Ostatnio wiele rzeczy robię po raz trzeci. Po raz trzeci też startowałem w biegu łosia. Bieg ten organizowany był po raz… a jakże… trzeci. Jego trasa to trochę ponad 17 kilometrów szlaków po Puszczy Kampinoskiej. Tym razem wybraliśmy się tam silną ekipą z Żyrardowa.
Tradycyjnie miałem pomysł aby na Bieg Łosia podjechać rowerem, co już robiłem, ale w sobotni poranek na szybko zgadałem się z Michałem i do Dziekanowa Leśnego pojechaliśmy czteroosobową ekipą. A jak się okazało to i tak nie byli wszyscy.
Startowaliśmy tradycyjnie z leśnej drogi na skraju Puszczy w Dziekanowie Leśnym. Na miejscu sporo znajomych twarzy a więc cześć, cześć, odbiór pakietów i przygotowania do startu. W ramach rozgrzewki machnęliśmy sobie tak ze 2,3 kilometry truchtu.
Na start dotarliśmy na kilka minut przed nim. Potem szybkie odliczanie i biegniemy. Z tego miejsca startowałem już po raz szósty więc wiedziałem czego się spodziewać. Jeszcze trochę i będę mógł biegać tędy nocą. Wiedziałem też że po półtora kilometra będzie ta wąska grobla na której wyprzedzanie jest praktycznie niemożliwe. Ale nie spieszyłem się. Kto grzał mocno, to mnie wyprzedził. Kto biegł wolno to ja go wprzedzałem. A tasowaliśmy się co chwile. Do samej grobli.
Grobla to miejsce największego skupienia. Korzeń, dziura, korzeń, dołek, gałąź na poziomie twarzy… Cała trasa pod tym względem jest wymagająca ale tutaj w szczególności. Plus jest taki, że za groblą stawka już się ułożyla.
Później tradycyjnie. Jedna piaszczysta droga, druga piaszczysta droga. Na jednej z nich jesienią na półmaratonie zaliczyłem taką glebę, że myślałem że nogę skręciłem. Tym razem przebiegam bez problemu ale piachu jest sporo. Mam wrażenie ze odkąd tutaj biegam to dziś piachu było najwięcej. Błota natomiast praktycznie nie było wcale.
Gdzieś kolo półmetka punkt z wodą. Łapię kubek i przechodzę kilka kroków marszem. Trochę tracę (ten kilometr wyjdzie mi w 5:24) ale za punktem dosyć szybko nadganiam grupę z która biegłem. Luzik. W międzyczasie jakiś biegacz pozdrawia mnie – Pozdrawiam Blogowicza – Dzieki – odpowiedziałem i pobiegliśmy dalej. A znaczy on pobiegł szybciej.
Druga część to takie powolne wyprzedzanie innych. Nie goniłem mocno ale jak ktoś osłabł to go wyprzedzałem. Z resztą jakiś gość na rowerze (dzięki za doping!) krzyknął do mnie coś w stylu – Goń Paweł! Goń!. To goniłem. Minąłem jednego znajomego. Potem (co mnie zaskoczyło) Marcina z którym przyjechaliśmy razem. Dogoniłem w końcu dwóch nieznajomych biegaczy z Żyrardowa i biegaczkę w czarnym. Później goniliśmy wynik razem co dziewczyna jadąca obok nas na rowerze podsumowała – Czy ja mam wrażenie czy wy cały czas przyspieszacie?!
W końcówce nasza mala grupka się rozsypała. Jeden został z tylu. Jeden poszedł do przodu, a ja ciągnąłem się z, a raczej za, biegaczka w czarnym. Tak prawie do samej mety, bo na ostatnich metrach włączyła mi się opcja „finisz” i na metę wbiegłem przed nią.
Wynik 1:26 to mniej więcej środek moich wyników z biegu Łosia. W pierwszej edycji (tej w śniegu) pobiegłem 1:33, w drugiej 1:22. Teraz nie miałem prawa oczekiwać, że poprawię owe 1:22 ale było nieźle. Początek asekuracyjny. Końcówka z podkręcaniem tempa. Sporo osób wyprzedzonych w drugiej części… Generalnie wyszedł mi ładny kawal krosowego biegania na wyższej intensywności. Na treningu tak bym nie pobiegł…
Na treningu też bym miał ciężko spotkać tak liczną grupę biegaczy z Żyrardowa. A tu taka niespodzianka – tyle Łosi z Żyrardowa 😉
Rowerzystka pozdrawia, genialnie Wam to wyszło !
Gratulacje!
Dzięki 🙂
Pozdrawiam po raz drugi – dzięki za wspomnienie o mnie 🙂 W puszczy zawsze miło się dotlenić. Bloga czytuje-na rozmowy nie było czasu , ale pozdrowić zawsze można .
No dokładnie. Też mi przez chwilę przyszło do głowy aby się ciebie o coś więcej zapytać, ale tylko podziękowałem 🙂