Zawody i rywalizacja stanowią nieodłączny element dla większości biegaczy. To dni, na które pracujemy tygodniami, miesiącami, a czasem nawet dłużej. Przeżywamy je z pasją i determinacją, gotowi zmierzyć się z wyzwaniem, które przed nami stoi. Niezależnie od tego, czy biegamy na krótkich dystansach na bieżni, czy pokonujemy górskie szlaki na ultramaratonach.
W rodzinnym Żyrardowie. Tuż pod nosem, bo kilka kilometrów od domu. Na własnych „śmieciach” i drogach które znam z treningów. Po drodze przez dwa wiadukty na których raz w tygodniu „tłukę” podbiegi. Długo się nie zastanawiałem nad startem. Starałem się też nie zastanawiać nad pogodą, bo o jeden jedyny raz za dużo sprawdziłem pogodę.
Nie ma zawodów na ulicy więc wystartuj na bieżni – mówili. Będzie fajnie – mówili. Wybierz tylko dystans – 1000 metrów, 1500 metrów, 3000 metrów czy 5000 metrów – mówili. To chyba jedyna okazja aby pobiec coś czego normalnie nie biegam, więc zapisałem się na „tysiaka”. Nawet jak coś pójdzie nie tak to tylko 2,5 koła…
Odebrałem medal za CityTrail 2019/2020. Teraz żałuję, że nie pobiegłem w ostatnim, szóstym biegu tego cyklu, ale to był jeszcze ten czas kiedy „szedłem” planem do półmaratonu w Gdyni. Gdyby człowiek wiedział… To pewnie bym pobiegł. Pięć biegów z sześciu także daje mi miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu i prawo do odebrania medalu. Medalu szczególnego bo w obecnej sytuacji nikt nie wie kiedy wystartuje w następnych zawodach.
Idzie luty, szykuj buty! Ale nie te z kolcami czy chociażby glebogryzarki pokroju inov-8 Mudclawa. Warunki w pierwszych dniach lutego na Młocinach były całkiem znośne. Właściwie to już wiosenne… Ciepło tak, że aż głupio mi było biec w legginsach, kiedy połowa moich znajomych biegła w krótkich spodenkach.
Cześć! Jest mały problem… Tymi słowami przywitałem się w biurze zawodów. Problemem był brak numeru startowego, który został jakieś 40 kilometrów wcześniej. On leżał sobie tam, a ja byłem tu. Dziś nie było nam po drodze. Ale nie po drodze było od samego rana. Zaczęło się kiedy sięgając na komodę po numer startowy wziąłem nie ten.
Pięć razy pięć. Nie myślałem, że będzie kiedyś taki rok, że najczęstszym dystansem na którym wystartuję będzie właśnie piątka. A jednak… Niemniej jednak nie tylko pod kątem biegów na „piątkę” był to całkiem udany rok. Pod katem zawodów sezon ten zacząłem późno, bo dopiero w maju.
Z Parkrunem najbliżej do czynienia miałem raz. Kiedy w sobotę rano zupełnym przypadkiem robiłem trening w Parku Skaryszewskim w Warszawie. Zdziwiło mnie, że jeden z drugim człowiekiem stojącym przy trasie bili mi brawo! Dopiero chwilę później zorientowałem się, że odbywają się tutaj jakieś zorganizowane zawody – Parkrun.
Co można pisać o trzecim kolejnym biegu z cyklu CityTrail? To co o poprzednich. Że fajnie co jakiś czas spotkać znajome twarze, przybić kilka piątek i pocisnąć razem z tą całą wesołą hałastrą kolejne kółka wokół Młocin. Schemat już mam wyrobiony. Pobudka, śniadanie, dojazd. Wszystko wyliczone tak żeby w miasteczku biegowym pojawić się ok 10:30. O tej godzinie wszyscy już tam są.
Listopad to miesiąc kiedy większość biegaczy robi krótsze lub dłuższe roztrenowanie. Nie inaczej było w moim przypadku. Tym samym można już podsumować sezon startowy. Można zawiesić na kołku wszystkie tegoroczne medale. Od tych najładniejszych i najważniejszych do tych ładnych nieco mniej. A więc…
Dla wielu Bieg Niepodległości to nie tylko okazja do uczczenia Dnia Niepodległości, ale też zwieńczenie sezonu biegowego. Nie inaczej było dla mnie. Ostatni start tego sezonu. Ostatnie takie mocne bieganie. Teoretycznie mogłem mieć obawy. Po pierwsze to był mój drugi start w ciągu trzech dni. Zacząłem City Trailem w sobotnie przedpołudnie.
Trzeci raz na tej trasie, znów szybciej niż poprzednim razem. Zaczynam lubić tą pętlę i zaczynam znać tu każdy metr trasy. Nawet… Jak czasami część trasy jest wysypana kamieniami… Znów też na start w City Trailu mogę spojrzeć w kontekście całego weekendu. Bo to nie jedyny start. Dwa dni po sobotnim City Trail startuję w Biegu Niepodległości.
Dzień dobry City Trailu! Miło znów Cię widzieć. Miło, że powitałeś nas pięknym słońcem i ciepłem. Pierwszy z sześciu biegów tej edycji odbył się w takich warunkach pogodowych na które nikt nie mógł narzekać. Świeciło słońce i było ciepło. Ale nie za ciepło. Ale rano nie było tak kolorowo… Wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt, że dzień wcześniej, ba! wieczór wcześniej startowałem w The Night Mile.