Biegać naturalnie zacząłem przypadkiem. Zaczęło mnie ono korcić na jesieni zeszłego roku. Wtedy to wpadły mi w oko jedne z butów Merrella. Dokładny model jest nieistotny. Wiedziałem za to jedno – podobały mi się. Były to buty do biegania minimalistycznego, czyli bez spadku pomiędzy piętą a palcami, a przede wszystkim, bez grubej, amortyzującej podeszwy. Buty mi się podobały, natomiast czy byłem przekonany do takiego biegania – nie!
Pol roku później, los w postaci agencji reklamowej przekazał w moje ręce buty minimalistyczne Merrell Bare Access 2. Buty bardzo podobne do tych, które pół roku temu oglądałem i które tak mi się wtedy spodobały. Teraz miałem je dla siebie i mogłem na własnej skórze przekonać się, jak się w takich butach biega.
W domu buty mnie nie dziwiły. Miałem już w ręku wiele butów z minimalistycznymi włącznie. W wielu z nich biegałem, natomiast minimalne głownie macałem i obracałem w dłoniach. Te Merrelle, które miałem w domu nie różniły się od Merrelli na półce sklepowej. Też były ładne, cienkie i zdecydowanie mniej skomplikowane od klasycznych butów. Minimalizm był w nich zdecydowanie widoczny, ale nie szokował.
Pierwszy raz
Szok nastąpił chwilę później, kiedy wyszedłem w nich biegać. Już od pierwszych kroków na dworze poczułem się dziwnie. Miałem wrażenie, że wyszedłem przed blok bez butów, a co najwyżej w kapciach. Takich cienkich papuciach, w których rano idę do kuchni wstawić wodę na herbatę. Cienka podeszwa, cienka cholewka i zero amortyzacji. Kapcie są identyczne! Tylko czy w kapicach da się biegać?
Ruszyłem przed siebie. Pierwszego uczucia, którego doświadczyłem nie sposób opisać. Miałem wrażenie, że pierwszy raz biegam. Krok, który wyrobił się przez tysiące kilometrów jakby zanikł. Zero komfortu, twardość asfaltu i ociężałe kroki. Miałem wrażenie, że nie umiem biegać, a jeśli już biegnę to wygląda to jak chód paralityka. To, co było dla mnie naturalne, czyli lądowanie na pięcie, stało się czymś dziwnym. A nawet bardzo dziwnym, bo w butach minimalistycznych nie da się biegać z pięty. Chcąc nie chcąc musisz lądować na śródstopiu albo na palcach. Musisz stawiać stopę bliżej. Nie przed sobą, tylko pod sobą. Przez to w butach minimalistycznych biegnie się kompletnie inaczej niż w tych klasycznych. Tego się nie da ubrać w słowa. To trzeba poczuć…
Biegłem tak asfaltową drogą przez 3 kilometry. Próbowałem zaznajomić się z nowym sposobem stawiania stop, co było o tyle trudne, że organizm usilnie chciał biegać z pięty. Bieganie ze śródstopia męczy. Szczególnie, kiedy tego się nigdy nie robiło. W trakcie biegu słuchałem tez tego charakterystycznego „tapania” butów, które bardziej przypomina dźwięk bosej stopy na asfalcie niż zwykłego biegowego buta. Z resztą butom minimalistycznym bliżej do bosej stopy niż do opakowanego amortyzacją obuwia i „tapanie” nie powinno dziwić. A przecież ja mam but dla początkujących minimalistów!
Ale asfalt mi się po 3 kilometrach znudził. Ileż to można po nim biegać? Bieganie zbliżone do naturalnego powinno odbywać się po naturalnym podłożu. Więc wróciłem do domu lasem. I to był strzał w dziesiątkę. W naturalnym terenie poczułem taką fajną wolność i integrację z przyroda. Mimo ze Bare Access ma dosyć grubą nawet jak na obuwie minimalistyczne podeszwę, to miałem wrażenie ze czuję każdą nierówność, każdy kamyk i korzeń. Na asfalcie tego nie można poczuć. Natomiast w lesie jest to bardzo przyjemne uczucie. W lesie tez nie słyszałem tez tego „tapania” o asfalt. W lesie w Merrellach czułem się jak w domu.
W ten sposób na pierwszym naturalnym treningu przebiegłem 6,8 kilometra w czasie 31 minut. Średnie tempo wyszło mi 4:40 min/km, czyli całkiem żwawo. Miałem się uczyć biegać a tu wyszło, że biegłem całkiem żwawo jak na takiego nowicjusza.
Biec dalej
Tak zacząłem biegać w butach minimalistycznych. Z czasem zacząłem biegać coraz dalej. Porzuciłem tez asfalt. Te 3 kilometry z pierwszego naturalnego treningu, były jedynym długim asfaltowym odcinkiem dla Merrelli. Od kolejnych dni asfalt ograniczyłem do absolutnego minimum. Wolę leśne ścieżki, tudzież polne drogi.
Zauważyłem też, że bieganie naturalne pomaga pracować nad sylwetką biegu. Buty wymagają stawiania stopy na śródstopiu i pod środkiem ciężkości ciała. Tak, więc można albo stawiać stopy bliżej, albo… przesunąć do przodu biodra tak, by to środek ciężkości był bliżej. A jak biodra idą do przodu, to górna część ciała idzie do tyłu. W ten sposób cała sylwetka się prostuje, a prosta sylwetka sprzyja dobrej pracy ramion. Tylko, że na początku jest jeden szkopuł. Dla niewprawionego człowieka takie bieganie jest dosyć męczące.
Dlatego biegania minimalistycznego czy nawet naturalnego trzeba uczyć się powoli. Nie da się do niego przeskoczyć ot tak, z dnia na dzień. Trzeba się go uczyć tak jak kiedyś zaczynało uczyć się biegać. Czyli na samym początku biegać w butach mniej minimalistycznych, z grubszą podeszwa. Merrell Bare Access 2 to właśnie takie buty, dla tych, którzy chcą przejść z amortyzacji na minimalizm. Nie można też biegać za często. Na początku dobrze jest biegać minimalistycznie góra 2 razy w tygodniu po 5-6 kilometrów. A potem zwiększać częstotliwość i długość treningów. Ja tak zacząłem.
Zaskoczony jestem jeszcze jedna rzeczą. Brakiem bolących mięśni po bieganiu w butach minimalistycznych. Większość, jak nie wszyscy amatorzy takiego biegania mówią, że po pierwszych treningach bolały ich łydki czy co tam jeszcze. Mnie nic nie boli. Czuje szybsze meczenie się wielu mięśni a szczególnie ud i pośladków podczas biegu, ale po treningach nie mnie nie boli. To tylko zmęczenie mięśni, bo „zakwasami” bym tego nie nazwał. Dzień po czuje się jak po rozbieganiu w klasycznych butach.
Dzień po mam chęć na więcej! Naturalnie!
Ja jak pierwszy raz pobiegłem naturalnie to mi się tak fajnie biegło, że trzasnąłem 6-7km. A potem cztery dni nie mogłem chodzić, bo tak mnie łydki napier… 😉
No to mnie właśnie dziwi. Mnie łydki nie bolały ani razu. Mi to bardziej w uda i pośladki idzie 😉
Hmmm… Ciekawe. Tyle się trąbiło jeszcze kilka lat temu, że buty do biegania właśnie dzięki amortyzacji chronią biegacza i pozwalają uniknąć kontuzji. Teraz nagle wszyscy wpadają w szał biegania naturalistycznego, w butach bez wsparcia. W sumie równie dobrze można by śmigać w zwykłych adasiach… Takie mam trochę wrażenie. Nie wiem, Paweł, przekonaj mnie, że się mylę 😉
Nie przekonam Cię, bo sam nie jestem jeszcze do końca przekonany 😉 Biegam z nich raptem 3 tygodnie. Kwestia tylko aby używać minimalizmu z umiarem, bo to wymaga innej techniki biegu. Z racji małej (żadnej) amortyzacji nie jest to dobre rozwiązanie na długie bieganie po asfalcie. Ja to traktuje jako dobre uzupełnienie normalnego biegania, bo wymaga zupełnie innej pracy nóg i innej techniki biegu. Zwykłymi adidasami tego nie załatwisz, bo to jednak but z amortyzacja, jakimś wsparciem i grubszą cholewką.
No można to potraktować jako ciekawostkę, ale znam ludzi, którzy się w to na maksa wkręcili i teraz za nic nie założą buta z amortyzacją. Do mnie w ogóle nie przemawia bieganie boso, ale tych minimalistycznych butków sobie moze z czasem spróbuję… 😉
Trąbienie o szkodliwości biegania w butach bez amortyzacji wynikało z tego, że dawniej każdy zakładał, że biega się z pięty. I przy takim założeniu jak ktoś chciał biegać 20km po asfalcie w trampkach, to mu mówiono, że sobie rozwali nogi. Na pewno byli też ludzie którzy biegali ze śródstopia, choć pewnie w większości nawet nieświadomi tego faktu, bo nikt się temu tak dawniej nie przyglądał (może poza środowiskiem sportówców). Poznać ich można było po tym, że jakoś nie rozwalali sobie nóg biegając w butach bez amortyzacji 😉
Dziś dostrzeżono medyczne i sportowe zalety biegania ze śródstopia, przy którym jak się okazało, amortyzacja nie jest tak istotna. Skojarzono też obserwacje lekarzy, że nasze stopy są w opłakanym stanie bo nie pracują, są ciasno unieruchomione w butach i stanowią jeden „klocek”, zamiast się wyginać i że na tym tle mamy wiele ortopedycznych problemów, z płaskostopiem na czele. I z tego zrodził się minimalizm – bo skoro biegając ze śródstopia nie potrzebujemy amortyzacji (nie znaczy że jest zupełnie zbędna, ale że może jej nie być), to równie dobrze można z niej zrezygnować, a dzięki temu dać stopie więcej swobody, ruchu i zmusić ją do naturalnej pracy, wzmacniając przy okazji. I minimalistyczne buty, czy wręcz bieganie boso, to właśnie dają.
Czy na minimalizm jest szał? Jest moda, to na pewno, a rynek to wykorzystuje. Ale to moda taka sama jak na zdrowe jedzienie czy zdrowy tryb życia… czy równe zęby i zdrowie w ogóle. Moda, ale jednak i słuszna idea. Bo jak zdrowie jest modne, to chyba tylko dobrze ;-).
Na pewno aktywizacja pracy stopy jest ze wszech miar wskazana. Chodzić trochę boso poleca każdy ortopeda, szczególnie po piasku. Silne mięśnie i ścięgna stopy to same plusy. I w tym kontekście minimalizm jest przydatny, wskazany. Ale nie do wszystkiego to jest najlepsze – gdyby tak było, to dziś nikt nie używałby butów w ogóle. Żyjemy w betonowym świecie, poruszamy się po utwardzonych nienaturalnych nawierzchniach, pod nogami mamy pełno ostrych śmieci, a do tego nasze gołe stopy nie są stworzone. Owszem, można się do tego przyzwyczaić, i są tacy ludzie, ale nie każdy ma ochotę i nie każdemu się też udaje. Do tego – minimalistyczne bieganie niekoniecznie idzie w parze ze sportowymi wynikami. Jeden może w takich butach biegać ultramaratony, a inny ma koślawe paluchy, skłonności do odcisków, delikatną skórę czy cokolwiek innego i musi mieć amortyzację, a boso da radę przebiec góra 500m. Dużo ludzi twierdzi też, że w butach mini nie są w stanie tak szybko biegać jak w tradycyjnych. ALe co człowiek to inny przypadek.
Dlatego Malvino – w zwykłych adasiach czy trampkach, czy nawet klapkach albo i boso możesz biegać i nie rozwalisz osbie nóg, jeśli biegasz ze śródstopia. A jeśli jeszcze chcesz dodatkowo pobudzić swoją stopę do naturalnej pracy, wzmocnić ją i być „bliżej natury” czując po czym chodzisz/biegasz prawie jak boso, to wskakuj w butki minimalistyczne. A jak biegasz z pięty, no to… nie ma dla Ciebie ratunku 😉 i musisz mieć amortyzowane buty, a słowa lekarzy że bez nich rozwalisz sobie nogi są jak najbardziej do Ciebie.
Natomiast sama musisz sobie wyważyć (jak już będziesz biegać ze śródstopia), czy minimalistyczne buty i takie bieganie służy ci na całego, zawsze i na całe życie, na maratony, ultramaratony, biegi górskie i Spartathlony ;-), czy może tylko raz w tygodniu jako urozmaicenie i forma gimnastyki dla stóp. Czy może w ogóle, i choć np biegasz ze śródstopia i mogłabyś amortyzacji nie mieć (i nie rozwalisz sobie od tego nóg), to z jakiś względów biegasz w butach amortyzowanych. A stopy gimnastykujesz w domu wałeczkiem 😉
A na koniec: dlaczego do niedawna zakładano że każdy biega z pięty? Bo takiej mechaniki nauczyła nas cywilizacja, a konkretnie twarde nawierzchnie i buty. Gdyby nie one, w naturalny sposób chodzilibyśmy trochę mniej z pięty, a już biegali zupełnie śródstopiem. Może też byłoby inaczej gdybyśmy dużo biegali od dziecka bez przerw, bo ponoć dzieci biegają ze śródstopia naturalnie, a potem to zanika… No ale jest jak jest, chodzimy w butach, z pięty… i jak biegniemy, to odruchowo tak samo. A wygodne i miękkie buty tylko nas w tym macniają.
Czy znacie jakieś badania dotyczące właśnie biegania w butach minimalistycznych? Albo biegania po twardym podłożu zestawionego z bieganiem po miękkim?
Będę pisał pracę mgr na temat właśnie biegania tylko jeszcze nie jestem pewien czy napisać o wpływie biegu po twardym czy bardziej wziąć się za same buty. To jest też kwestia badań jakie już zostały poczynione jeśli wogóle.
Pozdrawiam
Moge dodać od siebie że biegam minimalistycznie juz od kilku lat, zaczynalem od różnych modeli vibram fivefingers po inov-8 i co moge powiedzieć to że but to jedno a technika to drugie. Dla mnie nie ma znaczenia czy biegne w palczatkach czy w inov, pierwsze co to technika którą koniecznie trzeba wypracować żeby uniknąć kontuzji, jest to proces powolny jako że nogi są przyzwyczajone do całkiem czegoś innego
Malwina, to, że amortyzacja „chroni” to głównie teza producentów butów. Sprawdza się ona czasem w przypadku osób z nadwagą. Ale amortyzacja z jednej strony „chroni”, ale z drugiej strony – nie pozwala, aby to to Twoje własne nogi Cię chroniły. Po to mamy sklepienie stopy, stawy, ścięgna, które ewolucja wykształciła przez miliony lat, aby nas chroniły – o ile biegamy poprawnie technicznie (nie z pięty), ale właśnie poprawną technikę wymuszają buty „minimalistyczne”.
Natomiast na pewno warto na „naturalizm” przechodzić stopniowo (jak pisze Paweł), jeśli nie biegamy tak od dziecka i, co powszechne, spędziliśmy ostatnie x lat zgięci w pół przy biurku przed komputerem. Terapie szokowe nie są dobrym pomysłem.
Amortyzacja to ślepa uliczka – tak „chroni”, że aż szkodzi 😉
OK, a co zrobić, jeśli mój „naturalny” system szwankuje? Prędzej czy później czeka mnie operacja stóp, ale odwlekam ten moment, jak tylko mogę, bo nie chcę przestać biegać.
A ja ćwiczę karate (może trochę z innej beczki) i biegamy na treningach boso, po ulicach też się zdarza 🙂 Na początku kariery wydawało mi się to dziwne, a teraz …. ani na biegi wieczorowe, ani na osobiste treningi w ogrodzie – nie potrafię założyć butów. Najlepiej czuję się zawsze i wszędzie na boso. Nijak to się pewnie ma do Was, zapalonych biegaczy i oczywiście – znawców tematu. Chcę jednak powiedzieć, że coś w tym nautralnym bieganiu JEST 🙂 Dla mnie najważniejszy jest aspekt finansowy 😉 🙂
Aniu dodam z tej samej beczki co ty że ćwiczyłem taekwondo wiele lat i tam również trening jest bez obuwia, dlatego lądowanie na pięcie podczas biegu wydaje mi się tak samo bez sensu jak skakanie na skakance na pietach 😉
boso po ulicy? to ma Pani chyba jakąś skorupę na stopie, aby po twardym, zniszczonym w wielu miejscach i ostrym asfalcie czy betonie biegać; poza tym w wielu miejscach zdarzają się ostre kamienie i różne metalowe szpeje, np. stalowe druty; jak sobie Pani rozharata skórę i zabrudzi syfem ulicy to zakażenie gotowe.
Mnie się podobało kiedy widziałem jak ktoś biega ze śródstopia lekko i szybko więc stwierdziłem że spróbuję.
Wyglądało to trochę jak u Pawła
Na początku robiłem na bieżni około 15 tygodziowo na boso i zmieniłem buty na startówki.
Kolejny etap to zakup NB MINIMUS czyli zero amortyzacji.
Uwielbiam biegać w lesie szczególnie w nocy (z czołówką) i od kiedy mam te buty to zrobiłem w nich już około 300km i innych chyba prędko nie założę.
Zamiast grubej podeszwy stopa sama amortyzuje.
Oczywiście to kwestia gustu nie potępiam innych stylów biegowych.
Ale mnie się biega teraz super dynamicznie i szybko omijam przeszkody w lesie.
Będę biegł teraz kolejny raz Maraton Warszawski (ale na asfalt założę startówki) natomiast z 5-6 października biegnę setkę w puszczy kampinoskiej i pocisnę w Minimusach
Pozdro dla wszystkich
Czy takie bieganie w butach zarówno w butach bez amortyzacji i standardowych jest bezpieczne? Czy nie powinieneś zdecydować się na jeden system i do niego przyzwyczajać swoje nogi?
Nic mi nie wiadomo by było niebezpieczne. W każdych butach (nawet porównując dwa buty z amortyzacją) biega się nieco inaczej i w każdym z nich stopa pracuje nieco inaczej. Zmieniając buty dajemy stopom i sobie szansę używanie różnych mięśni, ścięgien. W ten sposób cały aparat ruchu staje się silniejszy i bardziej uniwersalny.
Powiem Ci że biegam na zmianę w butach z amortyzacją i minimalistycznych a co zauważyłem to zdecydowanie większa wytrzymałość przy dłuższych dystansach. Wcześniej biegając tylko z amortyzacją średnio po kilkunastu kilometrach dopadał mnie lekki ból w nogach a po paru biegach bez amortyzacji problem zniknął, jednak coś w tym jest co napisał Paweł. Cały aparat ruchu staje się bardziej wszechstronny, teraz zmieniając technikę biegu nie odczuwam żadnej różnicy.
Witajcie,
Wlasnie przechodze z butow dla silnych pronatorow na minimalistyczne (vivobarefoot).
Powodem byl ITBS.
Jestem juz po kilku 2-3km sesjach (ok 1 tydzien).
Dzis przebieglem 6km i pojawil sie inny problem – bol w srodstopiu prawej nogi.
Czy ktos z entuzjastow „nowego” stylu biegania doswiadczyl to samo?
Czy jest to efekt „too much too soon”?
Boje sie ze doswiadczam „z deszczu pod rynne”…
Pozdrawiam wszystkich!
Mam podobnie, bo ból śródstopia prawej nogi (po zewnętrznej stronie) dopadł mnie w połowie maja i wyeliminował z treningów prawie na miesiąc. Biegam cały czas tak samo i w tym samym obuwiu (Nike Lunarglide-2), jednak ostatnio zwiększyłem częstotliwość i długość dystansów (średnio trzy razy w tygodniu po 8-12km). Biegam od zawsze ze śródstopia i nigdy żadnych problemów ze stopą nie miałem. Ten problem pojawił się pierwszy raz. Dokupiłem wkładkę do butów dla stóp pronujących i póki co od 1,5 miesiąca problemy nie wracają…
Odgrzewam kotleta, ale ciekawi mnie jak dalej potoczył się Twój problem
Witam,
Aspekty prozdrowotne biegu na śródstopiu już widać, sam próbowałem i już mogę powierdzić. A, słuchajcie, jak z tempem biegu? Czy Wam też tempo spadło po przejści1u na „natural”? Mnie się wydaje że o 10%. Czy to kwestia przejścia na inną technikę biegania?
@ Pawle?
witam
chciałbym przestrzec przed zbyt lekkomyślnym przejściu na buty bez amortyzacji
nie zawsze jest to naturalne,
w moim przypadku biegając nawet boso biegam z pięty
inny chód jest dla mnie nienaturalny,
a więc ostrożnie obserwujcie swoje ciało bo można narobić wiele złego
pozdrawiam
Hej. Ja podobnie jak Paweł byłem na początku bardzo zdziwiony, że po pierwszych biegach w butach minimalistycznych nie czułem następnego dnia okropnego bólu w łydkach czy gdziekolwiek, jak większość opisywała. Pół roku temu przesiadłem się na NB Minimus (co ciekawe, wersję na asfalt, bo inna nie była dostępna). Zacząłem od dystansów 10-15km, a teraz biegam w nich nawet 100-120km tygodniowo (4/5*30/20km). Biegam wszędzie, tylko nie po asfalcie – góry (głównie), lasy i pola. Jest genialnie, każdy krok jest przygodą i na każdym kroku trzeba być ostrożnym…i to mi się podoba. Porównanie wygody papucia do wygody NB Minimus będzie trafne. Niestety nie udało mi się jeszcze przełamać w nich granicy 40km nieustannego biegu. Zmęczenie mieśni w tym momencie jest już ogromne. Pomyślałem, że może w takich butach tej granicy nie złamię, więc zakupiłem Inov-8 Trailroc pod kątem zawodów ultra – bardziej zabudowane, agresywny bieżnik itd. O ile na jakichkolwiek zbiegach jest świetnie, to podbiegi czy pędzenie po płaskim terenie, to rozczarowanie. Pojawiły się odciski, przez większą sztywność i amortyzację moja stopa musiała się układać nieco nienaturalnie (tzn. moje nienaturalnie :)). Czułem, że to ja muszę się dostosować do buta, a nie but do mnie. Wracam do Minimusów. Sprowadzę chyba zza granicy (bo u nas już niedostępne) kilka par i zostanę z nimi jak długo to możliwe…
Trochę odświeżę.
Jestem bardzo początkującym biegaczem ze sporą nadwagą.
W zasadzie zrobiłem do tej pory 4 treningi po 3-3,5km w tempie 8:00-8:15.
Oczywiście biegam z pięty, jednak całe środowisko jakie znam, zaleca bieganie ze śródstopia.
Czy przy dużej nadwadze wskazana jest nauka biegania ze śródstopia, czy zostać póki co przy pięcie?
Jeśli chciałbym robić powiedzmy dwa treningi tygodniowo, jako urozmaicenie i ćwiczenie dla stóp oraz mięśni, mogę do tego przeznaczyć zwykłe tenisówki?
Cześć Dawid, na mój gust to jak masz nadwagę to odpuść bieganie. Schudnij (dużo ruchu (spacer a nie samochód autobus), schody są do chodzenia a nie jeżdżenia, nie używaj wind), zdrowe (dużo warzyw bez kalorycznych sosów) i regularne jedzenie bez fastfudów, zero cukru (w coli też jest cukier ;-))) i dopiero zacznij biegać. Tutaj poczytałby o prawidłowej technice i ją powoli wprowadzał, dzięki temu „naturalnie” zaczniesz biegać ze śródstopia.
Powodzenia, Grzesiek