Przyznaję się bez bicia, że czekam aż spadnie śnieg. A najlepiej jak spadnie i będzie leżał z miesiąc. Z punktu widzenia normalnego człowieka nie koniecznie jest mi on na rękę, bo pierwsze co mi się z nim kojarzy to opóźnienia pociągów. Z biegowego punktu widzenia natomiast można go bardzo skutecznie wykorzystać.
Dlaczego?
Dlatego że śnieg sam w sobie na tyle utrudnia trening że czasami nawet niewinne rozbieganie zamienia się w spory trening. Stopy uciekają, czasami coś się mieli pod butami. Ciężko biegać szybko a przy odpowiedniej ilości śniegu ciężko biegać w ogóle.
A można to zrobić jeszcze lepiej. Można wykorzystać śnieg i iść pobiegać do lasu tam gdzie nikogo nie było, nie ma, gdzie las jest najbardziej zasypany śniegiem i gdzie ten śnieg jest najbardziej głęboki. To darmowa lekcja siły biegowej, która robiona regularnie zaprocentuje kiedy tego śniegu już nie będzie.
Poza tym to niezła zabawa i fun. Tak jak dziecku można dać zabawkę i się nią cieszy tak po prostu, tak biegaczowi dać można kopny śnieg. A przynajmniej tak jest na pierwszym kilometrze czy dwóch…
Natomiast w pewnym momencie zaczyna się już nie chcieć. Zaczynają boleć uda i generalnie z pierwszego funu zostaje niewiele, a zaczyna się walka z samym sobą. W tym momencie często mam chęć skręcić w jakąś bardziej ubitą drogę leśną i taką wyjeżdżoną koleiną dobiec do domu. Ale najlepiej jak tego nie zrobię.

Pierwsza zasada – ma być ciężko!
Celem treningu najczęściej jest to że ma być ciężko czyli muszę pakować się w te mniejsze, bardziej zasypane ścieżki, a unikać tych ubitych i wyjeżdżonych. Jak jest taka potrzeba to można w tę i nazat biegać po jednej zawalonej śniegiem drodze. Ubite i szerokie dukty leśne można odpuścić. Im mniejsza i bardziej zasypana droga tym lepiej.
Generalnie staram się trzymać tych mniejszych, niekoniecznie prosto biegnących leśnych ścieżek. Najlepiej jak jeszcze trafia się otwarty teren bo na otwartym terenie dużo szybciej tworzą się zaspy śniegu i pod stopami jest go jeszcze więcej. Nie tak do kostek. W otwartym terenie jest go drugie tyle… Zdarzało mi się, że nie byłem w stanie biec i szedłem przedzierając się przez zaspy.

Zasada numer dwa – chrzanić tempo
W zaspach nie da się biec po 5:00 czy szybciej więc w takie dni generalnie mam gdzieś co pokazuje mi zegarek. Tętno i tak mam wysokie, tempo mam pieruńsko niskie. Jak wrócę do domu papier pokaże mi 10 kilometrów w tempie 6:00 min/km. Na papierze to świński trucht, a jak wracam do domu to czasami siadam na podłodze aby buty zdjąć. Niestety ale uniesienie stopy powyżej kolana staje się misją niemożliwą. Tak uda bolą.
Z tego samego powodu nie robię nigdy w śniegu wielkich dystansów. Po dziesięciu mam już go serdecznie dość. Ma być krócej ale treściwie.
Apropos butów…
Nie mam specjalnych butów do biegania w kopnym śniegu. Biegam w tych samych terenówkach w których biegam w lecie po lesie. Nie zwracam uwagi na to czy mają głębszy czy bardziej płytki bieżnik. I w jednych i w drugich biega się dobrze. Gore-tex też nie jest decydujący. Z nim co prawda w butach jest bardziej sucho, ale z drugiej strony bez gore-texu też biega się dobrze. Tylko but, skarpeta i stopa może bardziej mokra.
a czy zaimpregnowanie butów biegowych ma sens?
Bo też nie mam innych butów do biegania na zimę, a chcę biegać zimą, jest fajnie, jest zimno, jest ślisko, ale czasami jak wbiegnę w mokry śnieg to się robi… mokro 😉
Szczerze, to nie mam pojęcia. Nigdy butów nie impregnowałem, nie znam nikogo kto by je impregnował, ani nie wiem czym mógłbym je zaimpregnować.
Zgodzę się w pełni. Nie jestem jakimś wytrawnym biegaczem, po prostu staram się uprawiać różne sporty, ale bieganie zimą, po śniegu, w lesie – uwielbiam 🙂
FUN na bank ale i też prosta droga do kontuzji bo nie widzimy co pod śniegiem się znajduje, szczelina, dołek, kamulec czy zamarznięta gruda ;P
Kupcie sobie skarpety z welny marine. Ma taka wlasciwosc, ze nawet jak stopa mokra to dalej grzeje. Na pewno lepsza mi wszystkie te „z systemami”. Pozdr
Wełna merino 😉 od Merynosa. Co do butów, to śnieg ma super właściwości piorące, więc taki trening może buta doprać 🙂
Z tym, że śnieg ma super właściwości piorące zgadzam się w pełni 😀
Dokładnie tak, ostatnio biegłem jakieś 6.30 na 1 km zrobiłem 18 km i na drugi dzień czułem uda w niedziele poprawiłem 14 km tempo podobne i w poniedziałek rano nie moża było nogi podnieść 😉
Swoją drogą ciekawe co gorsze kopny śnieg czy rozjechana breja w czasie roztopów z lodem na spodzie ;)? Wolałem rowem biec niż po czymś takim ale równowagę to faktycznie wyrabia.
W tym roku za dużo okazji do biegania w śniegu nie było 😉
Dlatego trzeba było korzystać póki był 😉
Prawda – po 4 kilometrach w górach w śniegu bez dużego tempa jestem bardziej zmęczymy jak po maratonie po płaskim.