Ostatnie dwa miesiące nie były łatwe. Biegać, nie biegać? Będą zawody? Nie będzie zawodów? Właściwie każdego dnia zaczynałem pisać o tym na nowo i prawdopodobnie za miesiąc wszystko co napisałem będzie już nieaktualne. Można to ująć w jakże okrągłym zwrocie – sytuacja jest dynamiczna.
Nie ma pańskich zawodów i co pan zrobisz…
Nie tylko Tobie odwołali biegi. W temacie biegów odwołane zostało wszystko i dla wszystkich. Czasami biegi te zostały przeniesione na jesień, czasami na kolejny rok. Organizatorzy wcielają w życie plany B, C, D a niektórzy mam wrażenie, że wyciągnęli z szuflady „plan Z”.
Nie jest to optymalne z punktu widzenia osoby, która chciała wystartować w zawodach, ale co mogę zrobić? Płakać, że mi odwołali biegi?! Jęczeć w komentarzach na fejsbuku, że nie mogę wystartować?! Stękać, że orgowie nie chcą oddać moich pieniędzy?! Z uporem maniaka samemu sobie bieg zorganizować biegając wokół osiedlowego śmietnika?!
Serio?! Nie mieliśmy w tej zagmatwanej i trudnej sytuacji nic ważniejszego niż start w zawodach?!
Wirtualnie to… nie!
Wirtualnie czyli jak?! W tym samym terminie, na tym samym dystansie i za ten sam pakiet startowy. Tylko, że sam, ewentualnie z grupką skrzykniętych znajomych. Gdzie?! Gdziekolwiek!! Wirtualne zawody można pobiec wszędzie. Wokół osiedlowego śmietnika również.
Generalnie nie jestem fanem tego typu wydarzeń. Dla mnie zawody to zawody. Zawodami nie jest przebiegnięcie sobie dystansu zawodów na treningu w terminie zawodów. To zupełnie i kompletnie nie to samo. Płacąc za start w zawodach nie płacę za medal, który po takim biegu dostanę pocztą, nie płacę za kolejną bawełnianą koszulkę, której nie założę i ulotek, których nie zawaham się wyrzuć do śmietnika. Płacę za:
- atmosferę (brak, wirtualny bieg to w zasadzie mocny trening),
- przedstartową adrenalinę (taka sama jak przed mocnym treningiem),
- zabezpieczoną trasę (jaką sobie wyznaczę to taka będzie),
- za wspólną linię startu (może być samotny start spod śmietnika?! ),
- kibiców na trasie (kogo?!),
- możliwość rywalizacji i sprawdzenia się (jeszcze na żadnym treningu nie dałem z siebie tyle co jestem w stanie wyciągnąć na zawodach).
Uczepiłem się tego śmietnika, ale nawet jak zamienię śmietnik na dużo przyjemniejsze okoliczności przyrody, to sorry… ale nadal to nie są zawody. Postoję, popatrzę i poczekam na zawody organizowane w „normalnej” formie. Mi się nie spieszy. Jedyny wyjątek mogę zrobić dla uczestnictwa w wirtualnej edycji CityTrail, ale to tylko dlatego, że: lubię ten cykl, lubię ludzi stojących za jego organizacją i chciałbym choćby w ten mały sposób ich wesprzeć.
Nie postawię nawet złotówki na to że wszystko wróci „po staremu”…
Nie da się i nie będziemy w nieskończoność funkcjonować bez zawodów bo zawody biegowe od zawsze były częścią biegania. To też coś co napędza cały „biegowy biznes” więc prędzej czy później znów się na nich pojawimy. Jestem o to spokojny, choć nie postawię nawet złotówki na to, że wszystko wróci „po staremu”. Po dwóch miesiącach lockdownu rynek imprez biegowych wygląda jak Nowy Orlean po Katrinie (choć tego aż tak nie widać). Kalendarz startów w rozsypce, koszty poniesione przez orgów, które nie zawsze da się przenieść na nowy termin, sponsorzy w wielkiej niewiadomej… Tutaj mogę tylko strzelać, ale… Czy będąc firmą wpadającą w finansową koronadziurę, byłbyś zainteresowany sponsorowaniem i dokładaniem do „jakiegoś biegu”?! Ja bym takie pieniądze obciął w pierwszej kolejności. No chyba, że się mylę i jest zupełnie odwrotnie…
Spójrzmy z boku. Imprezy biegowe to nie Liga Mistrzów czy nawet nasza piłkarska „Ekstrakasza”. To imprezy ważne tylko dla biegaczy amatorów, organizowane często przez biegaczy amatorów, ale umówmy się… Większość niebiegającego społeczeństwa prawie nic o nich nie wie i ma je „gdzieś”. Więc, co im zależy… Będą to będą… Nie będą to nie będą…
Poczekam i popatrzę…
Nam biegaczom pozostaje… bieganie a to, sądząc po socialmediach nawet w czasach ograniczeń związanych z lockdownem, wychodziło nam zaskakująco dobrze. Biegaliśmy po polach, krzakach czy wałach przeciwpowodziowych w Pcimiu Dolnym. Gdzie się dało i jak się dało. Teraz na szczęście znów można iść spokojnie i „normalnie” biegać. I spokojnie poczekać na „normalne” zawody.
Do zobaczenia na nich!
Super napisane. Fajny wpis