W ostatnią niedzielę maja na Kępie Potockiej w Warszawie miałem okazję uczestniczyć w zupełnie dla mnie nowym typie rywalizacji – w sztafecie. Jak dotąd biegałem tylko tam gdzie liczył się wynik indywidualny. Obiegłem w ten sposób prawie wszystkie „klasyczne” dystanse, poza piątką, która nigdy jakoś szczególnie mnie nie pociągała. Biegi sztafetowe to była dla mnie nowość.
Sztafeta na Accreo Ekiden została skompletowana z Blogaczy, czyli blogerów piszących o bieganiu. Sztafeta ta debiutowała już w zeszłym roku, lecz tylko w jednym szcześcioosobowym składzie. W tym roku chętnych do sztafety było więcej, więc zostały wystawione dwie drużyny. „Blogacze I” w niemal niezmienionym składzie jak rok temu, którzy tym razem chcieli powalczyć o złamanie 3h, oraz „Blogacze II”, którzy wcale nie chcieli być od nich gorsi.
Wszyscy stawili się w niedzielny poranek w doskonałych humorach. Nasz kapitan i pierwsza twarz Blogaczy ? Bartek, wyposażył każdego w przysługujący mu numer i zestaw koszulek. Pamiątkowa koszulka bawełniana była w pakiecie startowym, ale ważniejsza była ta druga. Ta druga była techniczna z nadrukowanym na piersi logo Blogacze oraz z imieniem i linkiem do bloga na plecach. Koszulki te mięliśmy dzięki sklepowi HRMax.pl który to wspierał obydwie sztafety Blogaczy. Dziękujemy!

fot. Wojtek Siwoń
Kilka minut przed 9:00 biegacze z pierwszych zmian ustawili się na linii startu. Pierwsze zmiany miały do przebiegnięcia nietypowy dystans 7,195 kilometra. Aby to osiągnąć organizatorzy wytyczyli w parku pierwszą, małą pętlę o długości 2,195 kilometra. Po jej przebiegnięciu biegacze wbiegali na dużą pętlę o długości 5 km. Wszystkie kolejne zmiany biegały już tylko po dużej 5 kilometrowej pętli.
W pierwszych zmianach pobiegli Ania i Michał. Po pierwszych 2 kilometrach biegli niemal noga w nogę. Jeszcze 5 kilometrów przed nimi. Jeszcze 5 kilometrów i ja miałem wbiec na trasę. Napięcie zaczęło rosnąć.
Pierwszą zmianę obie drużyny Blogaczy kończą w podobnym czasie. Michał wyprzedza Anię raptem o kilkanaście sekund.
Teraz moja kolej. Wbiegam na trasę. Przed sobą widzę Wojtka – zdecydowanie najmocniejszego biegacza w obydwu sztafetach. Wiem, że go nie dogonię, ale do pierwszego kilometra udaje mi się utrzymywać kontakt wzrokowy.
fot. Wojtek Siwoń
Trasa nie była taka lekka, jak można by się spodziewać po parku w centrum Warszawy. Łącznie na trasie były trzy leciutkie podbiegi. Jeden był szczególnie nieprzyjemny – po starym chodniku i dosyć stromy. Na szczęście krótki. Pierwsza cześć trasy była mniej malownicza i biegła wzdłuż Wisłostrady, gdzie dosyć mocno wiał boczny wiatr. Wiatr trochę przeszkadzał. Ale tylko trochę. Druga część trasy była zdecydowanie ładniejsza, bo poprowadzona wzdłuż jeziorka. Było dużo lepiej, bo raz, że nie było tak mocno czuć wiatru, dwa, widoki były bardziej malownicze.
Biegłem dosyć równo trzymając się 4:30 min/km. Pod koniec pierwszej pętli zaczęło być ciężko i niemal automatycznie zmieniłem rytm oddychania na szybszy. To była zmiana tylko z pozoru nieistotna. Przed końcem pętli dostrzegłem na poboczu Bartka, naszego kapitana. Krzycząc pytał się:
– I jak?
– Średnio.
– Za metą masz wodę!
– Wiem!
Pognałem dalej kończąc pierwszą pętlę w 21:55. Wody za półmetkiem nie złapałem. Tak miałem w planie, by nie rozpraszać się piciem na takim krótkim dystansie. Tym bardziej, że wodopój był na lekkim podbiegu.
fotomaraton.pl
Tymczasem złapała mnie kolka. Na początku biegłem dalej. Potem nieco zwolniłem, aby przeszła. Była nawet chwila, że się zatrzymałem. Ale tylko chwila. Z czego ta kolka się wzięła?! Nie wiedziałem. Dopiero chwilę później, jak już na powrót się rozpędziłem, zaczęła przechodzić. Wtedy tego nie zauważyłem, ale po tym króciutkim postoju wróciłem do swojego normalnego rytmu oddechowego. Widocznie przepona się zbuntowała, kiedy musiała tłoczyć powietrze do płuc szybciej niż zazwyczaj.
Przez tą chwilę kryzysu spadłem o 3 pozycje. Ale nic tam. Przeszło, więc dalej biegnę swoje. Stracone pozycje wkrótce odzyskałem. Mnie też kilku wyprzedziło, lecz suma summarum łączny bilans był dla mnie korzystny.
Na 2 kilometry przed metą minął mnie zawodnik z grupy Warszawiaky – ówczesnego lidera zawodów. Próbowałem, choć przez chwilę, podczepić się za niego, ale to nie ta liga. Wytrzymałem może 100 metrów i zaczął ode mnie odbiegać. Ależ oni biegają!
Na kilkaset metrów przed metą jeszcze trochę przyśpieszyłem i wpadając w szpaler kibiców, wypatrywałem już Leszka. Wypatrzyłem i pałeczkę przekazałem. Nie wiem jak to wyglądało z boku, ale udało nam się zrobić zmianę praktycznie na pełnej prędkości. To było dobra zmiana!
fot. Wojtek Siwoń
Mój czas na 10 km to 45:26, czyli swoje zrobiłem.
Potem biegali kolejni. Leszek na trzeciej zmianie miał do pokonania 10 km, a Emilia, Artur i Marcin na kolejnych zmianach po 5 kilometrów.
Zabawna sytuacja miała miejsce pomiędzy 5 a 6 zmianą, kiedy Artur wbiegł do strefy zmian a Marcin jeszcze się rozgrzewał. Straciliśmy kilka cennych sekund, ale sytuację na szczęście udało się opanować.
Ostatecznie, obie sztafety osiągnęły zbliżone wyniki. Blogacze I osiągnęli 3:11:07, a Blogacze II – 3:13:57, tak więc wewnętrzną rywalizację Blogaczy wygrała „jedynka”, ale moja „dwójka” nie okazała się wiele gorsza.

Całość imprezy oceniam bardzo pozytywnie. Jako że niemal każda sztafeta to paczka znajomych to wokół startu panowała iście pinkinkowa atmosfera. Miło było spotkać się z Blogaczami, których jak dotychczas znałem tylko zza ekranu monitora. Jak się okazało tworzymy bardzo fajną i zgraną paczkę. Szkoda tylko, że nie dane nam było integrować się po zawodach, ale cóż. Za rok na pewno Blogacze wrócą na Ekidena.
I prawdopodobnie, znowu będą próbować złamać 3 godziny.

Nasze wyniki
61. miejsce – BLOGACZE I
- Michał Wyszomierski (7,195 km) 00:31:53
- Wojtek Bobrowski (10 km) 00:39:20
- Bartek Monczyński (10 km) 00:45:35
- Hanna Walenta (5 km) 00:23:05
- Krzysztof Krysztofiak (5 km) 00:26:20
- Ewa Siwoń (5 km) 00:24:50
- RAZEM (42,195 km) 03:11:07
77. miejsce – BLOGACZE II
- Ania Pawłowska-Pojawa (7,195 km) 00:32:11
- Paweł Matysiak (10 km) 00:45:26
- Leszek Deska (10 km) 00:44:31
- Emilia Przybył (5 km) 00:27:22
- Artur Roszczyk (5 km) 00:21:25
- Marcin Zaporowski (5 km) 00:22:59
- RAZEM (42,195 km) 3:13:57
oj tam kilka sekund straty od razu 🙂 , po prostu Artur przybiegł za szybko 😛
dzięki za udane zawody i Twój wkład w bardzo dobry wynik drużyny 🙂
Raz biegłam w sztafecie, bardzo miło to wspominam; całkiem inne emocje towarzyszą startowi drużynowemu.
Dzięki za wspólny start. Powtórka z pewnością za rok 🙂