Ekiden to sztafeta maratońska Jej ideą jest pokonywanie dystansu maratonu przez 6-osobowe drużyny. Największą tego typu imprezą w Polsce i jedną z większych w Europie jest warszawski Accreo Ekiden. W tym roku zorganizowany został już po raz 10. W tym roku miałem przyjemność w nim biec razem z drużyną Żyrafy Żyrardów.
Bieg zorganizowany został tak jak w ostatnich latach w parku Kępa Potocka na warszawskim Żoliborzu. W biegu wzięło łącznie udział 676 sztafet. W każdej z nich startowało 6 zawodników. Pierwszy zawodnik biegł 7.195 km, drugi i trzeci po 10 kilometrów. Czwarty, piąty i szósty po 5 kilometrów. Razem daje to 42 kilometry i 195 metrów, czyli dystans maratonu. Aby pomieścić taką rzeszą drużyn impreza została podzielona na trzy tury. Pierwsze 250 drużyn startowało w sobotę wieczorem. Drugie 250 w niedziele rano. Ostatnia grupa w niedzielę po południu.
W drugiej turze z numerem 454 na starcie stanęła sztafeta ŻYRAFA ŻYRARDOW, czyli reprezentacja naszego stowarzyszenia w składzie Grzegorz Klimiuk, Paweł Matysiak, Jacek Mitrowski, Waldemar Matysiak, Maja Laskowska i Michał Matysiak. Jak da się łatwo zauważyć połowa drużyny to rodzina. Jeszcze trochę i moglibyśmy startować jako Matysiakowie.
Pewną zmianą w stosunku do lat ubiegłych był brak pałeczki. Zamiast niej uczestnicy sztafety wymieniali się szarfą. Idea tego pomysłu była taka, że w starożytnej Japonii to właśnie na szarfie zapisywano informacje, które posłaniec miał przenosić z miasta do miasta. To miał być powrót do korzeni, ale w praktyce pomysł z szarfą nie był fortunny.
Szarfa przeszkadzała i zsuwała się. Ja swoją już po kilkuset metrach gdzie non-stop ją poprawiałem, owinąłem ją sobie na nadgarstku. Tak było dużo wygodniej. Z tego, co zobaczyłem znaczna część biegaczy albo owijała szarfę na ręku, albo trzymała ją w ręku. Opcja przewieszenia jej przez jedno ramie była mało wygodna.
Jako pierwszy szarfę dostał Grzesiek. On był jednym z tych, którzy szarfę założyli normalnie. Swoją 7.195 kilometrową zmianę ukończył w 31:05
Ruszałem jako drugi. Przejąłem szarfę i pobiegłem. Pierwsze kilkaset metrów zrobiłem zdecydowanie za szybko. Później zwolniłem, ale i tak pierwszy kilometr wyszedł w 4:25. Za szybko, bo po wczorajszym Biegu Łosia pojechałem jeszcze na imprezę. Po wczorajszych dwóch imprezach od samego początku biegło mi się ciężko i owe 4:25 to było jednak za szybko.
Do przebiegnięcia miałem cztery kółka. Pierwsze to trochę za szybki start i późniejsze odpoczywanie. Było to o tyle łatwiejsze, że najtrudniejsza była właśnie pierwsza część okrążenia. Po starcie było lekko pod górę. Potem lekko w dół. Potem chwila płaskiego i krótki, ale stromy podbieg pod Wisłostradę. To pierwsza najtrudniejsza część trasy. Po niej następowała długa (jak na warunki Kępy Potockiej i 2,5 kilometrowej pętli) prosta. Na jej początku był znacznik „1 km”, na jej końcu znacznik „1,5 km”. Ostatnia część trasy była najłatwiejsza. Ostatnia część to długi i bardzo łagodny zbieg nad staw. To miejsce gdzie można było trochę przyspieszyć. Od tego miejsca po prostu się leciało w dół.
Taka była każda pętla. Na początku każdej z nich powtarzałem sobie, że chcę aby przebiec te górki. Jak podbiegłem, to dalej już leciało dobrze. To był chyba największy plus tej trasy.
Przez zawodami obawiałem się też o ścisk na trasie. W końcu na trasie miało być jednocześnie 250 ekip a długość pętli to raptem 2,5 kilometra. Ale nie było tak źle. Raz tylko miałem problem w strefie zmian. Ci, co wymieniali się szarfą biegli po prawej. Ci, którzy biegli kolejne kółko, po lewej. Raz miałem pecha i wpadłem w lewy korytarz za grupa 4-5 innych biegaczy, a na 1,5 metrowym chodniku nie miałem szans ich wyprzedzić. Poza tym było luźno. Już po pierwszej zmianie na 7 kilometrów stawka rozrzuciła się po całej pętli.
Swoją zmianę skończyłem w 46:35, co zważywszy na to, że na sztafetę przyjechałem prosto z imprezy jest wynikiem świetnym!! Ale na drugi raz się nie skuszę. Bieganie po imprezie to jednak marny pomysł.
Po mnie szarfę przejął Jacek a ja stanąłem z bratem przy trasie czatując z aparatem. W tym momencie stwierdziłem, że Jacek biegnie strasznie wolno. Ja jak biegłem to było tak, że górka, górka, prosta, staw i już byłem w strefie zmian. Trasa mijała mi piorunem. A jak czekam na Jacka (który biegł niemal identycznym tempem co ja) to czas się wlecze i wlecze. Co on tam robi? Spać poszedł?!
Jacek ostatecznie skoczył swoją zmianę w 46:17. Zostały piątki.
Zaczął mój tata. Swoją zmianę przebiegł w 26:23. Potem Maja, jedyna kobieta w naszym składzie swoje 5 kilometrów przebiegła w 28:02. Sztafetę zakończył Michał w czasie 24:56.
Ostatecznie sztafetę ukończyliśmy w 3:23:20, co jak na fakt, że mieliśmy sobie pobiec rekreacyjnie stanowi dobry wynik. Dało nam to też 192 miejsce na 768 ekip, a więc załapaliśmy się dokładnie w pierwszej ćwiartce najlepszych zespołów. Super!
Dziękuję też wszystkim kibicom. Kilkukrotnie słyszałem hasła typu „Paweł Biega!!” albo „Paweł Biega najlepszy blog w Internecie!!” Niektórych kibiców poznałem. Innym (temu od najlepszego bloga w Internecie) z tego miejsca dziękuję za doping! Taki doping sprawiał, że nawet po sowitej imprezie chciało się biec. A przynajmniej chciało się nie dać… ekhm… plamy.
Plamy nie dałem. Ze swojego wyniku jestem zadowolony. Jako drużyna też osiągnęliśmy ładny wynik. Na Kępie Potockiej spędziłem miłe przedpołudnie, bo poza samym bieganiem miałem okazję spotkać się z wieloma biegowymi znajomymi. No i co było najważniejsze pobiegłem razem z tatą i z bratem w jednej sztafecie. To było coś!
A wygrała z kosmicznym wynikiem (2:28:22) sztafeta „New Balance Team” pod przewodnictwem nikogo innego tylko Mateusza Jasińskiego. Kolejne miejsca zajęły sztafety „KONDYCJA1” i „ObozyBiegowe.pl – Ścigacze”. Ekiden z racji rozłożenia go na trzy tury pobił swój rekord sztafet i stał się jeszcze większą imprezą.
Ciekawe, jak będzie za rok?