Bo nie chcę. Bo jestem za slaby. Bo nie trenuje w górach i w efekcie zamiast po tych górach biegać ja po nich chodzę. A to nie do końca mnie satysfakcjonuje i po swoich czterech startach w górach wiem, że przede wszystkim wole biegać maratony niż przechodzić ultramaratony.
Dlaczego?
Bo jestem na to za słaby
Po prostu, na bieganie po górach jestem za slaby. Nigdy nie byłem mocny. Nawet wtedy jak montowaliśmy skład na Rzeźnika i bez problemu biegałem 3:30 w maratonie, kiedy mój kompan ledwo łamał 4h… W górach okazało się, że wszystko to szlag trafił. W górach ja puchłem po 2-3 godzinach biegania, a mój kompan leciał dalej jak gdyby nigdy nic… No i później kończyliśmy takie zawody gdzieś w końcu stawki. Za pierwszym razem kiedy chciałem po prostu dotrzeć do mety biegu ultramaratońskiego, była to pozycja satysfakcjonująca. Przy kolejnych zawodach, niekoniecznie. A startować w kolejnych biegach, aby tylko je kończyć?! Sorry, to nie moja bajka.
Zawsze też można powiedzieć, że to kwestia odpowiedniego treningu. Ale warunki wokół mnie mam takie że mam bardzo dużo płaskich asfaltowych dróg. Mam wielki, ale znowu raczej płaski, kompleks lasów Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. W takich warunkach bardzo lubię biegać i biegam w nich regularnie. Do każdego maratonu nawet terenowego się tutaj bez problemu przygotuję. Siłę którą wyrobię starczy mi też na jakieś 2-3 godziny biegania w prawdziwych górach. Więcej nie jest mi potrzebne. A jeśli chciał w górach naprawdę o coś powalczyć to musiałbym w tych górach trenować. Nie widzę innej opcji!
Bo nie trenuje w górach
Te kilka startów w górach pokazało mi, że aby mieć szanse o coś/cokolwiek powalczyć w górskich biegach ultra, trzeba trenować… w górach. Moje płaskie wyniki z maratonów czy krótszych dystansów w górach nie miały żadnego znaczenia. Po prostu.
A ja na regularny trening w górach nie mam szans i funduszy. Szans, bo ogranicza mnie miejsce, w którym mieszkam, czyli płaskie jak stół Mazowsze. Funduszy, bo nie stać mnie na regularne jeżdżenie, co chwilę w góry. Taka podróż to pieniądze, których nie mam lub, które mam, ale wolę zainwestować w coś innego. A jeśli nawet znalazłbym fundusze to muszę wygospodarować czas na to, aby chociaż raz na dwa miesiące w te góry na jakiś tydzień pojechać. Najlepiej gdybym w góry się przeprowadził, ale tego nie zrobię. Jest mi dobrze w miejscu, w którym mieszkam.
A przede wszystkim to ja jednak wole biegać…
Pięć kilometrów? Bułka z masłem! Dziesięć kilometrów? Również bez problemu, choć jak za mocno zacznę to ostatnie kriometry ledwo ciągnę. Półmaraton? Również, bo to chyba dystans, na którym problemów miałem najmniej. Maraton? Tu zawsze jest trudno, choć jeżeli jestem przygotowany to ten dystans jestem w stanie przebiec. Przebiec! Tak! Jestem w stanie przebiec każdy z tych dystansów o ile się do tego dobrze przygotuję. Również maratoński dystans czterdziestu dwóch kilometrów i stu dziewięćdziesięciu metrów jestem w stanie przebiec!! Przebiec od startu do mety!!!
…niż przechodzić ultramaratony
Natomiast ultra? Zarówno na obydwu Rzeźnikach, jednym Rzeźniczku i Maratonie Gór Stołowych wiele trasy przeszedłem. Najmniej (tyle co nic) szedłem na najkrótszym Rzeźniczku (ale za to ze zmęczenia zaliczałem glebę za glebą). Najwięcej szedłem na swoim pierwszym Rzeźniku, kiedy to od 30 kilometra praktycznie tylko już tylko szliśmy. Zmęczenie było ogromne i potem, przez tydzień siadałem na sedes opierając się o ściany, ale szedłem. To nie był bieg. To nie było do końca to, co sobie wyobrażałem.
Satysfakcja z ukończenia była i jest nadal, ale jak tak się nad tym dłużej zastanawiam to jednak wolę biegać maratony niż przechodzić kolejne ultramaratony. Ultra spróbowałem, ukończyłem i poczułem to zmęczenie. Natomiast pod kątem biegowym… No cóż, z przebiegnięcia kolejnego maratonu czy innego płaskiego biegu mam po prostu większą satysfakcje.
I właśnie dlatego mnie w górach prędko nie zobaczycie.
Każdy ma swoje ulubione miejsce do biegania 🙂 no ja mieszkam w miejscu o bardzo urozmaiconym terenie ale jednak preferuje dość płaskie odcinki. Dziś wybieram się na eksploracje okolicy 😀 pogoda zachęca więc może dziś zobaczą mnie w jednym z najstarszych pasm górskich w Polsce ^^
Tu nie chodzi o to, że nie lubię biegać w górach. Na godzinkę czy dwie biegania lubię sobie wyskoczyć w góry (o ile akurat mam je pod ręką). Bardziej chodzi o to, że nie bawi mnie kolejne bieganie górskich ultramaratonów w ślamazarnym tempie i kończenie ich w końcówce.
A ja pozwolę się nie zgodzić. Wiele osób mieszkających na płaskich terenach naszego kraju z powodzeniem biega w ultra. Trening górski jest oczywiście bardzo przydatny, aczkolwiek niekonieczny.
Owszem niekonieczny. Ale w swoim własnym przypadku nie widzę szans aby coś z mojego długiego górskiego biegania było bez treningów w górach.
A ja się nie zgodzę, że nie jest konieczny. O ile oczywiście chce się coś osiągnąć. Bieganie po górach to zupełnie inny wysiłek niż bieganie po płaskim terenie. Zupełnie inaczej pracują mięśnie, potrzeba więcej siły w nogach.
Osoba, która na codzień trenuje na płaskich odcinkach nie jest w stanie na równi powalczyć z osobą, która większość czasu spędza na górskich szlakach.
To tak jak z kajakarstwem. Dlaczego jedni pływają w jednej dyscyplinie, a drudzy w drugiej (pomijam tu różnice w sprzęcie i zasadach)? Bo to zupełnie dwie odmienne dziedziny wysiłku. Tak samo jest z bieganiem góry/płasko.
Ja mam podobne (płaskie) warunki w okolicy i też nie mam jak się przygotować. Poza tym nie mam też kompletnie czasu na trening w górach. No ale chciałbym kiedyś spróbować jakiegoś biegu górskiego – z ciekawości. Tylko tak jak piszesz – nie interesuje mnie dojście do mety, chciałbym to przebiec. Poza tym jest jeszcze jeden drobiazg – ile paznokci się zwykle traci po jednym ultra w górach 🙂 ?
Pewnie to zależy od wielu czynników (większe buty!!!). Mi się np. udało nie stracić żadnego po 4 ultra. Jest to po prostu inny rodzaj wysiłku, mniejsza intensywność ale o wiele dłuższa. Stąd – złe nawyki typu bomba z węglowodanów – bardzo szkodzą bo dają szybki spadek mocy. Pozdrowienia 😉
Paznokci jakoś wiele nie traciłem. Pojedyncze sztuki bym powiedział. Czasami też na skutek urazów mechanicznych. Na pierwszym Rzeźniku pod sam koniec trasy ze zmęczenia wyrżnąłem tak czubem stopy o grań, że trzy kilometry później, na mecie, jak zdjąłem buta to już nie było co zbierać. Poza tym z paznokciami katastrofy nie miałem.
W tym roku w Ultramaratonie Podkarpackim ma być dodatkowy dystans 50 km. Nie wiadomo jeszcze jaka będzie trasa bo to nowy dystans w UP. W tamtym roku można było biegać w UP na 70 i 110 km. W 2015 organizatorzy postanowili zrobić dodatkowo wyścig na 50 km, co moim zdaniem jest fajnym rozwiązaniem, bo zawsze to trochę więcej niz maraton i można spróbowac biegania na trochę innym dystansie. Trasa nie jest bardzo wymagająca(przynajmniej jeżeli chodzi o 70 i 110 tak było) także jeżeli ktoś chce spróbować ultra to zapraszam do Rzeszowa. Może się spotkamy na tracie UP50.
Jeszcze jedno, jeżeli ktoś chce biegać po gorach to nie musi przecież biegać od razu ultramaratonów. Można zacząć od dystansow, które teoretycznie powinno się być w stanie pokonać. Takich biegów jest pewnie bardzo wiele. Ja np zamierzam pobiec w przyszłym roku w biegu górskim w Sandomierzu na dystansie 21 km(Weekend kwitnących sadów-3 maja, góry niewielkie ale zawze coś)wspomniany Ultra Podkarpacki na 50- 9 maja i w Krynicy bieg górski na 36km. Myślę, że są to biegi, w których jestem stanie biec a nie chodzić.
Mam podobne zdanie do Pawła. Wolę biegać niż chodzić:)
W teorii to co piszesz jest prawdą, ale w praktyce większość startujących nie ma możliwości treningu górskiego i radzą sobie na nizinach. Ekstremalnym przypadkiem jest Artur Jabłoński, który staje w górach na podium, a trenuje… w warszawskich Łazienkach 😉 To raczej kwestia tego, czy się chce i lubi, a nie czy się może.
A jak się nie może, to się i nie chce i się tego nie lubi 😉 Sporo osób w to nie wierzy. ale przed drugim Rzeźnikiem, biegałem naprawdę dużo, mocno i w terenie. Siłę zrobiłem, z czego trochę niechcący dychę i połówkę poleciałem grubo poniżej ówczesnych życiówek. A później na Rzeźniku było jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Jedna wielka klapa.
Każdy jest inny, ale ja nie widzę szans abym pobiegł coś sensownego na jakimś górkskim ultramaratonie bez nawet niezbyt cząestego ale regularnego biegania w górach.
fajne uwagi, subiektywne ale szczere