Pulsometr wielofunkcyjny z Biedronki

Biedronka ostatnio rzuciła do swoich sklepów serię produktów związanych z aktywnością fizyczną. Były maty do ćwiczeń, koszulki, spodenki, drążki i właśnie pulsometry. Kosztowały one pierwotnie 59,00 złotych, by po jakimś czasie spaść do 29,99 zł. I właśnie za taką cenę w biedronce można było nabyć całkiem ładny, podstawowy i prosty pulsometr. Coś w sam raz dla osób zaczynających swoją przygodę ze sportem.

Wygląd

Jak na 29,99 złotych wygląda całkiem nieźle. Występuje w czterech wersjach kolorystycznych:

• czerwonej,
• pomarańczowej,
• niebieskiej,
• czarnej.

Pulsometr w jasnych kolorach wygląda zdecydowanie lepiej. Czerwony panel ożywia design i sprawia, że pulsometr jest ładny. Boczne przyciski srebrne. Zapewne malowane, więc zastanawia mnie ich żywotność. Po dwóch tygodniach i setce kilometrów – bez zmian. Plusem w tak tanim sprzęcie jest fakt, że na głównym szkiełku naklejona została przezroczysta folia. Zabezpiecza przed przypadkowym i zbyt szybkim zarysowaniem szybki. Nie warto jej zrywać. Druga folia chroni kopertę od spodu, ale tą akurat zerwałem.

Rzucają się w oczy duże cyfry na wyświetlaczu. Środkowy rząd, który najczęściej wyświetla aktualne tętno, jest duży i wyraźnie widoczny. Tarcza ma też podświetlenie, lecz jest one słabe i zapewnia raczej słaby kontrast.

Pasek – bez uwag. Jest cieńszy od Garmina czy nawet mojego Beurera, ale elastyczny i wygodny. Dobrze się zapina i nie uwiera. Sprzączka natomiast jest z najniższej półki. Prosta do bólu, lecz swoje zadanie spełnia.

Możliwości

Możliwości są adekwatne do ceny. Absolutnie, ale to absolutnie, podstawowe.

Pulsometr posiada przede wszystkim: 3 strefy wysiłku. Niestety, ich ustawienie jest skomplikowane. Dla bardziej doświadczonego biegacza, najprostszym rozwiązaniem byłoby ustawienie granic tych 3 stref. Ale skąd ktoś, biorący pierwszy raz pulsometr do ręki, ma to wiedzieć? Otóż, wcale nie musi! W pulsometrze ustawia się tylko tętno maksymalne i na tej podstawie pulsometr ustala granice stref: 55-70%, 70-80%, 80-100%. Dla początkujących to niezłe rozwiązanie. Dla kogoś, kto już trenuje – zdecydowanie nie.

W pulsometrze można też (a nawet trzeba) ustawić strefę, w której chce się ćwiczyć. Trzeba wybrać jedną z wyznaczonych wcześniej przez pulsometr stref. Wyjście poza strefę zegarek zasygnalizuje dźwiękiem. A przynajmniej powinien, bo mimo wszelkich prób, nie udało mi się go usłyszeć.

Oprócz alarmów zegarek podczas biegu podaje:

• czas biegu,
• aktualny procent tętna maksymalnego,
• ilość spalonych kalorii,
• czas treningu w strefie,
• maksymalne tętno,
• godzinę.

Te dane możemy sobie przełączać dowolnie w trakcie biegu i już po nim. Natomiast, kiedy chcemy wykonać kolejny trening, zapisujemy te dane do pamięci zegarka. Tam możemy sprawdzić:

• łączny czas ćwiczeń,
• łączny czas ćwiczeń w strefie,
• łączną ilość spalonych kalorii,
• tętno maksymalne z wszystkich treningów,
• tętno średnie z wszystkich treningów.

I na tym możliwości pulsometru się kończą.

Zegarek ma też funkcję stopera. Nie potrzebuje wtedy paska na klatkę piersiową. Co ciekawe i co mnie zaskoczyło, stoper w zegarku ma więcej komend niż tylko START i STOP. Ma też komendę SP (split time), czyli międzyczas. Nie jest to wielka rewelacja, ale użycie SP powoduje, że bez zatrzymania głównego stopera można złapać międzyczas. Znika on po ponownym przełączeniu się do głównego stopera.

Zegarek może być też budzikiem. Ot, będzie wtedy pikał z samego rana. Pika dosyć głośno jak na takie maleństwo. A czy obudzi? Mnie obudził. Ale ile w tym zasługi budzika, a ile tego, że ostatnio zawsze wstaję o tej samej porze…

Dokładność

Dokładność pulsometru z Biedronki ciężko zmierzyć. Zapewnia tak mało danych, że ciężko się do czegoś odnieść. W praktyce możne porównać dwie rzeczy: aktualne tętno i maksymalny puls. Niestety, ale „biedronka” nie mierzy średniego pulsu danego treningu.

Przez ostatnie dwa tygodnie biegałem z dwoma pulsometrami. Nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, ale dało mi przegląd sytuacji. Do pulsometru z Biedronki zakładałem również mojego starego dobrego Beurera PM25.

Tętna w spoczynku się różnią. Czasami o jedno uderzenie, co jest akceptowalne, ale widziałem też różnice wynoszące i 5 a nawet 8 uderzeń serca. A to już zdecydowanie za dużo. Co więcej w spoczynku „biedronka” potrafi gubić sygnał z paska i wyświetlać „—„. Beurerowi to się praktycznie nie zdarza.

W trakcie treningu jest lepiej. Tętno w trakcie treningu jest albo równe, albo o jedno/dwa uderzenia serca wyższe lub niższe. Tyle zaobserwowałem zerkając, co jakiś czas na oba zegarki. Więcej zrobić nie mogłem. Nie mogę przez cały czas gapić się w nadgarstek.

Drugą rzeczą, którą zrobić mogłem było porównywanie tętna maksymalnego po danym treningu. Porównanie wygląda następująco:
163 – 161
155 – 156
173 – 175
157 – 158
176 – 176

Pierwsza wartość to pulsometr z Biedronki, druga to Beurer PM25. Jak widać rozbieżność jest. Sama w sobie ona nic nie mówi, ale kiedy testowałem Garmina Forerunner 610 i też biegałem z dwoma zegarkami, różnic nie było. Wtedy Garmin i Beurer pokazywały idealnie ten sam puls. Wtedy nie brakowało żadnego uderzenia, a nawet ze 140 na 141 bpm przeskakiwały praktycznie w tej samej chwili…

Podsumowanie

Pulsometr wielofunkcyjny z Biedronki to zegarek bardzo ale to abrdzo podstawowy. Niemniej jednak mnie nie rozczarował. Jak na tak niską cenę nie można mu wiele zarzucić. Jest ładny, całkiem solidnie wykonany i w kilku momentach nawet mnie zaskoczył. Mimo rozbieżności do podstawowego pomiaru pulsu się nadaje. Jego największą wadą jest to że oprócz tego nie posiada żadnych dodatkowych opcji jak choćby brak średniego tętna aktualnego treningu. Gdyby miał tą jedną funkcję byłby wzorowym „najtańszym pulsometrem świata”.