Warszawskie biegi – dlaczego tak rzadko w nich biegam?

11 listopada 2014 4 min czytania
BMW Półmaraton Praski - na trasie

„Dlaczego nie biegnę w Biegu XXX w Warszawie?” to pytanie, które zadawało mi już wiele osób. To pytanie pojawia się przy okazji niemal każdego biegu na 5 czy 10 kilometrów w Warszawie. A ja sukcesywnie na nie odpowiadam, że nie lubię, że za ciasno… I pewnie to, co teraz napiszę nie sprawi, że przestane słyszeć kolejne takie same pytania, ale spróbuję..

REKLAMA

Powody są dwa:

Biegów w Warszawie jest bardzo dużo, a ja wybieram tylko te najważniejsze

Są w Warszawie różne biegi. Jest Maraton Warszawski – bieg, który darzę największym sentymentem i w którym od pięciu lat regularnie biegam. Traktuje go jako coś swojego i jeśli ktoś czyta mnie regularnie to wie, że to jest dla mnie jedyny słuszny maraton w Warszawie. Jeśli za rok nie trafi mnie jakaś kontuzja to znowu w nim wystartuję.

Jest też letnia przeciwwaga dla Maratonu Warszawskiego w postaci Orlen Maratonu. W „Orlenie” pobiegłem raz i na chwilę obecną mi wystarczy. Po prostu nie czuję potrzeby biegania maratonu w Warszawie dwa razy w roku. Tym bardziej, że trasy obu biegów się pokrywają. Owszem sponsorzy inni, ale jak w zeszłym roku stanąłem na starcie Maratonu Warszawskiego po wiosennym Orlen Maratonie, to miałem wrażenie lekkiego znudzenia… Bo jak to?! Po pięciu miesiącach znowu maraton w Warszawie?! Ileż to można?!

Są w warszawie też krótsze biegi. Są chociażby półmaratony. Od tego roku są nawet dwa. Pierwszy to ten klasyczny Półmaraton Warszawski. Drugi to ten nowszy z tytularnym sponsorem – BMW Półmaraton Praski. I znowu kolejne dwa starty spod Stadionu Narodowego i znowu ta sama Warszawa i znowu meta pod Stadionem. Tylko dystans krótszy…

36 Maraton Warszawski - przed startem

Do tego cala plejada krótkich biegów. Jest w maju Bieg Konstytucji. Jest w sierpniu Bieg Powstania Warszawskiego. Jest wrześniowe Biegnij Warszawo. Jest wreszcie Bieg Niepodległości. I znowu bieganie i znowu Warszawa…

Wystarczy! Wolę pobiec raz maraton, na który będę czekał cały rok jak na gwiazdkę. No, ewentualnie coś innego na dodatek. Nawet najlepsza potrawa z czasem spowodować obrzydzenie. Tym bardziej gdybym ją jadł pięć razy dziennie…

Poza tym…

Nie rajcuje mnie bieganie 10 kilometrów od startu do mety w gęstym tłumie!

Warszawa ma wszystko największe. Maraton Warszawski, choć w tym roku stracił na frekwencji nadal jest największym maratonem w Polsce. Orlen Maraton też jest w czołówce. To samo z pozostałymi biegami. Każdy z nich jest jednym z największych w kraju na swoim dystansie. Dzisiejszy Bieg Niepodległości także był największy i pobił kolejne rekordy. Dziś alejami Jana Pawła II i Niepodległości pobiegło ponad 12 tysięcy osób. Połowa ubrana na biało. Połowa na czerwono tak, aby przynajmniej na starcie tworzyć wielką flagę Polski. A później każdy z tych 12 tysięcy biegaczy pokonał 10 kilometrów. Ja tradycyjnie nie biegłem.

Dla mnie dwanaście tysięcy osób to taki tłum, że cały czas biegłbym w tłumie biegaczy. Od startu do mety. Wiem jak to wygląda z boku, bo wielokrotnie kibicowałem na warszawskich biegach, czy to na Biegnij Warszawo czy właśnie na Biegu Niepodległości. Na tych biegach po prostu przeraża mnie ta rzeka ludzi na starcie i taka sama rzeka na mecie. Nie wyobrażam sobie biec od startu do mety ramię w ramię, z co chwilę innym biegaczem. Poza tym kolejki… po pakiety, do toalety, po medale, po wodę. Praktycznie wszędzie są tłumy.

BMW Półmaraton Praski - na trasie

A ja tego nie lubię. Nie lubię tego przepychania się i tłoku. Na trasie maratonu wiem, że to po pierwszych kilku kilometrach się rozładuje. W półmaratonie też. Ale w biegu na pięć czy nawet na dziesięć kilometrów po kilku pierwszych kilometrach następuje… meta. Poza tym w biegu na 5 czy 10 kilometrów startuje nawet drugie tyle osób, co w maratonach czy półmaratonach, więc ten tłum jest jeszcze większy. A biec od startu do mety w tłumie biegaczy. Nie, dziękuję. Wolę Wam pokibicować.

I nie chodzi o to że mam coś do któregokolwiek z tych biegów. Uważam, że każdy z nich jest potrzebny i większość z nich już na stałe wryła się w kalendarz biegania w Warszawie. Nie wyobrażam sobie by któregoś nie było. Lecz bieganie ich w kółko, za każdym razem burzy całą wyjątkowość biegania w Warszawie. Poza tym nie przepadam za aż takim tłokiem na zawodach. Wolę na pięć czy dziesięć kilometrów wystartować w jakimś małym biegu (w okolicy ich nie brakuje) a Warszawie zostawić przede wszystkim jedno największe święto – Maraton Warszawski.

Tyle biegania po Warszawie mi wystarczy.

REKLAMA
Paweł Matysiak
Autor wpisu Paweł Matysiak

Bieganiem oraz doborem odpowiednich butów do biegania zajmuję się od kilkunastu lat. Prywatnie jestem biegaczem-amatorem a w swojej biegowej przygodzie startowałem zarówno na 1000 metrów na bieżni jak i w górskich biegach ultra. Zawodowo udzielam porad dotyczących wyboru odpowiednich butów do biegania. Sam mam ich w domu więcej niż jestem w stanie policzyć.

Subscribe
Powiadom o
guest
8 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Zby.
Zby.
10 lat temu

Wczoraj biegłem w Biegu Niepodległości. Drugi raz w życiu. Poprawiłem moją skromną życiówkę na 10 km – pochwalę się przy okazji, a co 🙂
Zgadzam się, niestety, z Tobą – jest tłok, duży tłok. Te 12k ludzi, to jednak za dużo – mimo, że trasa nie jest wąska i nudnie prosta.

Na plus: lokalizacja przebieralni/depoztów/parkingu – Arkadia; rzeka ludzi podbiegających na wiadukt w biało-czerwieni – niesamowity widok.
Na minus: jak pisałeś, tłok od początku do końca – szczególnie pierwsze 4km.

Ciebie nie przekonam, nie zamierzam – ale dla innych osób, które nie mialy okazji: polecam Bieg Mikołajów. Biegłem w zeszłym roku. Bieg zapamiętałem jako dość kameralny – prawie przez całą trasę nie było problemu z tym bym biegł „za kimś” i nie miał możliwości wyprzedzenia. Choć oczywiście po biegu kolejki były.

Agata
10 lat temu

Biegnij Warszawo to chyba najliczniejszy bieg, w jakim biegłam. Co to było za dziwne uczucie w tłumie biegaczy nie tyle startować, co kończyć…

Przemek Zalewski
Przemek Zalewski
10 lat temu

Masz sporo racji ale… po pierwsze jesli biegnie się na lepszy czas tłok tak nie przeszkadza bo zdecydowanie mniej osób biegnie na 40 minut niż na 55 minut i wiecej. Do tego szybka trasa z atestem to idealna sprawa jeśli chodzi o bicie życiówek mi zdarzyło się to już drugi rok pod rząd na tym biegu. No i jeszcze jedno sporo osób w tak krótkich biegach biegnie tylko dla atmosfery szczególnie osób z poza Warszawy i debiutantów. Łatwiej się zarazic bieganiem na takich zawodach niż na lokalnej piątce gdzie jest 20 uczestników. Mimo wszystko ja też wolę biegi o innym charakterze a nie takie masówki. Dla mnie to są z reguły dwa razy w roku Maraton Warszawski i Bieg Niepodległosci. A reszta to zupełnie co innego. Chociaż bardziej przeszkadzał mi tłok na Rzeźniku w tym roku niż na Biegu Niepodległości. Przy okazji kompresje się sprawdziły rozmiar ok 🙂 Pozdrawiam

navi_gator
navi_gator
10 lat temu

U mnie we Wrocławiu jakoś średnio jest z biegami. Poza naszym maratonem nie słychać za bardzo o innych tego typu imprezach, chociaż może to wynika z tego, że póki co nie zagłębiam się tak bardzo, bo jeszcze nie jestem gotów na starty.

Co do biegania w tłumie, to może nie aż w 12 tysięcznym tłumie, ale chyba lepiej by mi się biegło, gdy widzę te przynajmniej kilka setek osób, niż jak miałbym zostać sam. Ale to pewnie wrażenie początkującego. 😛

Krasus
10 lat temu

Paweł, biegasz już na tyle szybko, że w tłumie byłbyś tylko 1-2 kilometry:) Duże biegi mają tę zaletę, że – wbrew pozorom – łatwiej jest zrobić wyśrubowany wynik. A to dlatego, że biegnie się z kimś (nie mówię, że w tłumie, ale z ludźmi), co pomaga utrzymać tempo i motywuje do przyśpieszenia. Ale małe imprezy mają swój wyjątkowy i niepowtarzalny klimat – i to i to ma swoje wady i zalety:)

Damian
Damian
4 lat temu

Za dużo tego NIE, NIE i NIE 😛
Bez przesady, w tłumie to biegnie się w zasadzie przez kilometr czy dwa. Mam na koncie 2 biegi niepodległości i nie zdarzyło mi się z kimkolwiek przepychać, pomimo, że ostatni, w 2019 roku był największy dotychczas. Atmosfera jest super, przecież to święto narodowe 🙂