Półtora roku korzystania z zegarka i premiera jego następcy, to bardzo dobry czas, aby podsumować moją dotychczasową przygodę z Corosem Vertixem. Co mi się miało w nim spodobać już się spodobało. Do czego się nie przekonałem to już zdania nie zmienię. To czego przez półtora roku nie włączyłem, to już nie użyję. Widocznie nie było mi potrzebne.
Na początek małe podsumowanie. Aplikacja pokazuje, że przez ten czas mojego użytkowania, zrobiłem z nim jakieś:
- 3390 km biegania,
- 635 km na rowerze,
- 327 godzin aktywności.
Dlaczego Coros?
Powiem otwarcie – zmieniając zegarek, brałem pod uwagę tylko trzy najbogatsze opcje trzech marek: Garmin Fenix 6 (nie wiem w której wersji), Suunto 9 i właśnie nowość na rynku, czyli Coros Vertix.
Padło na Corosa z jednego podstawowego powodu. Nad wodotryski w formie płatności zbliżeniowych, map w zegarku i odtwarzacza muzyki postawiłem na wytrzymałą baterię. Wolałem bardziej praktyczny treningowy ciągnik, niż ten wyładowany gadżetami, które na treningu nie będą mi do szczęścia potrzebne. Z perspektywy czasu uważam to za bardzo dobry wybór, bo sam zegarek dosyć mocno ewoluował. Przede wszystkim pod kątem aktualizacji aplikacji. Kiedy zaczynałem z nim biegać, nie posiadał on menu w języku polskim. To, a także dużo innych funkcji, zostało dodane wraz z kolejnymi aktualizacjami. Po półtora roku jest to zegarek, który może o wiele więcej niż w momencie jego zakupu.
Przez ten czas użytkowałem go głównie pod kątem biegowym, ale w zasadzie jest to zegarek który nadaje się do prawie każdego rodzaj sportu. Poza bieganiem są to z jednej strony tak oczywiste aktywności jak rower, pływanie, triathlon czy trening cardio. Mamy też wioślarstwo, windsurfing, wspinaczkę, skitury czy narciarstwo. Solidna konstrukcja plus wachlarz sportów w jakich może być użyteczny, wskazuje, że mamy w ręku kawał solidnego multisportowego zegarka. Dokładając do tego czas działania baterii, otrzymujemy właśnie treningowy kombajn.

Konstrukcja
Zacznijmy od początku. W momencie zakupu największą wątpliwość w jego konstrukcji budzić może obrotowe pokrętło, które jest głównym przyciskiem interfejsu zegarka. To nim przewija się ekrany, opcje, zmienia ustawienia czy przybliża/oddala tracka. Jest używane prawie wszędzie. Można mieć wątpliwość, że przez półtora roku użytkowania dostanie się pod nie kurz, piach czy cokolwiek innego, ale nic takiego się nie stało. A zegarek był w wielu miejscach i sytuacjach, w których mogło dojść do zanieczyszczenia. W górach, w wodzie, w piachu… Opłukanie go wodą zawsze działało.
Do pozostałych przycisków również nie mam zastrzeżeń. Pokrętło i dwa przyciski są bardzo intuicyjne i po moim czasie użytkowania, działają tak samo jak wtedy, kiedy zegarek był nowy. Nauka jego obsługi była tak prosta, że już o niej zapomniałem.

Z wierzchu zegarek prawie nie wykazuje śladów użytkowania. Szafirowe szkło po półtora roku jest nietknięte, a niejednokrotnie niechcący uderzałem nim o różne mniej lub bardziej inwazyjne krawędzie. Tytanowy bezel wygląda bardzo dobrze, ale to właśnie na nim pojawiły się lekkie ślady zużycia. Rysuje się tylko w jednym miejscu – to wystający do góry rant. Gdyby był obły lub płaski to prawdopodobnie nic by mu się nie stało. Na tym rancie widać właśnie ryski i metaliczne przebicia.
Z tyłu mamy diody do optycznego pomiaru tętna z nadgarstka i gniazdo ładowania. W zestawie mamy oczywiście dedykowany kabel. Tył koperty, wykonany ze stopu tytanu, po półtora roku wygląda na używany, widać pojedyncze metaliczne przebicia. Mam też jedną sporą rysę. Strona zegarka, która zazwyczaj styka się ze skórą, po czasie użytkowania, wygląda nieco gorzej niż strona ,,wyjściowa”.

Wreszcie pasek. Klasyczny, silikonowy, ale producent ma w ofercie także paski parciane. Z systemem szybkiego zapinania i odpinania. Można więc zmieniać sobie paski w zależności od dnia, okazji i nastroju. Wybór jest duży, tym bardziej, że do Vertixa pasują też paski Garmina o szerokości 22 mm, z których regularnie korzystam. Zarówno z paskiem Corosa jak i Garmina nie miałem nigdy żadnego problemu.
Wyświetlacz
Duży, o rozdzielczości 240×240 pikseli, czytelny w słońcu. Porównując do Suunto (czy to do starego Ambit3, czy dużo nowszego Spartan 9) jest o wiele bardziej czytelny. Mam wrażenie, że jest to zarówno zasługa większego kontrastu pomiędzy czernią a bielą, a także dosyć grubej czytelnej czcionki. Porównując z Fenixami, czytelność wyświetlacza jest podobna.

Dla fanów gadżetów ekrany można do pewnego stopnia dostosowywać ,,pod siebie”. Można wybierać spośród około pięćdziesięciu różnych tarcz pulpitu, czasami określić jej kolorystykę (ja dopasowuje ją sobie do koloru paska). Nie ma możliwości wgrania swoich pulpitów i musimy bazować na tych jakie oferuje Coros, za to wraz z aktualizacjami ilość pulpitów, jest ich coraz więcej.
Podoba mi się funkcja schowania nieużywanych trybów treningowych lub opcji głębiej. Działa to tak, że można wybrać, które z trybów sportowych będą pojawiać się od razu po wejściu w trening oraz te, które nie znajdą się w głównym menu i będą dostępne poprzez menu ,,więcej…”. Przy czym nie da się wyłączyć niechcący danego trybu i zawsze jest możliwość dostępu do każdej aktywności. Nie ma takiej możliwości, że nagle jesteśmy w górach, ktoś proponuje narty, a ty nie masz dostępu do tego trybu w zegarku. Dostęp jest, tylko trzeba trochę więcej poklikać.
Analogiczna sytuacja jest w przypadku opcji. Te podstawowe mamy dostępne w pierwszym poziomie menu. Te mniej potrzebne są w kategorii ,,więcej…”.
W trybie treningowym można wybrać pomiędzy podziałem tarczy zegara na dwa, trzy, cztery lub pięć pozycji. Najczęściej korzystam z podziału na cztery. Górną część tarczy zajmuje najbardziej istotny parametr. Pod nim są dwa mniej istotne parametry . Na samym dole na pasku jest wartość najmniej ważna.

Do wyboru jest cała masa parametrów:
- aktualna godzina,
- całkowity czas,
- czas treningu,
- dystans,
- odcinki,
- kalorie,
- kadencja,
- długość kroku,
- tempo,
- prędkość,
- tętno,
- średnia kadencja,
- średnia długość kroku,
- średnie tempo,
- średnia prędkość,
- średnie tętno,
- maksymalna prędkość,
- maksymalne tętno,
- czas odcinka,
- dystans odcinka,
- kadencja odcinka,
- długość kroku odcinka,
- tempo odcinka,
- prędkość odcinka,
- tętno odcinka,
- wysokość npm.,
- wzniesienia,
- spadki,
- bateria,
- aerobik TE,
- anaerobik TE,
- czas ostatniego odcinka,
- tempo ostatniego odcinka,
- czas kontaktu z podłożem,
- balans L/P,
- wysokość kroku,
- współczynnik kroku,
- moc biegowa,
- średnia moc,
- moc odcinka,
- 3sek. średnia moc,
- 10sek. średnia moc,
- 30sek. średnia moc,
- obciążenie treningowe.
Po rozpakowaniu zegarka nie trzeba tego wszystkiego wpisywać od zera. Każdy tryb sportowy jest predefiniowany i ma ułożone tarcze. Jeśli Ci nie odpowiadają lub potrzebujesz na nich widzieć inne wartości, to wystarczy to zmienić. Ta zmiana, a także dużo innych, odbywa się z poziomu aplikacji.
Ostatnią rzeczą dotyczącą wyświetlacza jaką można ustawić, jest wybór, czy w trybie treningowym zegarek ma wyświetlać białe cyfry na czarnym blacie, czy czarne cyfry na blacie białym. Biegałem zarówno z jedną jak i drugą opcją, ale finalnie od miesięcy korzystam już z opcji czarnych cyfr na białym ekranie. Ta opcja wydaje mi się bardziej czytelna.
Bateria
To co skłoniło mnie do Corosa to w dużej części bateria. W trzech słowach – bateria to potwór. Wyciągając dane producenta mamy 45 dni regularnego użytkowania (jako zegarek codzienny), mamy 60 godzin działania w trybie GPS i wreszcie – 150 godzin w trybie UltraMax GPS.
W mojej treningowej rzeczywistości nie miałem okazji testowania żywotności trybu UltraMax. Natomiast… Przy moim rytmie noszenia zegarka codziennie (na noc częściej go zdejmuje niż zostawiam na nadgarstku) i średnio czterech/pięciu aktywnościach tygodniowo (tryb GPS) jedno pełne ładowanie wystarcza mi na jakieś 3 tygodnie! Jeden średniej objętości (godzina) trening na normalnych ustawieniach i z włączonym podświetleniem na ruch ręki to spadek baterii najczęściej o 2/3 procent. Ile jest w stanie pociągnąć kilometrów czy godzin na jednym ładowaniu, nie jestem w stanie sprawdzić. Bateria to jest kosmos i jeden z moich ulubionych powodów docinek do kolegów posiadających inne zegarki.

Wraz z jedną z aktualizacji pojawił się też w zegarku dodatkowy ,,ficzer” analizujący stan baterii. Pokazuje kiedy ostatni raz zegarek był ładowany, ile baterii zużył i ile jeszcze pociągnie. To nawet przydatne informacje, ale po kilku cyklach ładowania (kilku miesiącach) już sam ogarniam kiedy muszę zegarek ładować.
Zegarek o ładowaniu przypomina. Pierwszy komunikat wysyła kiedy do końca baterii zostało 10 procent. Jeśli do końca zostało 5 procent, przechodzi on w tryb ,,aby przeżyć”- wyłącza podświetlenie, dźwięki i zbiera dane bez tych wszystkich wodotrysków. Mając mniej niż 5 procent baterii nie da się już odpalić kolejnego treningu a można tylko dokończyć ten, który już trwa. Ale umówmy się – na 5. procentach baterii w Vertixie można ogarnąć jeszcze jakieś 2 godziny biegu. Wystarczająco dużo, aby wrócić do cywilizacji.
Ładowanie jest raczej bezproblemowe. W zestawie jest kabel USB do ładowania zegarka czy to poprzez podłączenie go do komputera czy poprzez podłączenie do sieci. W przypadku podłączenia do sieci trzeba skorzystać z kostki np. od ładowarki do telefonu – takiej kostki w zestawie brak. Ja zawsze ładowałem go przez sieć i pełne ładowanie to około 2 godziny roboty. Generalnie ładuje się szybko i można go dostatecznie podładować podczas przebierania się w ciuchy biegowe.
Pewnym minusem jest samo gniazdo ładowania. Ci, którzy jednak będą chcieli ładować zegarek podczas biegu, nie zrobią tego, bo wtyczka wpinana jest prostopadle w tył zegarka. Nie wiem jednak kto by tego potrzebował mając zegarek, który w trybie UltraMax wytrzyma 150 godzin. Druga sprawa, to samo gniazdo jest dosyć luźne. Brakuje mi takiego pewnego wpięcia wtyczki ładującej w zegarek. W Corosie wpinana jest dość luźno i łatwo ją niechcący wypiąć.
Nawigacja GPS/QZSS
Nawigacja w Vertixie realizowana jest przez systemy GPS (amerykański) oraz QZSS (japoński). Można do tego dołożyć jeszcze trzeci system, czyli Glonass (rosyjski) lub BeiDou (chiński), przy czym nie można skorzystać z czterech jednocześnie. Wybór jest między:
- GPS/QZSS
- GPS/QZSS + Glonass
- GPS/QZSS + BeiDou

Na co dzień nie odczułem zauważalnej różnicy z których systemów nawigacji korzystałem. Czy to są dwa, czy trzy systemy, dokładność nawigacji oceniam bardzo dobrze. W zasadzie po przesiadce z Suunto nie odczułem większej różnicy w tym jak zegarek rysuje ślad treningu i jak oblicza długość trasy. Jest wystarczająco dokładnie. Wiadomo, że analizując z aptekarską dokładnością, ślad czasami jest przesunięty minimalnie według mapy lub leciutko zygzakuje. Niemniej jednak przez półtora roku tylko raz pokazał totalne głupoty.
Rewelacyjny jest tryb stadionowy. To jeden z trybów zegarka. Coś, co w menu zegarka nie jest ,,Bieganiem” a jest ,,Bieżnią”. Generalnie zasada wygląda tak: wybierasz tor, na którym robisz trening, a potem lecisz. Przy czym nie musi być to pierwszy, wewnętrzny tor. Zegarek bardzo dobrze radzi sobie z każdym torem. Wystarczy mu tylko podpowiedzieć.

Pierwsze okrążenie z reguły trochę przestrzeli – z 400 metrów zrobi np. 410, ale potem właściwie każde kolejne koło to idealnie równe 400 metrów. Kręcąc 25 kółek i robiąc na stadionie dyszkę, zegarek pokazał mi 10 kilometrów i 10 metrów. Błąd pokazuje raczej w górę i z tego co zaobserwowałem to nadmiar lub deficyt pojawia się na pierwszym kole, gdzie musi się skalibrować. Ale potem dokładność trybu stadionowego to rewelacja.

Pomiar tętna
Ameryki nie odkryję. Tętno z nadgarstka nadaje się co najwyżej do śledzenia codziennej aktywności lub tętna podczas snu. Wtedy pokazuje sensowne wartości, a jeśli jakiś pomiar (domyślnie wykonywany co 10 minut) rozjedzie się, to w perspektywie całej doby nie będzie on miał znaczenia. Przy codziennej aktywności nie ma nawet specjalnego znaczenia czy zegarek mam zapięty mocno czy o jedną dziurkę mniej. Pokazuje bardzo podobne (akceptowalne dla pomiaru dziennej aktywności) wartości.
Co innego podczas treningu. Wykres tętna z nadgarstka nie reaguje na szybkie zmiany intensywności, potrafi się załamać. Na trening zapinam zegarek dosyć mocno (to nie kwestia tętna, a tego, aby zegarek nie przesuwał mi się na nadgarstku), a czasami tętno nagle spada na łeb na szyję. Zegarek, mimo że ciasno zapięty, zaczął pokazywać tętno ,,z kosmosu”. Wtedy cały zapis tętna z treningu jest do… bani.
Jest na to jednak proste rozwiązanie – pasek do pomiaru tętna na klatkę piersiową. Nie musi być marki Coros. Nie sprawdzałem wszystkich, ale teoretycznie każdy, który obsługuje technologię Bluetooth czy ANT+, da się z Vertixem sparować. Ja cały czas korzystam z paska do pomiaru tętna od Suunto. Działa perfekcyjnie. Różnica pomiędzy tym co na treningu pokazuje pomiar tętna z nadgarstka, a pomiar z klatki piersiowej, jest kolosalna. Na korzyść tego drugiego oczywiście.

Pulsoksymetr
Do kompletu z pomiarem tętna mamy też pomiar nasycenia krwi tlenem, czyli pulsoksymetr. Nie jest tak użyteczny na co dzień jak pulsometr, ale może dać nam jakąś dodatkową wartość w treningu. Widać jak często z niego korzystam. Ostatni pomiar wykonałem miesiąc temu…

Prowadzenie po tracku
Prowadzenie po tracku, czyli po z góry zdefiniowanej trasie, jest dostępne i jest banalne do wgrania. Mając na telefonie trasę w formacie *.gpx wystarczy otworzyć ją w telefonie używając aplikacji Coros. W tym momencie wgrywa się do aplikacji. Kolejne kliknięcie i po synchronizacji pojawia się w zegarku. Generalnie jest to bardzo łatwe i intuicyjne do ogarnięcia.
Nieco więcej klikania jest, jeśli chcę udostępnić komuś track ze swojego treningu. Trzeba wejść w trening i po kliknięciu w ikonkę w prawym górnym rogu pobrać jako *.gpx. Jest to trochę mniej wykorzystywana funkcja, ale jeśli chcesz komuś podrzucić tracka to w minutę jesteś w stanie to zrobić.
Na plus podczas trybu ,,biegu po tracku” jest możliwość przybliżania lub oddalania mapy za pomocą pokrętła. Można przybliżyć je tak, że na tarczy zegarka widzisz 50 metrów trasy (skala 25m). oraz tak oddalić, że widzisz całą trasę, a skala pokazuje 10km. To ostanie jest właściwie nieużyteczne, bo cały track ma wtedy wielkość mrówki, ale jest taka możliwość…
Na minus jest fakt, że zegarek orientuje się w terenie na podstawie położenia zegarka, a co za tym idzie – nadgarstka. Aby ,,wyśrodkował” się względem kierunku, biegu trzeba chwilę go przytrzymać przed sobą. Przez tę chwilę track może się kilka razy obrócić i nie zawsze jest oczywiste gdzie Cię prowadzi. Nie jest to wielkim problemem podczas biegu w otwartym, łatwym, płaskim terenie, a także na rowerze. Natomiast w terenie, jest to problem, ponieważ orientacja kierunków trochę nie nadąża za położeniem nadgarstka. Kiedy lecisz zygzakiem, po krzakach lub zbiegasz po kamieniach, to nie ma czasu na analizowanie czy na rozwidleniu track prowadzi w tę czy w tamtą ścieżkę. Zdarzało mi się pobiec nie tam gdzie powinienem. Pół biedy jak to było na płaskim. Gorzej jak rypnąłem się w górach na stromym zbiegu…
Track na bieżąco pokazuje też profil wysokości. Widać czy jesteś ,,w dole” czy ,,na górze”. Czy czeka cię podbieg czy będzie już tylko w dół. Nie za często na ten ekran zerkałem, ale jest i działa bardzo dobrze. W połączeniu z płaskim trackiem bywa użyteczny.
Trening biegowy
Wraz z którąś kolejną aktualizacją Coros wprowadził funkcję ustawiania własnego treningu. Do wyboru jest bieganie, rower, pływanie i siła. Trening biegowy ustalany jest w formie rozgrzewka -> akcent -> schłodzenie. Rozgrzewka i schłodzenie to po prostu zadany czas lub i dystans na danej intensywności. W przypadku akcentu można jeszcze ustalać ile jakich powtórzeń i na jakich przerwach wykonamy. Te trzy bloki można powtarzać, duplikować, zapętlać. Możliwości trochę jest. Klikania też. Jeśli ktoś lubi i potrzebuje takiej kontroli ze strony zegarka to trzeba poświęcić trochę na wpisanie (przeklikanie) podstawowych treningów do pamięci zegarka.

Trening taki w ramach testów zrobiłem raz. Zegarek pokazywał to co powinien i piszczał wtedy kiedy powinien. Mnie osobiście trochę to irytowało bo całkiem dobrze radzę sobie sam ze sobą. Nie muszę tracić czasu na wpisywanie poszczególnych jego elementów do zegarka bo wszystko pamiętam. Plan też mam tak układany, że czasami mogę jakiś odcinek rozbiegania wydłużyć, czasami skrócić. Do tego jestem przyzwyczajony i nie lubię jak zegarek myśli za dużo za mnie. Jeśli ktoś realizuje ograniczoną pulę podobnych do siebie treningów to z tej funkcji skorzysta. Im bardziej zaawansowany i urozmaicony trening tym skorzysta mniej.
Mj bliżej do tej drugiej opcji i na co dzień na treningu korzystam raczej tylko z tych podstawowych funkcji. W przypadku luźnych biegów, wybiegań i biegów ciągłych najbardziej zaawansowaną funkcją z jakiej korzystam są automatyczne międzyczasy. Na biegach interwałowych automatyczne międzyczasy wyłączam i czasy odcinków łapię z ręki. Tu też wychodzi na wierzch kolejny powód dla których nie korzystam z ustawiania zdefiniowanych treningów. Nawet zwykłe „przebieżki/rytmy” robię raz na odcinkach stumetrowych, raz w formie odcinków trzydziestosekundowych, raz minutowych, raz . Raz robię ich raz więcej, raz mniej.
Apropos międzyczasów to niezależnie jakie ustawisz zegarek i tak złapie ci czas poszczególnych kilometrów. Wszystko możesz zobaczyć w aplikacji po treningu.
Parametry treningowe
Zegarek, chcąc monitorować nasza formę na bazie ostatnich treningów, szacuje cały szereg różnych parametrów. Są to takie wartości jak:
- wskaźnik maratoński,
- VO2 max,
- tętno spoczynkowe,
- tempo progowe,
- tętno progowe,
- zmęczenie,
- sprawność bazowa,
- wpływ obciążenia.
Przy czym wszystkie te parametry są obarczone pewnym marginesem błędu. VO2 max, tętna i tempa progowe najlepiej określa się za pomocą testów wysiłkowych. Zegarek próbuje to tylko przeliczyć na podstawie tych danych które ma. Raz mu się to uda lepiej, raz gorzej. Niemniej jednak w dłuższej perspektywie obserwacja czy poszczególne parametry idą w górę czy w dół jest pewnym wyznacznikiem czy trening idzie dobrze czy nie. Generalnie zwracam uwagę na te parametry, ale nie biorę ich sobie przesadnie do serca.
Podobnie jest z szacowaniem wyników na poszczególnych dystansach. Oczywiście jest to do pewnego stopnia wróżenie z fusów, ale można sobie choćby teoretycznie zobaczyć gdzie jesteśmy. Przy czym słowo ,,teoretycznie” jest tu kluczowe. Będąc w dosyć mocnym, regularnym treningu, Vertix wyliczał, że na maraton przebiegnę 3:43-3:46. Teraz na roztrenowaniu gdzie biegam mniej i wolniej, wylicza mi 3:38…

Vertix a woda?
Vertix jest zegarkiem z funkcjami pływackimi – zarówno związanymi z pływaniem w akwenach otwartych jak i na basenie. Nie będę jednak ściemniał – w wodzie zegarek wykorzystywałem sporadycznie. Najczęściej wtedy kiedy na treningu złapała mnie ulewa. Mniej często wtedy kiedy pływałem w hotelowym basenie na urlopie. Czyli właściwie wcale, patrząc na zastosowane w nim funkcje pływackie. Bez zaskoczenia jest to, że zegarek takie spotkania z wodą nie ruszają. Zresztą zegarek o wodoszczelności 50ATM mało co w wodzie ruszy.
Śledzenie dziennej aktywności
Dodatkiem do funkcji treningowych są funkcje wykorzystywane na co dzień:
- smartfonowe,
- pomiaru dziennej aktywności.
Pierwsze są wszelkie funkcje smartfonowe. Przez zegarek nie odbędziemy rozmowy telefonicznej, nie wyślemy smsa, ale po sparowaniu z telefonem będzie wyświetlał nam powiadomienia: o wiadomościach sms, o rozmowach telefonicznych, powiadomienia z serwisów społecznościowych. W przypadku podłączenia do smartfona jednocześnie zegarka i słuchawek Bluetooth, można odbierać połączenia z poziomu zegarka. Jeśli ktoś nie lubi natłoku zbędnych powiadomień to można większość lub wszystkie powiadomienia wyłączyć. Ja wyłączyłem większość z nich. Można też włączyć lub wyłączyć wszystkie.

Druga grupa to funkcje związane ze śledzeniem dziennej aktywności. Zegarek (na bazie akcelerometru) liczy kroki, gdzie możemy sobie ustalić ,,limit do wyrobienia”, liczy także kalorie. Co 10 minut monitoruje tętno, co w perspektywie całego dnia daje wyznacznik jak intensywny dzień był za nami. Jeśli nie zdejmujemy zegarka do spania, przeanalizuje on też sen. Co ciekawe, jest dość wyczulony w tym względzie i ciężko go oszukać. Leżąc bez ruchu przed snem nie daje się nabrać że już śpię. Godzinę zasypiania i budzenia się wyłapuje dosyć dokładnie.

Dane z wszystkich dni można sobie przeglądać w formie słupków czy wykresów. Nie jest to kluczowa funkcja tego zegarka, ale może być przydatna, choćby z ciekawości.
Aplikacja
Wszystko to spina aplikacja, której screeny widzicie w tej recenzji. Jest dostępna zarówno na system Android i iOS. Aplikacja ta, jest jedyną platformą dla tego zegarka. Coros nie ma platformy dostępnej przez komputery PC. Możesz natomiast sparować aplikację Corosa z:
- Strava,
- TrainingPeaks,
- Running Quotient,
- adidas Running,
- Relive,
- Final Surge,
- Runalyze,
- WeRun.
Tyle mam na chwilę obecną, ale nie jest wykluczone, że za chwilę będzie więcej. Odkąd korzystam z zegarka ta lista się powoli rozrasta. Osobiście sparowałem Corosa ze Stravą. Synchronizują się niemal w tym samym czasie. Nie muszę czekać na to kiedy będę miał wgląd w dane treningowe. Warto też wspomnieć, że dane z Corosie nie będą identyczne jak w Stravie. Strava przelicza dane po swojemu i występują niewielkie odchylenia w wartościach.
Aplikacja jest dosyć prosta i raczej intuicyjna, choć nie raz zdarzało mi się długie minuty szukać funkcji, której jakiś czas nie używałem. Ciężko mi to ubrać w słowa, ale mogłoby być lepiej. Mogłoby być też bardziej jednolicie, szczególnie jeśli chodzi o poszczególne zakładki w samej aplikacji. Wszystkie cztery zakładki rządzą się swoimi prawami i wygląda nieco inaczej. Niby można się w tym odnaleźć, ale trochę tej jednolitości mi brakuje. Niemniej jednak w treningowej codzienności korzystam właściwie tylko z drugiej zakładki będącej dziennikiem i analizą treningów.

Poza tak podstawowymi danym jak dystans, czas czy średnie tempo, zegarek pokazuje o wiele więcej. Wystarczy przewinąć w dół i mamy wykresy tempa czy tętna. Zakresy tempa czy tętna (kolorowe słupki) bazują na danych wprowadzonych przez użytkownika i niekoniecznie muszą się pokrywać z zakresami tętna, według których realizujesz swój trening.

Jeszcze niżej jest kadencja, długość kroku czy najbardziej enigmatyczna – moc biegowa. Danych jest sporo, a każdy z nich można kliknąć, by zobaczyć szczegóły i wyświetlić wykres na pełnym ekranie. W momencie kiedy robimy jakiś bardziej skomplikowany trening z dużą ilością odcinków, przerw i pauz, to ekran ten robi się naprawdę długi. Co ciekawe, można ten ekran w całości wyeksportować do pliku JPG.

Nie są to wszystkie dane, które zegarek zbiera z jednego treningu. Zabrakło na screenach przewyższeń, międzyczasów i wskaźnika ,,efekt treningu”, które znajdują się na samym dole. Przy dużej ilości danych przydałaby się możliwość analizy danych za pośrednictwem komputera. Duży ekran ma jednak większe możliwości niż ekran smartfona.
Poza zakładką treningową, mamy w aplikacji jeszcze trzy inne zakładki. Pierwsza zakładka to w zasadzie podsumowanie: energia, czas aktywności, kroki, tętno, sen. W większości są to dane zebrane przez zegarek przez cały dzień kiedy mamy go na nadgarstku. Każdy z tych ekranów można powiększyć i pokazuje się wtedy w formie poziomej (analogicznie jak w zakładce treningowej). Większość tych danych ma sens kiedy obserwujemy je w dłuższym okresie czasu.
Drugi ekran to zbiór podstawowych parametrów naszego treningu. W formie kafelków wyświetla wszystkie współczynniki jak VO2 max, tętno spoczynkowe, wpływ obciążenia… Z tego też miejsca można się dostać do ekranu z prognozowanymi wynikami. Szczerze – zaglądam tu rzadko.
Jeszcze rzadziej zaglądam do ostatniej zakładki. To ta z ustawieniami. Stąd ustawisz m.in. wygląd tarcz zegara, wpiszesz treningi, zaktualizujesz bazę satelit GPS (i tak aktualizuje się sama podczas synchronizacji zegarka ze smartfonem) czy wybierzesz jakie powiadomienia ma Ci wyświetlać zegarek. Zakładka w którą wchodzisz raz, ustawiasz i później prawie do niej nie zaglądasz.
Podsumowując
Vertixa z perspektywy półtora roku użytkowania oceniam na duży plus. Nie żałuję wyboru. Cały czas zegarek wygląda ,,odpowiednio” na moim nadgarstku. W dalszym ciągu uwielbiam w nim dwie rzeczy – baterię i tryb stadionowy z jego genialną dokładnością. Jeśli o czymś nie napisałem to znaczy, że tego nie używałem, używałem sporadycznie i w mojej biegowej rzeczywistości nie było mi potrzebne. Zbierając wszystkie plusy:
- bateria przy której można zapomnieć gdzie się zostawiło ładowarkę,
- niemal bezbłędny ,,tryb stadionowy”,
- solidna konstrukcja na której po półtora roku nie widać śladów zużycia,
- bardzo intuicyjna obsługa zegarka poprzez pokrętło,
- czytelny wyświetlacz,
- możliwość bezproblemowego sparowania z akcesoriami także innych producentów,
Ale żeby nie było też tak miło to do minusów mogę zaliczyć:
- prowadzenie po tracku orientowane według położenia zegarka a nie kierunku biegu,
- dosyć luźne gniazdo ładowania,
- trochę niejednolity i niekonsekwentny układ zakładek w aplikacji, mogłoby być bardziej intuicyjnie,
- brak aplikacji na PC, co mogłoby się przydać do bardziej szczegółowej analizy treningów.
Dzięki za szczegółową recenzję!
Sam planuję kupno Corosa i wahałem się pomiędzy podstawowym Pace 2 a wyższymi modelami. Po lekturze przestałem, bo potwiedziłeś, że bajery dostępne w droższych modelach nie będą mi potrzebne. Teraz tylko pozostało czekać na Black Friday 😉
Mam też Pace 2 i pod kątem czysto biegowym to dokładnie ta sama jakość i prawie te same funkcje. W zasadzie to Pace 2 w porównaniu z Vertixem nie obsługuje tylko biegania po tracku. Wszystkie inne funkcje typowo biegowe jakie znam z Vertixa są też w Pace 2.
Zegarek jest już u mnie i trochę ze mną popracował. Mi niczego nie brakuje 🙂
Tryb „Track run” jest dostępny, pewnie doszedł w jakiejś aktualizacji po drodze.
Irytujące było odblokowywanie przez kręcenie pokrętłem (niewykonalne zmarzniętymi palcami), ale na szczęście da się to łatwo zmienić na przytrzymanie przycisku lub całkowicie wyłączyć (ja to zrobiłem dla trybu treningu).
Zastanawiam się czy brać Apexa Pro czy Vertixa. Obecnie to tylko 250 zł różnicy a bateria o połowę lepsza.
Czy Vertix nie jest zbyt toporny w porównaniu do Apexa Pro?
Testowałeś pasek materiałowy? Jak to się zapina i czy mocno trzyma. Mam obawy, że łatwo się samoczynnie otwiera.
PS
Super recenzja
Decyzja należy do Ciebie 🙂 Poza baterią i kwestiami czysto technicznymi ciężko mi praktycznie odnieść Vertixa do Apexa bo z tym drugim nie biegałęm. Co do toporności to nie powiedziałbym tego o Vertixie, choć to oczywiście zależy z czym go zestawiać. Jeśli z Apexami to może trochę (bo jest większy i bardziej metalowy), ale z perspektywy wszystkich zegarków to jest wielkości mniej więcej Garmina fenixa 6, czyli jest duży, ale jeszcze bez przesady. Są jeszcze zegarki większe. I to w przypadku tych największych (fenix 6X czy Vertix 2) można się zastanawiać czy to już nie przesada, choć moim zdaniem nie. Do Vertixa na nadgarstku przyzwyczaiłem się bardzo szybko. Do jego jeszcze większego następcy też. Na trening zapinam je tylko o jedną dziurkę mocniej bo jednak przy pracy rąk podczas biegania trochę „latają”. To tylko Pace 2 był tak lekki i mały, że nie musiałem nic kombinować bo nawet lekko zapięty trzymał się ręki.
Pasek materiałowy zakładałem i mierzyłem wraz z Pace 2 i niby nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń, trzymał się na pierwsze przymiarki dobrze to jednak finalnie i tak większość czasu (i wszystkie treningi) zrobiłem z paskiem silikonowym. Nie podpowiem za dużo…
Dziękuję za recenzję, mam podobne podejście do bajerów w zegarkach jak Twoje, ale jednak trochę wahałem się pomiędzy vertix a vertix 2 . Ostatecznie wygrał rozsądek i mój vertx właśnie jedzie kurierem. Pozdrawiam.
Nie będziesz zawiedziony. Ten zegar ma wszystko 😀