Ostatnio sporo siedziałem w swoich treningowych tabelkach. Podsumowania, jakieś analizy. Coś trzeba było robić na roztrenowaniu. Danych, które na pojedynczym treningu zbiera mój zegarek jest milion. Danych, które zbieram od zawsze to tylko te najważniejsze – kilometry (kto z biegających ich nie zbiera?!), czas treningu i…
Średnie tempo?!
Tak właściwie po co komu średnie tempo?! Na takie pytanie mam dwie odpowiedzi. Po pierwsze, bo mając kilometry i czas treningu mogę je bardzo łatwo policzyć. Po drugie, bo w bardzo szerokiej perspektywie liczonej w latach pokazuje gdzie biegowo jestem. A jestem gdzieś tutaj.

Ładnie to wygląda w perspektywie wieloletniej. Statystycznie 2020 rok to zdecydowanie najszybszy rok odkąd biegam. Średnie tempo treningów znalazło się na poziomie 5’00/km i jeśli nie stanie się nic niespodziewanego to na tym poziomie (plus/minus) zakończę ten rok. Statystycznie lepszego potwierdzenia, że biegowo jestem w najlepszym miejscu odkąd biegam nie widzę.
Statystycznie… człowiek i pies mają średnio po trzy nogi
Dokładnie tak samo jest ze średnim tempem. W ujęciu rocznym, na które składa się trzycyfrowa liczba treningów, średnie tempo może być jednym z wyznaczników poziomu na którym jesteś. W perspektywie miesiąca gdzie ilość treningów oscyluje w liczbie kilkunastu może kilkudziesięciu, średnie tempo jest wyznacznikiem mniejszym. Jeśli już to należy porównywać je raczej nie do miesiąca poprzedniego, tylko do tego samego miesiąca w ubiegłym roku. W perspektywie tygodnia średnie tempo nie jest żadnym wyznacznikiem. I to niezależnie czy biegasz dla siebie czy realizujesz nieco bardziej zaawansowane jednostki treningowe. Wystarczy dosłownie jeden solidny jakościowy trening i średnie tempo nie mówi kompletnie nic. Przykłady? Proszę bardzo:
- 2 km rozbiegania + rozgrzewka + 8 km biegu ciągłego po 4’30/km + 2 km schłodzenia. Choć ogarnąłem ósemkę w 4’30 to średnia z całego treningu wychodzi powiedzmy 5’00/km. Dlaczego? Bo doliczają się do tego spokojne 4 kilometry i ćwiczenia „w biegu”, na których nie pauzuję zegarka.
- 6 km rozbiegania + 4 x 50m skip A, C, D + 2 x 20 m wykroki + 2 km schłodzenia. Średnia z całego treningu wychodzi powiedzmy tylko 6’00/km. Dlaczego? Bo większość treningu robiłem ćwiczenia i skacząc z nogi na nogę poruszałem się w ślimaczym tempie.
- wycieczka biegowa po górach z jakimś srogim podejściem. Średnia z takiej wycieczki wychodzi powiedzmy 6’30/km. Dlaczego? Bo w najbardziej stromych miejscach podchodziłem w szaleńczym tempie 12’00/km i to był mój maks.

Dlatego właśnie średnie z pojedynczych treningów i całych tygodni można „o kant tyłka potłuc”. Pojedyncze treningi bardzo taką średnią potrafią zaburzyć. Tygodnie i miesiące kiedy robisz dużo siły i skipów będą wolniejsze. Tygodnie i miesiące (a nawet lata) kiedy dużo biegasz po górach będą wolniejsze. Im więcej rozgrzewek, schłodzeń, ćwiczeń w biegu, podejść w górach tym średnia mniejsza. Ale paradoksalnie każdy z tych „wolnych” elementów ma duże znaczenie aby w dłuższej perspektywie biegać szybciej. Szczególnie na zawodach.
Więc po co to komu?
Dlatego w krótkiej perspektywie średnie tempo jest tylko ciekawostką. Warto sobie je liczyć co najwyżej „przy okazji” i patrzeć na nie w długiej perspektywie. Bo jeśli rok w rok realizujesz podobny trening i biegasz w podobnych warunkach (nie, że przeprowadzasz się z Warszawy w Bieszczady) to może być pewnym wyznacznikiem poziomu biegowego. Jeśli każdy element treningu poprawisz o nawet o te niezauważalne kilka sekund to w wielomiesięcznej czy wieloletniej perspektywie, tak jak ja, zauważysz różnicę.
I chyba tylko po to liczę sobie średnie tempo treningów.
Jak spojrzałem na tabelkę, to w pierwszej chwili nie zauważyłem, że tam timing jest ustawiony rosnąco od dołu i naprawdę zastanawiałem się, co się stało na początku, że był taki spadek, z którego nie udało się wyjść 😀 Gratulacje formy, imponuje!