„Od lat setki zawodników stają na linii startowej, żeby zmierzyć się z dystansem 42,195 km. By ten bieg ukończyć, niezbędne jest właściwe przygotowanie fizyczne oraz psychiczne i odpowiednio dobrany ekwipunek. Weź sobie do serca rady zawodniczki oraz trenerki Tere Stouffer Drenth i zostań maratończykiem.” – tyle możemy przeczytać na okładce. Brzmi to ładnie, a w rzeczywistości dostajemy jedną z najgorszych książek o bieganiu.
Już na samym początku rzuciło mi się w oczy amerykańskie podejście do biegania? Tfu… nie do biegania… Do maratonu. Autorka nie mówi, że bieganie jest sposobem na poprawę sylwetki, samopoczucia, zdrowia czy na realizowanie siebie. Na pierwszych stronach dostajesz cel: Przebiec Maraton! Czyli przygotowujesz się do biegania, zaczynasz biegać, ćwiczysz do maratonu, przebiegasz maraton, wpisujesz w CV „maratończyk” a potem już nie musisz biegać.
Amerykańskiego podejścia jest w tej książce dużo. I nie tylko podejścia. Książka została napisana przez amerykankę i jest umiejscowiona w rzeczywistości amerykańskiej. Takie są fakty i to trzeba mieć to na uwadze.
Irytująca jest pierwsza część książki, która ma przygotować do biegania. Czytelnik ma zacząć biegać, ale co chwilę dostaje informacje, że to jeszcze musi wiedzieć, o tym pamiętać, a tamto mu jest jeszcze potrzebne – zgoda, potrzebuje kilku rad i dobrych butów, ale kiedy już na etapie wstępnym czytam delikatną sugestię posiadania dziesięciu kompletów spodenek i koszulek, to mnie zaczyna krew zalewać.
Krew mnie kompletnie zalała kilka stron dalej, kiedy wśród propozycji gdzie biegać przeczytałem „ścieżki rowerowe”. Może coś przespałem, a może to po prostu w Ameryce jest inaczej, ale z tego, co mi wiadomo, ścieżki mają służyć rowerzystom, a nie biegaczom. Ja przynajmniej tego się trzymam. Innym polecanym miejscem do treningu jest cmentarz…
Takich „kwiatków” jest w pierwszej części dużo. Ktoś, kto biega i już niejeden maraton przebiegł, wyłowi co jest wartościowe i co ma sens, a co najlepiej jakby się w książce nie znalazło. Ale doświadczony biegacz, nie powinien tej części książki czytać. Ba! Doświadczony nie powinien w ogóle zajrzeć do tej książki. Bo przecież nie jest skierowana do niego.
„Maraton dla Bystrzyków” jest teoretycznie skierowany do osób początkujących. Do ludzi, którzy chcą przebiec swój pierwszy maraton. A tacy ludzie nie potrzebują od razu natłoku informacji. Zaczynający biegać potrzebuje kilku najważniejszych porad i motywacji a nie podręcznika o bieganiu, który mu wszystko pogmatwa. Jak dla zaczynającego biegać ta książka jest zbyt skomplikowana.
Mam też wrażenie, że zawartość książki można było podać w dużo lepszej postaci. Tutaj została ona wtłoczona w schemat serii „dla Bystrzaków”, co z jednej strony tworzy dosyć luźną formułę, która pomaga w przyswajaniu informacji, a z drugiej strony sprawia, że przy takiej ilości informacji są one podane chaotycznie.
Jak już wspomniałem pierwsza część książki o przygotowaniach do treningu i pierwszego biegu kompletnie nie przypadła mi do gustu. Informacje godne polecania mieszają się z tymi, których nikomu bym nie polecił. Poza tym ta część jest zbyt przeładowana informacjami. Nie twierdzę, że bieganie jest banalnie proste i nic nie trzeba wiedzieć. Trzeba wiedzieć, ale z umiarem. Zbyt duża ilość informacji początkującym wprowadza tylko chaos.
Natomiast ciekawie i obszernie prezentują się rozdziały przedstawiające ćwiczenia. Zarówno ćwiczenia rozciągające jak i siłowe zostały omówione dosyć szczegółowo. Każde jest dodatkowo odpowiednio zilustrowane tak, że dokładnie wiadomo, o jakim ćwiczeniu mowa. Wiadomo też jak je wykonać. Irytuje tylko fakt, że większość ćwiczeń rozciągających wymaga używania kawałka liny. Bez liny niemal żadnych z tych ćwiczeń nie wykonasz.
Książka dotyka też tematyki typowo treningowej. Znajdziemy tu opisy, czym jest fartlek a czym są intrerwały. Znajdziemy też podstawowe plany treningowe. Niemniej jednak nie jest to książka, z którą będziemy układać trening.
Im bliżej końca tym tematyka przestaje dotyczyć stricte biegania, a skupia się na innych aspektach mających wpływ na bieganie. Jest rozdział o diecie, gdzie wyjaśniono, co i jak powinno się jeść podczas treningu. Tekst uzupełniony jest łatwo przyswajalnymi tabelkami, chociażby z indeksem glikemicznym poszczególnych pokarmów czy zawartością minerałów.
Jest też rozdział o kontuzjach, gdzie autorka opisuje przyczyny ich powstawania i sposoby ich leczenia. Pisze też jak im zapobiegać i podaje przykłady treningu uzupełniającego. Są też rady dla wracających do biegania po przerwie spowodowanej kontuzją. Temat kontuzji jest potraktowany szeroko, lecz płytko. Tak samo jak w przypadku treningu i diety po pełną i solidną wiedzę trzeba sięgnąć do innej literatury.
Ostatnia część książki, dotycząca samego startu w maratonie, jest napisana w najbardziej luźnym i humorystycznym stylu. Przyznam się, że tą część czytało mi się najsympatyczniej. Dużo miejsca poświęcone jest odpowiednim przygotowaniom do startu. Wyszczególnione jest, co należy robić w ostatnim tygodniu przed maratonem czy ostatniego wieczora. Przygotowania są rozpisane dosyć dokładnie i mimo że dla doświadczonych to jest tak zwany zbiór praw oczywistych, to jednak dla początkujących bardzo przydatny.
Książkę kończy kilka słów, które można streścić jednym krótkim pytaniem „I co dalej?”. Biegać, nie biegać, a jeśli biegać to jak i po co?
Podsumowanie
„Maraton dla Bystrzaków” to przewodnik po bieganiu. Książka objętościowo spora, z dużą ilością tekstu i wiedzy. Porusza wiele tematów związanych z bieganiem, nawet tych zaawansowanych, lecz w żaden się solidnie nie zagłębia. Książka tylko pokazuje początek danego tematu i jego najważniejsze aspekty. Szczegółów należy natomiast szukać gdzie indziej. Wielkim minusem, szczególnie pierwszej części, jest dla mnie chaos w przekazie informacji i przemycenie w książce wielu rad, których kompletnie nie popieram.
Książki tej nikomu nie polecam. Skierowana jest do początkujących, lecz uważam, że początkujący nie potrzebują na raz aż tyle (wątpliwej) wiedzy. Ta książka może im tylko wprowadzić niepotrzebny chaos. Żeby coś z niej wyciągnąć trzeba już być biegaczem. Trzeba już być choć trochę zaawansowanym i trzeba marzyć o przebiegnięciu maratonu. Wtedy widzi się wszystkie błędy w niej zawarte. Tylko, kto z bardziej zaawansowanych kupi książkę pt. „Maraton dla Bystrzaków”…
Fajna recenzja, dobrze się ją czyta, masz lekkie pióro. Niestety niektórzy autorzy biegowych podręczników, zwłaszcza tych dla początkujących, zapominają o tej starej prawdzie, że na początku najważniejsza jest motywacja… a takie 'naukowe’ podejście, nadmiar wiedzy mogą bardzo łatwo zniechęcic.
Książka jest o przygotowaniu do maratonu więc zarzut, że 'Autorka nie mówi, że bieganie jest sposobem na poprawę sylwetki, samopoczucia, zdrowia czy na realizowanie siebie’ jest jak strzał w stopę. Takich kwiatków w recenzji jest więcej. Plan treningowy zły? Do dwóch maratonów się z nią przygotowałem. Z powodzeniem. Potrzeba lina do rozciągnia? Problem! Może należałoby zapoznać się z technikom AIS to możnaby więcej zdań z sensem napisać. A przede wszystkim przeczytać książkę, a nie przekartkować. Fakt, nie jest idealna, sporo mankamentów, trzeba też brać poprawkę na datę i miejsce napisania. Recenzja jednak jej nie dorównuje. 0/5.