„Bieganie Metodą Gallowaya” to klasyka. Można się krzywić na Jeffa za określenie, że do biegu można dojść. Można kręcić nosem, że bieganie z zaplanowanymi przerwami na marsz, to nie bieganie. Ale nie można nie docenić faktu, że to właśnie dzięki tej metodzie, przeplatania biegu marszem, wiele osób wstało z kanapy i ruszyło na biegowe szlaki. I biegają… Metodą Gallowaya.
To już drugie wydanie tej książki. Pierwsze ukazało się w 1984 roku i od tego czasu stało się znane niemal każdemu amatorowi biegania. O tej książce słyszeli nawet ci, którzy jej nigdy na oczy nie widzieli a metodę Gallowaya mają w głębokim poważaniu.
W drugim wydaniu zmieniło się sporo. Przede wszystkim z książki wyłączony został cały dział dotyczący przygotowania do maratonu. Na ten temat powstała odrębna książka: „Maraton. Trening metodą Gallowaya”. W miejsce maratonu autor umieścił plany przygotowujące do krótszych dystansów: 5km i półmaratonu. Rozbudowaniu uległy też poszczególne działy.
Początki
Książka zaczyna się rysem historycznym. Poznajemy genezę biegania i ruchu samego w sobie. Poznajemy też amerykański boom na bieganie oczami kogoś, kto koło niego przebiega. Oczami kogoś, kto go tworzy. Poznajemy Jeffa Gallowaya – autora książki.
Następnie płynnie przemykamy do kolejnych rozdziałów. Są ułożone i napisane w taki sposób, że przechodzenie między nimi jest niemal naturalne. „Fizjologia”, „Planowanie”, „Twój dziennik biegania” i wreszcie „Planowanie dziennego i tygodniowego kilometrażu” – tak zatytułowane są kolejne rozdziały.
Dobre w tej książce jest to, że zanim Jeff przechodzi to metod treningowych, omawia wiele spraw związanych z początkami biegania czy samym ruchem. Wprowadzając w świat biegania tłumaczy i nastawia czytelnika od samego początku na właściwe tory. Tłumaczy jak zacząć, by od samego początku biegać mądrze i nie popełniać banalnych błędów. Często przy tym podpiera się przykładami, w których bohaterami są rozmaici amerykańcy biegacze. Te przykłady, nie tylko ilustrują prawidłowe podejście do biegania, ale też bywają całkiem ciekawymi anegdotkami urozmaicającymi przyswajanie książki.
Plusem książki jest też prostota. Początkujący biegacze powinni dostawać wiedzę w możliwie jak najprostszej postaci. I taką dostają! Chyba dobrym przykładem jest tu opis biegania tlenowego i beztlenowego. Po jednym akapicie na każde z tych dwóch zagadnień. Bez fachowej terminologii i wnikania w skomplikowane wskaźniki jak choćby VO2. Bez całej gamy progów LT, AT i bez tej całej teorii, która początkującemu nie jest potrzebna. Jest tu tylko to, co niezbędne do zrozumienia tematu. Podane prosto i tak, by organizm początkującego biegacza w całości to przetrawił i przyswoił.
Autor, wraz z biegiem książki, prowadzi czytelnika w coraz bardziej rozbudowane szczegóły biegania. Po wprowadzeniu w fizjologię i bieganie, przychodzi czas na rzeczy bardziej zaawansowane. Przez kolejnych kilkanaście stron prześlizgujemy się przez kolejne metody treningowe, uczymy się pracować nad szybkością i rozsądnie podchodzić do tempa. Dostajemy też, w pigułce, informacje o przygotowaniach do zawodów. Co i ile pić i jeść przez zawodami? Jak się rozgrzewać? Niby to wszystko dla zaawansowanych prawdy oczywiste, ale wiem sam po sobie, że czasami nawet te fundamentalne zasady się łamie. Dobrze je sobie czasami przypomnieć.
A gdzie w tym wszystkim są te słynne przerwy na marsz? – zapyta ktoś. Są, ale o ile od samego początku Jeff poświęca dużo miejsca odpoczynkowi, to „przerwy na marsz” przedstawione wprost, pojawiają się dopiero na 87 stronie.
To właśnie przerwy na marsz są główną rzeczą weryfikującą przydatność książki. Cała idea biegania według Gallowaya polega na przeplataniu biegu marszem. Tak jest i właśnie o takim „bieganiu” jest ta książka. Według Gallowata nawet ci robiący ponad przeciętne amatorskie czasy „biegają” przeplatając bieg marszem. Jeśli też chcesz tak biegać lub nie masz nic przeciwko to z książki skorzystasz. Jeśli uważasz że przerwy na marsz są dla mięczaków to książka cię tylko zirytuje. Przerwy na marsz są w niej od początku do końca.
W połowie książki natrafiamy na kompletne plany treningowe z objaśnieniami dla biegów na 5 i 10 km oraz półmaratonu. Tabel jest łącznie 22, bo nie dość, że obejmują 3 różne dystanse, to są przygotowane dla osób na różnym poziomie zaawansowania. Innymi słowy – przygotowują na różne wyniki. Na przykład plany treningowe na 10 km są w 8 odmianach. Od planu na ukończenie do ukończenia w 34 minuty. Oczywiście wszystko z uwzględnieniem przerw na marsz!!
Dostrajanie
Kolejne rozdziały przestają dotyczyć samego biegania, a skupiają się na innych elementach mających wpływ na bieganie. Ciekawa jest cała część zebrana pod wspólną nazwą „Dostrajanie”. Omawia ona wpływ takich rzeczy jak technika, rozciąganie czy motywacja na jakość biegania. Swoje dwa słowa ma też Barbara Galloway, żona Jeffa, która opisuje kobiece bieganie. Przyznam, że nigdy nie zagłębiałem się w tym rozdziale zbyt mocno.
Tak jest już do samego końca. Mimo, że nie jest to już „Dostrajanie” to tematyka okołobiegowa obowiązuje do samego końca. Czyta się nadal dobrze, choć to już nie jest to samo, co w pierwszej części. O ile pierwsza część jest jakby historią, która systematycznie wprowadza w bieganie, to drugą część staje się poradnikiem, który czyta się na wyrywki. Czytasz to, co w danej chwili cię interesuje. A jak cię coś nie interesuje, to nie czytasz. Możesz zawsze do tego wrócić. Bo łatwo do niej wracać. Książka jest dobrze poukładana i nawet, kiedy początkującemu niektóre szczegóły z początku mogą się wydawać niezrozumiałe to, kiedy już doczyta więcej, może łatwo do nich wrócić.
Podsumowanie
„Bieganie Metodą Gallowaya” to pozycja kultowa. Przydatna przede wszystkim dla początkujących. Przekazuje wiedzę w przystępny sposób. Nie przytłacza szczegółami i przedstawia konkretne rozwiązania. Minusem książki jest cała idea biegania według Gallowaya. Jeśli ktoś chce tylko i wyłącznie biegać, bez przerw na marsz, to książka go tylko zirytuje. Jeśli ktoś przerwy na marsz toleruje i nie ma nic przeciwko to książka się przyda bo „Bieganie Metodą Gallowaya” jest dobrą książką o bieganiu. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś interesującego. Nawet Ci bardziej zaawansowani.
Bardzo lubię pana Galloowaya (choć z jego niektórymi wskazaniami się nie zgadzam) i podoba mi sie jego idea „dochodzenia do maraatonu”, bezpieczna i dostepna każdemu.
niewatpliwe pomogła zmotywować się i ukończyć 13 poznan maraton , przekonała też kumpla że warto ruszyć swoje cztery litery 😛
pomocna , na początek
Jak dla mnie książka 5/5. Po kilku latach powrotów do biegania, po różnorakich kontuzjach, mogę tak stwierdzić. Dużo potwierdza, moje głębsze przemyślenia i jak autor zauważył w bardzo prosty i przystępny sposób. Dzięki książce mogę ponownie zacząć od nowa i myślę, że w bezpieczniejszy sposób.