W kuluarach mówi się o wytrzymałości Nike Vaporfly’a w granicach 200 kilometrów. Później pianka ZoomX żargonowo mówiąc „siada” i choć z płytką karbonową nic ci się nie stanie nawet po 1000 kilometrów, to but przestanie działać. Tak mówi teoria. A co mówi praktyka? Pytam u źródła, czyli u Kamila Jastrzębskiego, który wiele miesięcy temu zaintrygował mnie stwierdzeniem, że dopiero po 200 kilometrach czuł, że ten but mu się ułożył.
Ale jak to…
Zacznijmy od początku. Ile masz par Vaporfly?
Obecnie dwie, ale już użytkuję tylko jedną. Drugą mam już tylko do chodzenia, bo czułem, że w trakcie biegu pierwsze Vaporflye straciły już swoją specyfikę. Przestały dawać to co miały dawać czyli całą tą sprężystość. Zauważyłem, że stopa siada bardziej, nie ma już takiego kompletnego przetoczenia, nie ma tego wyrzutu energii w przód.
Ile w nich przebiegłeś?
Dokładnie w pierwszych Vaporfly’ach przebiegłem 402 kilometry, ale było to spowodowane kilkoma rzeczami. Po pierwsze, ceną buta. Kupno kolejnego wiązało się z wydaniem dodatkowej gotówki. Poza tym po przebiegnięciu około 200 kilometrów dopiero zacząłem odczuwać korzyści jakie płyną z użytkowania Vaporfly’a.

Czyli to, że jest to but na 200 kilometrów u Ciebie zadziałało zupełnie inaczej. Dopiero po 200 kilometrach zaczął działać tak jak powinien działać. Tak?
Uważam, że tak i mogło to być spowodowane tym, że wcześniej biegałem w butach z mniejszym dropem i butach, które nie miały aż tyle pianki pod piętą. W nich wykorzystywałem tylko śródstopie do ruchu. Nie wykorzystywałem całego potencjału stopy. W Vaporfly’ach gruba pięta i cała podeszwa wymusiła ruch całej stopy i byłem w stanie osiągać dużo większe prędkości i dużo swobodniej biegać. Wydaje mi się, że to była kwestia przerzucenia się na inny ruch…
Czyli, że mając taką klasyczną startówkę musisz wykorzystywać wyłącznie śródstopie, bo tutaj pięta ci nic nie daje, a w Vaporfly’u…
A w Vaporfly’u przez to, że pięta jest tak wysoka to ciężko jest biegać na samych palcach. Myślę że to też było powodem, że dopiero po 200 kilometrach odczułem różnicę i poczułem, że ten but naprawdę coś daje. Pierwsze około 100 kilometrów jakie w nich zrobiłem, wybiegałem na treningu i na dość mocnych prędkościach, ale nie mogłem się przyzwyczaić. Stopa miała większe wsparcie, ale czułem się jakbym biegał w drewniakach. Całkowicie coś innego niż dotychczas.
A teraz w tych drugich Vaporfly’ach też musisz się przestawiać czy już…
Nie, nie, od razu. W drugich już od początku czułem to co powinno być. Zdecydowałem się też na kupno drugich, bo po przebiegnięciu 370 kilometrów, czułem, że coś jest nie tak. Stopa już jakby nie oddawała mi energii. Zrobiłem jeden trening, drugi trening, trzeci trening… Zacząłem się zastanawiać czy jestem podmęczony czy o co chodzi. Okazało że nie. To z Vaporfly’a zrobił się taki kompletny luźny kapeć i nawet to, że mocno ściskałem sznurowadła nie pomagało. I jak zdecydowałem się na kupno nowych Vaporfly’ów to okazało się że to było to.

Mówisz o tym oddawaniu energii i wiele osób w tym ja podpisuje się pod tym, że Vaporfly to nie jest but do wolnego biegania i dopiero przy tych najwyższych prędkościach zaczyna pokazywać co potrafi. Jak to jest u Ciebie? Na jakich prędkościach czujesz, że ten but najwięcej Ci daje?
Jak patrzę na tempo treningowe to odnoszę to do tempa 10 kilometrów. Przy prędkości około „dyszki” czuję, że buty już robią robotę, w sensie, że mogę biegać dużo swobodniej. Natomiast prędkości półmaratońskie i maratońskie to już w ogóle jest poezja. W ogóle nie czuć zmęczenia. Ruch jest dużo pełniejszy. Jest to też kwestia techniki, ale but wymusza większy ruch do przodu i większy do tyłu. Długość kroku jest zwiększona i czuje się większą swobodę. To odczułem w Vaporfly’ach, bo w poprzednich startówkach strasznie miałem krótki krok, drobiłem go. Tutaj natomiast nie mam problemu przy szybszych prędkościach aby krok był dłuższy.
Czyli jakie to są prędkości?
Prędkości do piątki jeszcze się biega dość komfortowo. Nie wiem jakby było na szybszych prędkościach. Jakbym na przykład miał w nich „półtoraka” wystartować… Nie wiem jakby to się przełożyło, ale nie mam problemu biegać w nich kilometra w tempie 2’40. To jest dość przyjemne. Zakładając Adiosa czy Bostona, którego bardzo uwielbiałem w adidasie, miałem problem z tempem 2’45. To już było niekomfortowe, a tutaj biegając do dychy (ostatnio biegałem 8 razy kilometr w 2’47-2’45) to idzie samo przez się. Nie czułem takiego zmęczenia w nogach, więc wydaje mi się że tutaj jest duży atut tego buta. Wydaje mi się też, że granica tego buta kończy się na tempie 3’15-3’20.
A to, że przebiegłem w nich te 400 kilometrów zależy też od wagi. Moja obecna to 58-60 kilogramów, więc akurat tyle wyszło.

Wspomniałeś o Adiosach, Bostonach. Teraz startujesz w Vaporfly. Jaka jest główna różnica między taką klasyczną startówką a właśnie Vaporfly’em?
Głównie to, że Vaporfly wykorzystuje potencjał całej stopy. Wydaje mi się, że to jest cały sekret. Nie ma możliwości, nawet jakby się bardzo chciało, spróbować obciążyć tylko samego śródstopia. Biomechaniczne trzeba by to zbadać dokładnie, ale wydaje mi się, że to że wykorzystuje ruch całej stopy to jest właśnie klucz.
Widać to było też w Wiedniu, gdzie widzieliśmy na zwolnionym tempie, że Eliud Kipchoge też biegł z wykorzystaniem całej stopy.
Z tego co czytałem to teraz dużo osób zwraca uwagę na fakt, że zawodowi sportowcy też biegają przez pietę. W tym bucie ciężko jest nie pobiec nie wykorzystując potencjału całej stopy. To nie jest chyba możliwe.
Podobno przed zakupem powiedzieli ci, żebyś Vaporfly’e kupił pół centymetra większe niż zazwyczaj. I jak? To prawda?
No właśnie nie… Te pierwsze mam pół centymetra większe i są takie nie do końca dopasowane. Drugie które kupiłem są pół centymetra mniejsze niż te pierwsze, czyli w takim rozmiarze jaki mam normalnie – 26 centymetrów i dużo bardziej komfortowo mi się w nich biega.
W tych większych nie czułem, że ruch idzie przez duży palec, bo są trochę luźniejsze. A te mniejsze, które mam tak na styk, to czuję, że ruch idzie całościowo. Praktycznie od samej piety przez całą stopę i kończy się na dużym paluchu. To też jest pewnie kwestia szerokości stopy, kto jaką ma, bo wiadomo jak ktoś ma szerszą stopę to może być ciężko zachować ten sam rozmiar co w pozostałych butach.

Będzie niedługo trzecia para?
No tak, bo już do grudniowego maratonu nie dociągnę. W drugiej parze mam i tak już zrobione ze 150 kilometrów.
I teraz bierzesz kolejnego Vaporfly’a na warsztat i…
Dzisiaj kupię, jutro startuję.
I też zrobisz w nim w granicach czterech stów?
Wiesz co… Na pewno zrobię w nich 330 kilometrów.
A dlaczego akurat 330?!
Bo przy 370 czułem, że już coś jest nie tak, a uważam że 300 to jest takie optimum.
A tak poza tym to dla mnie Vaporfly to jest kozak-but!