Moje pierwsze wrażenie w Hoka Mach 4? Płasko! Bardzo płasko. Jak nie w Hokach. Przyzwyczajony do delikatnie kołyskowego kształtu Hoki czułem się w nim nieswojo, tym bardziej wiedząc, że jest to but z tej szybszej linii Hok, a tam agresywniejsze wyprofilowanie przydaje się bardziej.
Przeznaczenie
Mach to treningowo startowy but do biegania o dobrej, ale nie przesadnej amortyzacji (miękkości). Treningowo oznacza, że będzie świetnie sprawdzał się w codziennym bieganiu, szczególnie u lżejszych biegaczy. Startowy, bo jego mniejsza waga pozwoli biec w nim szybsze odcinki z zawodami włącznie. Jeśli tak jak ja nie jesteś ciężkim biegaczem to spokojnie da radę nawet na dystansie maratonu.
Od strony technicznej więcej o tym modelu możecie przeczytać w tym materiale.

A jak w praktyce?
W praktyce to co mnie najbardziej w Machach zaskoczyło to właśnie ta wspomniana nie do końca hokowa specyfika. Przyzwyczaiłem się, że jak Hoka to z automatu mam to lekkie, przyjemne wyprofilowanie napędzające mnie do przodu. Wskoczyłem w Machy i… niespodzianka! Od samego początku wydał mi się najbardziej płaską Hoką jaką mam, a mam ich całkiem sporo. Może być to trudne do wytłumaczenia tym, którzy nigdy w Hokach nie biegali, ale tutaj naprawdę podeszwa wydaje się bardzo płaska i klasyczna. Jeśli ma to być jedna z szybszych Hok no to sorry… Ale na pierwszy rzut oka tego nie czuć.

Na drugi rzut oka but ten nadrabia lekkością. Waży w moim dużym (46 2/3) rozmiarze 263 gramy co stawia go wśród najlżejszych treningówek jakie mam. Ta lekkość nadrabia moim zdaniem pewne braki w jego wyprofilowaniu. Pozwala ona trochę zapomnieć o mniejszej pomocy ze strony kołyskowatości buta i czuć się w nim lekko i dynamicznie. Przy większych prędkościach pracuje także miło i przyjemnie. Mnie nie zamulał i nie ciążył, choć zbyt szybkim biegaczem nie jestem. Niemniej jednak szukając dynamiki zakładam Carbon X czy nawet Rocket X i wtedy czuję to coś czego w Machach mi brakuje. Reasumując – dla mnie jest to, mimo wszystko, but bardziej treningowy niż startowy.

Amortyzacja dobra i nieprzesadna. Daleko im do Bondi czy Cliftonów, ale też jej nie brakuje. Było i jest wystarczająco miękko, aby taki nie za masywny biegacz jak ja biegał w nich nawet długie dystanse. Najdłuższe wybieganie jakie w Machach zrobiłem to 25 kilometrów i cały czas było komfortowo. Zero dyskomfortu związanego z brakiem amortyzacji, zero wrażenia, że mam pod stopą deskę zamiast miękkiej pianki. Dla lekkich biegaczy but ten będzie doskonałą treningówką. Mając w perspektywie nawet okołomaratońskie wybiegania i Machy pod szafą wskoczyłbym w nie bez problemu. Nie bałbym się, że amortyzacji mi w nich zabraknie. Poszedłbym jak szpak w czereśnie.

Wykończenie podeszwy, czyli bieżnik, jest klasyczny jak na Hokę. Nie za agresywny, ale też nie za płaski. Wygląda znajomo i bezpiecznie. Przyczepność jest zadowalająca nie tylko na asfalcie. Biegałem w nich, jak w każdych treningówkach, po zróżnicowanej nawierzchni – od asfaltowych dróg, przez nawet mniejsze szutrówki podmiejskie. Nawet w warunkach deszczowych, na mokrych szutrowych drogach przyczepności nie brakowało. W las i bardzo trudny teren ich nie brałem, ponieważ do takich zastosowań mam buty do tego przeznaczone.

Niestety, ale patrząc na kilkuset kilometrowy przebieg butów, nie jestem zachwycony ich wytrzymałością. Dosyć mocno atakuję piętą podłoże i Machy w tym miejscu zużyły się zdecydowanie bardziej niż mógłbym tego oczekiwać. Bieżnik zewnętrzny jak i pianka po kilkuset kilometrach jest starta dosyć znacznie. W tym momencie to już kilka milimetrów ubytku. Bardzo podobnie zużyła mi się podeszwa w Carbon X pierwszej generacji, ale to był jednak but startowy, w którym nie biegałem na co dzień i mogłem mu to wybaczyć. Tam zanim zużycie podeszwy pod piętą było znaczne minęły ze dwa lata. Tutaj mamy but treningowy, do codziennego biegania, a znaczące ślady zużycia widać już po kwartale. To jeszcze nie jest jego koniec, ale w tym tempie za kolejny kwartał może być po bucie. A przecież dużo więcej w nim jest dla mnie treningowego charakteru niż startowego.

Do cholewki zastrzeżeń nie mam – to cienka przewiewna siatka. Leży komfortowo. W cieple dni moja stopa nie przegrzewa się zanadto. Na ilość miejsca w środku też nie mogę narzekać. Nawet po dwudziestym kilometrze miejsca w nich mi nie brakowało, ale nie oceniam go jako ani bardzo szeroki, ani bardzo wąski. Po prostu standardowy jeśli chodzi o jego szerokość.
Podsumowując
Z Machami, mimo tego, że od samego początku czuję się w nich trochę jak nie w Hokach, polubiłem się. Jest lekkość, jest komfort, który w moim przypadku sprawdza się zdecydowanie w warunkach treningowych. Mając paletę innych butów mało w nim jest dla mnie startowego charakteru. Minusem i to dużym, szczególnie w zastosowaniach typowo treningowych, jest natomiast wytrzymałość bieżnika i podeszwy. Pod piętą zużyłem go zdecydowanie za szybko, ale i tak nadal go lubię i to jeszcze nie jest moje ostatnie w nich słowo.
Fajny tekst, czy można coś o Hokach Clifton 8 – właśnie się z nimi zaprzyjaźniam . Pozdrowienia
Myślałem o Mach 4, jako szybszej tringówce. Ale trochę przeraża mnie ich zużycie, jeśli chodzi o podeszwę. Na zagranicznych recenzjach również jest to opisywane jako słabość tych świetnych mimo wszytko butów. Paweł, jaki przebieg maja Twoje Mach 4, ukazane w tekście? Bo jest opisane, że kilkaset kilometrów… bardziej 100, czy bardziej 400?
Nie spisuję tego dokładnie ale to bardziej 300-400 niż 100. Dalej można w nich biegać, poza tym wszystko z nimi ok, no ale…