu najbardziej widoczne były natomiast w Chicago, który biegłem trzy lata po zamachu, bo wtedy wbiegałem na zupełnie pustą metę. W Chicago już półtora kilometra przed metą był szpaler policji i nie było ludzi. Były tylko metalowe barierki i totalnie pusta meta. Z głośników dobiegało ,,Congratulations!”, ,,You are the best!”, ,,Yeah!!”. Wokół był wielki park, gigantyczna fontanna, trybuny z krzesełkami i… zero ludzi. To naprawdę ,,ryło beret”.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #6

A Nowy Jork? Marzenie większości biegaczy na świecie? Słusznie?

Słusznie i pobiegnę go jeszcze raz! Choć w sumie to nie miałbym nic przeciwko, aby powtórzyć wszystkie sześć „majorsów” i chyba byłbym wtedy pierwszym Polakiem który ustrzeli dublet.

Za co lubisz Nowy Jork?

Za atmosferę. Za tą dziwność i inność w logistyce dotarcia na start. Start jest na Staten Island i zanim się tam dostanie trzeba wstać o czwartej rano, pokonać kilkunastokilometrową trasę łodzią albo autobusem. A żeby się dostać na swoją łódź to trzeba też dobrze zgrać metro. Metro w Nowym Jorku owszem jeździ w nocy całą dobę, o bliżej nieokreślonych godzinach. Ono po prostu przyjeżdża. A potem do dziewiątej rano siedzi się na Staten Island.

I słynny start pod most Verazzanno?

Tak i tak na prawdę masz możliwość wystartowania z dwóch miejsc: albo z górnej części i widzi się panoramę Nowego Jorku i wtedy jest ciężej, bo jest to górka, albo z dolnej części mostu. Wtedy nie widzi się panoramy, ale ma się ochronę od wiatru, deszczu i ogólnie złej pogody.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #7

Dobra, wystartowaliśmy. Jak dalej wygląda Nowy Jork z perspektywy maratonu?

Na początek najgorsze dwie rzeczy. Pierwsza znajduje się na dwudziestym piątym kilometrze, pomiędzy Brooklynem a Bronxem. To największy most jaki jest w Nowym Jorku. Nie życzę podbiegać na niego nikomu, bo to jest wręcz pionowy podbieg. Jest krótki, ale mocno daje się we znaki. Druga rzecz to odcinek wzdłuż Central Parku, na sam koniec. To dwa kilometry ciągłego wbiegania pod górkę na ogromnym już zmęczeniu. Jest to minimalne nachylenie, ale cały czas pod górkę, pod górkę, pod górkę…

Generalnie Nowy Jork jest ciężki, ale emocjonujący. Tam ludzie po prostu wychodzą i kibicują. Pierwszy raz spotkałem się na maratonie z tym, aby kibice rozdawali chusteczki, takie wyciągane z pudełka. Możesz się wytrzeć, wysmarkać. Ludzie starają się pomóc jak tylko mogą i tak samo doceniają tego co biegnie na 2:15 jak i na 6:00. To jest taka sama chęć pomocy, choć wiadomo, że do elity jest utrudniony dostęp. Zresztą poza chusteczkami kibice pomagają wodą, bananami. Mają też obsesję na punkcie pianek marshmallow. Stoją z tacami i mówią: ,,Masz jedz, bo potrzebujesz energii!, „Masz tu cukier!”.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #8

A jak na mecie? Chicago było wyludnione i puste, Boston zabezpieczony niczym strefa zero. A Nowy Jork?

Meta jest w Central Parku, a na metę wbiegasz przez osiemset metrów szpaleru z flag. Każdy kraj, który ma choć jednego uczestnika, jest uhonorowany flagą. Ustawione są po obydwu stronach trasy…

Widziałeś Polską flagę?

Tak i łezka była. To są emocje. Każdy jeden maraton z ,,majorsa” jest fenomenalny. W porównaniu z innymi maratonami, nie umniejszając im oczywiście, wszystko jest naj. Maratony poza ,,majorsami” nie robią aż takiego wrażenia. Tutaj otoczka jest największa.

Hola, hola. Brzmi jakbyś podsumował już naszą rozmowę, a rozmawialiśmy na razie o trzech maratonach. O trzech jeszcze ani słowa nie padło. To może teraz Berlin? Najbliższy Polakom i jedyny z nich, który sam przebiegłem.

Dobrze. Ja maraton w Berlinie przebiegłem dwa razy i dwa razy niestety źle go wspominam. Dwa razy biegłem tam z kontuzją. Bieg jest natomiast bardzo szybki. Trasa jest płaska, nie wieje, zawsze jest optymalna temperatura, jeśli chodzi o kibiców to jest ich sporo, ale dla mnie jest nudny. To najbardziej monotonny maraton jaki można sobie wyobrazić. Berlin jako miasto samo w sobie jest szare i widok na całym maratonie jest szary, jednolity, nic się nie dzieje. Nie ma kolorów, nie ma euforii…

Szara Brama Branderburska na koniec?!

Brama Branderburska tworzy złudzenie, że jak już dobiegasz do niej to myślisz, że meta jest tuż-tuż. Że za nią będzie meta, a tam jest jeszcze prawie kilometr do mety. Część osób przebiega przez nią na pełnej parze, a potem jest zdziwienie i ,,odcinka”, bo dopiero zaczyna się ostatnia dłuuuga prosta.

Londyn w kontraście, kolorowy?

Tak i to jest fantastyczny bieg. Stamtąd mam życiówkę 3:02:48. Nie jest to wybitnie prosty bieg po łatwej trasie. Na 34. kilometrze mamy duży wiadukt, jest sporo nawrotek. Nie ma takich długich prostych jak w Chicago. Bardzo fajnie wygląda doping. Londyńczycy siedzą na mostach, na wiaduktach, dopingują i dosłownie rozkładają kocyki i głośniki prawie w każdym miejscu trasy. Chillują i przez sześć godzin dopingują biegaczy. Wszyscy żyją maratonem!

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #9

Meta? Pamiętasz?

Tak, bo mijałem pałac królowej, mogłem jej pomachać. Pamiętam też, że na samej końcówce pod pałacem ktoś krzyczał: „Biegowy Wariat! Dawaj! Dawaj! To jest końcówka!” i faktycznie to dało kopa. Kilometr wcześniej przy trasie stała też moja żona.

Londyn jest też fantastycznie zorganizowany, bo startuje się z pięciu, sześciu stref i po jakichś pięciu czy sześciu kilometrach wszystkie te grupy łączą się w jedną. W pewnym momencie biegniesz i widzisz jak z bocznych ulic dobiegają kolejni maratończycy, ,,zające” na 3:00, na 3:15. Te wszystkie grupy zbiegają się w jeden czterdziestotysięczny sznur ludzi.

Taki start jest tylko w Londynie?

Nie. W Nowym Jorku jest tak, że możesz startować z górnego lub dolnego poziomu mostu Verazzanno. Pozostałe startują z jednego miejsca. Tokio także.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #4

No więc dobiegliśmy do Tokio, ostatniego ,,majorsa”, wisienki na torcie…

Jestem z niego bardzo dumny. Kocham go za swoją inność, orientalność. Jest to też miejsce bardzo restrykcyjne, a już zwłaszcza w czasach pandemii. Temperaturę ciała i samopoczucie należało zacząć monitorować już na dziesięć dni przed wylotem, należało prowadzić dziennik w aplikacji, zeskanować zdjęcie według wytycznych, mieć paszport covidowy, szczepienia… Masę rzeczy.

Już na miejscu należało samemu wykonać dwa testy covidowe, nadal monitorować temperaturę. To wszystko spinała aplikacja i jeśli na którymś etapie coś poszło nie tak, test wyszedł pozytywnie lub temperatura była za wysoka, to wracałeś do domu. Nie było możliwości startu. Widziałem jednego chłopaka, który stał przede mną, nie zanotował jednego dnia temperatury i podczas skanowania w miasteczku biegowym wyskoczyło czerwone światełko i niestety… Z powodu jednej pomyłki wrócił do domu. Japończycy są nieugięci i bardzo restrykcyjni pod tym względem.

Podobnie jest z samą strefą startu, do której wchodzi się 45 minut przed i trzeba po prostu czekać. Bez możliwości wyjścia, bez dostępu do toalet.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #10

Przesrane…

Powiem, że bardziej przesikane, aczkolwiek Japończycy potrafią załatwić swoje potrzeby w bardzo oryginalny sposób. Rozumiem też brak toalet, bo linia startu ulokowana została przed gubernatorstwem. To jest wiadukt, pod którym jeżdżą samochody, więc nie ma gdzie ustawić toalet. Jeden pas w jedną stronę, jeden w drugą, doniczki i kawałek chodnika. Aczkolwiek już pięćset metrów od samego startu były na trasie pierwsze toalety, więc jeśli ktoś naprawdę potrzebował to mógł od razu po starcie skręcić do takiego pit stopu.

Po starcie okazało się też, że tak jak naród japoński jest cichy, tak tutaj dają sobie pełne prawo do ,,odpalenia się” i na trasie mamy jeden wielki japoński jazgot. Tak jest na całej trasie, w szczególności, że tam jest wiele nawrotek i mogą tych samych biegaczy dopingować dwa razy. Potrafią wręcz zagłuszać i tak jak biegam zazwyczaj ze słuchawkami, tak w Tokio nie dali mi posłuchać muzyki i nawet tryb wyłączenia dźwięku zewnętrznego nic nie dał.

Jak Ci się biegło w tej wrzawie?

Dla mnie było tam bardzo zimno i był bardzo duży wiatr, a w dodatku od trzydziestego kilometra trasa prowadzi przez takie małe wiadukciki, które potrafią po prostu zmęczyć. Nie da się nabrać prędkości i złapać równego tempa, bo za chwilę masz kolejną hopkę. Końcówka jest na szczęście płaska, jest jedna nawrotka i tak dobiegamy do mety przy Pałacu Cesarskim.

Tak właśnie twoje World Marathon Majors dobiegło końca…

Tak. Zakończyło się w Tokio tak jak powiedziałem kiedy zaczynałem to wyzwanie w 2016 roku.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #11

A powiedz, od razu dostałeś medal za ukończenie całej szóstki?

Tak. Musisz tylko zgłosić na trzydzieści dni przed, że bierzesz udział w ostatnim maratonie. Przed startem dostajesz też dodatkowy numer startowy, który musisz przyczepić na plecy, który oznacza że kończysz swoją przygodę z World Marathon Majors. Ja z takim numerem biegłem w Tokio. Więc na swój ostatni maraton zakładasz dwa numery startowe. Jeden na klatkę piersiową i drugi na plecy. Kibice wiedzą co ten drugi numer oznacza, więc kibicują jeszcze głośniej. Wiedzą, że to nie lada wyczyn ukończyć całą szóstkę.

Maratończyków, którzy mają ukończone World Maratohon Majors, jest aktualnie około 10 tysięcy, więc jak na biegową populację, która liczy miliony ludzi, jest to jest to bardzo mały ułamek. Ja jestem szczęśliwy, że jestem dziewięćdziesiątym piątym wśród Polaków. Aczkolwiek myślę, że za chwilę będzie nas setka. Jednocześnie jako Polacy jesteśmy na szarym końcu, jeśli chodzi o ilość osób, które ukończyło World Marathon Majors.

Przy okazji w Tokio pobity został rekord Guinessa?

Tak i jestem z tej okazji wpisany do Księgi Rekordów Guinessa. W Tokio został ustanowiony rekord w ilości biegaczy jednocześnie biegnących swój szósty maraton do World Marathon Majors. Ile ich było nie powiem Ci dokładnie. Coś około trzech, może trzech i pół tysiąca osób.

World Marathon Majors - Biegowy Wariat #12

To tak lekko licząc z 8 % biegaczy w Tokio biegło po swojego szóstego ,,majora”…

Tak. Przy czym warto zauważyć że wynikło to z pandemii. W 2020 roku mogła wystartować tylko elita. W 2021 maraton został całkowicie odwołany. W ubiegłym roku nie zostali dopuszczeni do niego biegacze-amatorzy z zagranicy. Dlatego w tym roku nastąpiła kumulacja biegaczy z trzech lat. Także tych kończących ,,majora”.

Natomiast sam odbiór medalu odbywa się w specjalnej strefie, gdzie czeka pani prezydent World Marathon Majors. Pogratulowała mi, pomachała i to też było fajne, że poza samym medalem dostajesz pelerynę, dodatkową przypinkę, że jesteś takim specjalnym maratończykiem. To nie takie oczywiste ukończyć całą szóstkę.

Znam wielu biegaczy, którym brakuje tylko Bostonu. Nawet dziś rozmawiałem z klientem, który także biegł w Tokio i został mu tylko Boston. Jest natomiast w takim wieku, że musiałby ze swojego wyniku urwać aż 35 minut, aby się zakwalifikować. Jego wydolność nie pozwala mu na to, więc musiałby czekać na przykład do 60 lat…

Tylko czy wtedy będzie jeszcze tak biegał?

No właśnie. Dlatego ,,majors” jest może, jak to niektórzy mówią, fanaberią, ale ukończyć go i ogarnąć przede wszystkim logistycznie, to nie jest łatwe zadanie. Mimo, że teraz już nie ma limitu czasowego na jego zrobienie. Możesz go ukończyć w pięć lat, a możesz w dwadzieścia pięć. Tylko za każdym razem największym wyzwaniem jest logistyka. Ułożenie własnego życia, transportu, dotarcia już na miejscu do linii startu, przebiegnięcia i powrotu do domu.

Nie może Ci się noga podwinąć gdziekolwiek, bo może się okazać, że zaprzepaszczasz tym cały bieg i musisz go rozpoczynać od nowa. Tu nie masz wymówek, jak np. kiedy biegniesz w Warszawie i doznajesz kontuzji, jest źle, chcesz zejść i schodzisz. Tutaj choćby na czworaka to chcesz dotrzeć do mety. Widziałem dwie osoby w Tokio, jeden chłopak na trzydziestym ósmym, a drugi na trzydziestym dziewiątym kilometrze, którzy zeszli bo ich po prostu zmiotło. I nie byli to ,,zwykli” uczestnicy, ale ci, którzy kończyli ,,majorsa”. Mieli dodatkowy numer na plecach. Muszą tą podróż zaczynać jeszcze raz. Jeśli kupili pakiet u Tour Operatora to muszą kupić jeszcze raz. Jeśli mieli szczęście w losowaniu, to muszą mieć je jeszcze raz…

A nie oszukujmy się, to nie jest takie łatwe. Majors to jest siedem-osiem lat pracy i logistyki żeby te wszystkie sześć elementów poskładać i cieszyć się z tego jednego medalu. Jak ktoś ma możliwość zrobienia „majorsa”, życzę mu z całego serca, żeby mu się to udało. Jeśli ktoś ma odwagę spróbować to jest to fantastyczna przygoda życia.

REKLAMA
Artur Kobuszewski
Autor wpisu Artur Kobuszewski

Nazywają mnie Wariat , Biegowy Wariat. Bieganie pojawiło się w moim życiu parę lat temu jak podjąłem decyzję żeby zrobić coś ze sobą, bo moja waga zaczęła dochodzić do 93 kg. Obecnie bieganie to moja pasja i sposób na życie. Od paru lat prowadzę profil na FB, INSTA oraz kanał na YT. Moim celem jest motywowanie ludzi do ruszenia się z kanapy i praca nad sobą samym, skoro ja mogłem się ruszyć to Wy też.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Biegacz
Biegacz
27 dni temu

Ciekawie się to czyta, choć przed podawaniem faktów z kapelusza zalecałbym autoryzację: most między brooklynem i bronxem -> te dzielnice są położone od siebie jak służewiec z żoliborzem… Nie leża obok siebie a pomiędzy nimi znajduje się właściwie całe miasto Nowy Jork z Manhattanem, Queens i Harlemem.
Queensboro Bridge nie jest ani największy, ani najdłuższy w Nowym Jorku, generalnie, nie ma w nim nic z naj jeśli chodzi o parametry…
„Prawie kilometr do przebiegnięcia” w Berlinie za Bramą Brandemburską to w rzeczywistości 195m. Brama jest 42 kilometrem. Czy miasto jest szare to pewnie sprawa subiektywna, ale brak euforii, atmosfery i nijakość tego maratonu pozostawiam jedynie do zweryfikowania z innymi relacjami. Nie znam osoby, która by się zawiodła na maratonie w Berlinie i jego magii ale pewnie to subiektywne odczucia Majorsa…

Paweł Matysiak
Editor
23 dni temu
Reply to  Biegacz

Zawsze w takich relacjach jest dużo subiektywności i każdy może mieć swoje własne odczucia 🙂 Na fakty dotyczące mosu zerkniemy. Nie mam zamiaru też nadmiernie ingerować w tekst, wrażenia i emocje. Na trasie maratonu, a szczególnie w jego drugiej części wszystko jest większe a najmniejszy podbieg urasta do „pionowej ściany” 🙂