Owszem asfalt jest fajny. Fajny, kiedy trzeba wybiegać kilometry. Fajny, kiedy trzeba trzymać się jakiegoś konkretnego tempa. Ale prawdziwa zabawa czeka dopiero w terenie. Wtedy, kiedy pod stopami, co chwilę będzie inny teren, inne błoto, inny korzeń. I między innymi za to właśnie lubię bieganie w terenie.
Wolniej, ale mocniej
W porównaniu z bieganiem po asfalcie w terenie biega się wolniej. Z tego, co zauważyłem to nawet na pozornie prostej leśnej pętli mam średnie tempo wolniejsze o jakieś 10-15 sekund na kilometr. Wydawać by się mogło, że przecież nie ma górek i jest płasko. Ale płasko nie jest. Nawet na prostych ścieżkach pod stopami mam korzenie, kamienie, koleiny, kałuże, błoto. Z każdym krokiem stopa staje trochę inaczej i nie da się tak lekko pokonywać kilometrów.
Przez to bieganie w terenie jest nieco trudniejsze, ale wolniejszym tempem nie ma się co przejmować. W tym przypadku wolniejsze tempo nie oznacza gorszego treningu.
Nie da się biegać w jednym tempie
No nie da się. Na asfalcie jest to banalnie proste. Na asfalcie każdy kilometr jest identyczny z poprzednim i da się porównywać tempo. Często też jak się wpadnie w rytm to przez kilka czy nawet kilkanaście kilometrów można biec w tempie +/- 5 sek na kilometrze. Da się! Jak się złapie rytm do da się!
W terenie tak się nie da. Tutaj każdy kilometr jest inny niż poprzedni, a jak się dobrze postaram to, co chwilę mam inny rytm stawianych kroków. Inaczej po ścieżce, inaczej w piachu, inaczej pod górkę, inaczej z górki. W terenie często wyłączam funkcję auto-lapa co kilometr i po prostu pokonuję kolejne kilometry.
Nieprzewidywalność
Do nieprzewidywalności pogody już się przyzwyczaiłem. W terenie dochodzi do tego jeszcze nieprzewidywalność trasy. Choć znam wiele leśnych dróg, ścieżek i ścieżynek zdarza się że pewnymi ścieżkami nie biegam przez tygodnie i miesiące. Na tych ścieżkach często się coś zmienia. A to służby leśne jakiś dukt poszerzyły a to dla równowagi jakaś inna ścieżka zarosła. Albo ją zalało. Albo się osunęła. Albo jakieś drzewo się położyło w poprzek i leży…
Poza tym trasy w terenie są dużo bardziej czułe na warunki pogodowe. Dzień deszczu czasami wystarczy aby ścieżkę przeciąć to co jednego dnia było przyjemną ścieżką stało się jednym wielkim rozlewiskiem.
Czasami takie niespodzianki trafiają się nawet z dnia na dzień.
Psychiczny reset
W porównaniu z bieganiem po asfalcie w terenie muszę być bardziej skupiony. Na asfalcie jak złapię rytm i biegnie się lekko to czasami układam listy zakupów czy kolejne teksty na bloga. W terenie tak się nie da. Teren jest dużo bardziej wymagający i tutaj nie mogę sobie pozwolić na błądzenie myślami. W terenie jestem skupiony na tym, aby tu i teraz pokonywać trasę. Każde moje rozkojarzenie to w najlepszym wypadku gleba. W najgorszym poważna kontuzja. A tego wolałbym uniknąć.
Dlatego też jeden bieg w terenie potrafi bardziej wyczyścić psychikę niż kilka asfaltowych.
Zero samochodów
A często też zero ludzi. Czasami bywa też tak że więcej niż ludzi spotykam dzikich zwierząt. Saren już nie liczę, ale z większych zwierząt spotykałem też daniele, dziki, lisy a ostatnio nawet łosia. Na samochody miejsca tu nie ma!
W terenie jesteś tylko ty i przyroda – niebo, ziemia, drzewa, zwierzęta i dźwięki lasu. Takie bieganie jest o niebo zdrowsze i o niebo bezpieczniejsze niż jakikolwiek asfalt. W końcu w lesie żaden samochód cię nie potrąci. Nawet nocą.
Po lesie w nocy? Trzeba by mieć zmysł nietoperza 😉 albo dobrą latarkę… ale kto biega z latarką?
Wbrew pozorom bardzo dużo osób biega z latarkami (zakładanymi na głowę). Tutaj trochę o nich piszę: https://pawelbiega.pl/tag/czolowka-do-biegania/