Jedno ze zdań jakie zapamiętałem czytając Dołęgowskich to „Dlaczego biegacze nie lubią się rozciągać?! Dlatego że biegacze lubią biegać”. I ja chyba też lubię biegać. Bo jakoś nie kręci mnie czołganie w błocie, brodzenie w pas w wodzie czy nurkowanie w kontenerze z lodem…
Trzy ostatnie dni spędziłem na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu. Okazją był Runmageddon, czyli bieg z przeszkodami w stylu pionowe ściany, doły z wodą, liny, lód, ogień, drut kolczasty… W piątek widziałem jak trasa wygląda przed ostatnim szlifem, w sobotę i niedzielę widziałem zawodników. Widziałem taki bieg po raz pierwszy na żywo i tak jak przed jego startem twierdziłem że „mnie to nie kręci” tak po nim nadal uważam tak samo.
Dlaczego mnie to nie kręci?
Bo tak. Tak samo jak na przykład nie lubię surowej papryki, tak nie kręci mnie startowanie w biegach typu Runmageddon. Każdy jest inny i każdy ma inne, swoje upodobania.
Poza tym dla mnie tu nie ma wiele biegania. Dla mnie to też nie do końca bieg. W Runmageddon Rekrut na 6 kilometrach rozstawionych zostało 30 przeszkód, co średnio daje przeszkodę co 200 metrów. Mało i dużo. Między przeszkodami niby powinno się biegać, a w praktyce to taki marszo-bieg gdzie całą robotę odwalają mniej lub bardziej wyszukane przeszkody które mają cię upodlić, a sam bieg pełni tylko funkcję sposobu przemieszczania się od jednej do drugiej.
I tak to wygląda dla mnie – chwila biegu i rów z wodą czy inne zasieki. I w rowie z wodą jest fajnie bo śmiesznie, bo dna nie widać i idziesz w wodzie po kolana a tu nagle robi się po pas… A potem jakaś ścianka gdzie nie możesz doskoczyć i jeden się wspina sam i wciąga resztę. I podwieszona lina w stylu Indiany Jonesa gdzie praktycznie każdy zamiast na drugim brzegu ląduje po pas w kolejnym rowie z wodą. I wielki dmuchany materac przed którym trzeba było odstać swoje w kolejce. I biegniemy grupami wspierając się razem. I to, i tamto… I generalnie cała zabawa polega na pokonywaniu przeszkód a nie na bieganiu.
Jeśli kogoś takie zawody kręcą to niech startuje i niech się dobrze bawi. Ja natomiast postoję i popatrzę. Bo samo błoto i niekomfortowe warunki mnie nie przerażają. Ale co innego na treningu w lesie upaprać się błotem po pas, przemoczyć buty i zostać zlanym przez deszcz. A co innego samemu skakać do konteneru z lodem i zjeżdzać na tyłku do dziury z błotem
Brakuje mi też odniesień. Bo jak ma się te 6 kilometrów z 30 przeszkodami do innych 6 kilometrów z powiedzmy 28 przeszkodami… Czy da się porównać jakoś osiągnięty czas i skalę trudności? Pewnie nie, bo czas jest tu jedną z mniej istotnych rzeczy. Na mecie nie słychać, aby ktoś się czasem przejmował za to „stary, ale zaliczyłem glebę na tamtej przeszkodzie to sobie nie wyobrażasz” i owszem. Fun i gacie pełne błota są, ale ja jednak wolę normalne bieganie. Takie po normalnej (niekoniecznie płaskiej i równej) trasie i takie na czas. Takie bieganie, na które tak każdy narzekał na mecie Runmageddonu. To które jest takie nudne, brzydkie i za każdym razem takie samo.
Nudne bieganie?
Nie twierdzę, że normalne bieganie jest zawsze ciekawe. Regularne bieganie po tych samych trasach jest nudne, ale taka jest jego specyfika, która mi odpowiada. Ja właśnie takie bieganie dużo bardziej lubię niż takie z poustawianymi na drodze przeszkodami. A jeśli jest nudno (bo jest) to mogę pobiec inaczej, inną bardziej przełajową trasą. Mogę poeksperymentować z trasą… A nuż też będę musiał się przeprawić przez jakiś rów z wodą…
A jak kogoś kręci przeprawianie się przez rowy z wodą co chwila i fun na kolejnych przeszkodach to zapraszam na Runmageddon – tutaj jest tego pod dostatkiem. Rowy z wodą, błoto, kontenery z lodem, błoto, drut kolczasty, błoto, ciągnięcie pustaka na linie, błoto… Dla tych którzy chcą się upodlić i w dodatku się pobawić to jest to świetna impreza.
Natomiast do mnie to kompletnie nie przemawia. Sorry. Zostanę przy normalnym bieganiu. Ale być może w tej czy innej postaci jeszcze się na Runmageddonie pojawię.
O profilu tej imprezy świadczy to, że wzięli w niej udział praktycznie sami niebiegający znajomi ale za to mający dużo wspólnego z fitnessem i crossfitem.
A swoją drogą co to jest normalne bieganie? Jogging trzy razy po pół godzinki w przosiedlowym parku?
(paprykę polecam pieczoną, moge podrzucić Ci pare pomysłów)
O ile dobrze wyczytałem z treści posta, autor nigdy nie brał i nie wziął udziału w przełajowo-survivalowym biegu typu runmageddon czy hunt run, tak?
Wobec powyższego wydaje mi się wielce niestosownym komentowanie i odnoszenie się, że to nie dla mnie itd skoro nawet nie spróbowałeś Pawle. To jak z tą papryką- nie lubisz jej, ale założę się, że jej kiedyś skosztowałeś stąd dzisiejszy niesmak. Od samego patrzenia na paprykę, wasabi, miód czy runmageddon nigdy się nie dowiesz jak to tak naprawdę smakuje. Rozumiem wyrażanie opinii po czynnym udziale w zawodach, nie biernym.
Sam niedawno brałem udział w hunt runie i przez niemal połowę trasy towarzyszyły mi podobne odczucia jak Tobie- to nie dla mnie, wolę biegać normalnie, szybciej, zasadniczo biegać a nie przemieszczać się od przeszkody do przeszkody. Jednak po pewnym czasie zawody mnie wciągnęły a na mecie czułem nie mniejszą satysfakcję niż życiówki na 10k. Mało tego, nie będę brać udziału w podobnych zawodach bo to nie jest to czego oczekuję od biegania. Natomiast za rok na pewno wrócę się ścigać na hunt runie z dwóch powodów- raz: to fantastyczny trening siłowo wytrzymałościowy, nie do zrobienia na co dzień, dwa: tak po prostu, żeby się sprawdzić i raz do roku spróbować czegoś zupełnie innego mimo, że to nie dla mnie:)
Wiem, że masz prawo do subiektywnej opinii a blog jest twój i możesz na nim pisać o czym chcesz. Wiedz jednak, że masz wielu czytelników, którzy sugerują się twoimi opiniami dlatego twierdzenie, że coś mi się nie podoba choć tego nie spróbowałem, jest dość infantylne i nieodpowiedzialne.
Tak, nigdy nie brałem udziału w takiej imprezie. Czy kiedyś wezmę? Nie wiem, może…
Na chwilę obecną natomiast nie przemawia do mnie formuła takich biegów. Widząc ten bieg z bliska także nie nabrałem chęci chociaż go spróbować. Może jakbym mimo wszystko wystartował to w połowie dystansu bym to „coś” załapał. A jak nie… to byłyby to pieniądze dosłownie wyrzucone w błoto.
Nikomu natomiast nie mam zamiaru odbierać przyjemności startowania w Runmageddonie i innych tego typu biegach. Bo idea jest dobra, organizacja i przygotowanie trasy również i stojąc z boku nie miałbym się do czego specjalnie uczepić. Widać też radość i fun na twarzach (większości) uczestników. Ale to wszystko nie sprawia, że chciałbym sam w takich zawodach wziąć udział.
Obserwujemy pewne istotne przesunięcia w świecie biegowym: nacisk na bieganie MARATONÓW przesuwa się w kierunku biegów ultra, biegów górskich i wszelkiej maści biegów przygodowych, hunt-runs oraz tzw. obstacle course racing (OCR) czyli (naszego?) Runmageddonu. Uważam, że nie ma powodu zżymać się na tego typu biegi lub nawet 'biegi’. Zgadzam się tutaj z Karolem – to dobry trening, odskocznia od motononii i obciążeń stricte biegowych, fun, przygoda, zabawa, błotko, współpraca. Jestem na tak – sam prawdopodobnie w przyszłości skuszę się z raz. Pawle, powiem krótko: obejrzyj pliki na youtube: te uśmiechnięte gęby mówią wszystko: ludzie się ruszają, walczą ze słabościami, smakują błotko – to musi być fajne. Ok, statystycznie ok. 95 % przegrałóby z nami w płaskim biegu ale wiesz co? Nie ma przecież najmniejszego znaczenia! Run and let run.
Nie będę oglądał filmików na youtube bo oglądałem Rungameddon na żywo przez dwa dni. Widziałem te uśmiechnięte gęby i że uczestnicy się świetnie bawią. Jak ktoś szuka takiej odskoczni od klasycznego biegania maratonów to nich startuje w takich biegach. Nie mam zamiaru nikomu przeszkadzać, a jeszcze pokibicuję jak znowu będę na trasie 🙂
Tego typu biegi to trochę inny target niż maratony. Tutaj liczy się bardziej ogólna sprawność fizyczna niż biegowa wytrzymałość. W takich biegach biorą też udział trochę inni ludzie. Bardziej ci których bieganie traktują jako jedną z form ruchu. Ci którzy lubią po prostu biegać, jak autor postu, na tego typu biegach mogą się nie odnaleźć.
A ja powiem o innym zjawisku przyuważonym z Runmageddonu a niemożliwe według mnie podczas klasycznych biegów. Na jednej przeszkodzie usłyszałem w ciągu 10-15 minut z kilkanaście słów na k…, pomóż mu… k…, pier…. Następnie w niektórych momentach obsługa trasy np żywa przeszkoda zachowuje się tak jakby chciała zrobić człowiekowi krzywdę, albo sobie podotykać co ładniejszych pań.
Takich zachowań na biegach w ciągu krótkiej ale już 3 letniej „kariery” nie zauważyłem.
Hi hi, mi się biegi z przeszkodami podobają właśnie dlatego, że mało w nich biegania 🙂
Hej, rozumiem, że nie każdy lubi te biegi, ale jest ogromna grupa ludzi, która ambicjonalnie podchodzi do osiągów w Runmageddonie i tym ludziom składam niziuchny pokłon.
W zeszłym roku widziałem mnóstwo twardzieli, którzy zmierzyli się z dystansem (dystansem-niespodziewanką) 15km w Myślenicach. Biegli z górki i pod górkę, przeszkody pokonywali ekspresowo (pomagając przy tym zwykłym śmiertelnikom, jak ja) i nie spacerowali. Poza tym w każdym biegu od dychy do ultramaratonu znajdą się tacy, którzy przespacerują się kilkaset metrów z powodu kiepskiego przygotowania, albo chwilowego kryzysu. Wiem, że w Runmageddonie to zjawisko jest częstsze, ale to z powodu różnicy w poziomach trudności tych imprez.
Kolejna sprawa to taplanie się w błotku, kontenerze z lodem i ślizganie po wielkich kamolach. Kocham to, bo jako nudna biurwa resetuję sobie tym mózg i bawię się jak dziecko. Każdy kto siedzi cały dzień przed komputerem, tonie w papierach czy stresie, wyżyje się tam, wykrzyczy, zmęczy i odpocznie psychicznie i fizycznie i zaczerpnie szalenie przyjaznej atmosfery.
Runmageddon to dla mnie nie tylko mierzenie się ze sobą, to też psychiczne ziewnięcie z przeciąganiem:)
Dodam tylko, że lubię też biegać po ulicach, chodnikach, ścieżkach, żwirze, trawie, śniegu. Lubię dychy niepodległości, półmaratony i inne dystanse, które się tylko przebiega, bo lubię biegać jakkolwiek.
Pozdrawiam:)
Muszę się z przedmówcą zgodzić. Cała idea idzie w odstresowanie i zerwanie z codziennością. Biegi typu 10k półmaraton, maraton czy ultra można zrobić wychodząc z domu na codzienne wybieganie. Tego co doświadcza się podczas survival race nie da się w żaden inny sposób uzyskać. Sam czekam na maj i mam nadzieję, że się nie zawiodę 😉
Przestać się mazać i wyjść z domu zrobic co kolwiek !! Nie wazne jak i gdzie ważne aby zrobić !
Zacznę od tego że zawsze chciałam wziąć w czymś takim udział, i w ten weekend byłam w Białce na kolejnej edycji Hunt Run. Fajna atmosfera pod czas biegu, ludzie pomagają sobie w pokonywaniu przeszkód. W sumie to tyle z tych pozytywnych aspektów. Organizatorzy robią z ludzi idiotów i na tym zarabiają. Rozumiem, celem takiego biegu jest fajna zabawa, pokonywanie własnych słabości, zmierzenie się z wyzwaniami i td. Tylko że mało kiedy dało się faktycznie pokonać jakaś przeszkodę. Liny, po którym trzeba się wspiąć, przesiąknięte błotem, ślizgasz się i siła Ci za wiele nie pomaga w tej wspinaczce; metalowe krążki, które łapiąc po kolei trzeba przedostać się na koniec, były tak upaprane błotem że ręce też się ślizgają strasznie. Nie widziałam ani jednej osoby, która by nie odpadła łapiąc pierwszy, najwyżej drugi krążek. A wystarczyłoby żeby osoby nadzorujące pokonywanie tej przeszkody zwyczajnie przetarły je szmatką po uczestniku. Tego dnia panował cholerny ziąb. Większość trasy biegła strumieniem z lodowatą wodą conamniej po kostki, do tego ok 6 razy trzeba było wskakiwać do rowów z zimną wodą po pas, albo się czołgać w błocie, polewanym przy tym po całości ze szlaucha również lodowatą wodą. Po „przebiegnięciu” tych 12 km trzęsło mną z zimna tak, że nie dawałam rady rozwiązać sznurówek. Jakież było zaskoczenie kiedy się okazało że dla 2100 uczestników na koniec przygotowali tylko 4 prysznice..Na prawdę..??!! Na mecie nie dostaliśmy nawet kubka ciepłej herbaty. Na koniec posiłek regeneracyjny: hod dog.. I taka zabawa kosztuje 130-220zł… Mam porównanie do biegów w maratonach, gdzie o uczestników dbają, jak jest zimno dają jakaś zupkę, herbatę, ciepłe ziemniaczki. A ten bieg w Hunt Run to była zwyczajna kpina…
W Runmagedonie w cenie pakietu masz porządną koszulkę i chustę – spokojne wartość pow. 150 zł w normalnym sklepie.
Pryszniców w życiu tyle nie nastawisz żeby zaspokoić 2000-3000 ludzi. Lubisz komfort i ciepełko to nie bierz udziału w tego typu biegach. Walka z zimnem to jeden z elementów zabawy…
To tak jakbyś czepiała się organizatorów wyprawy ne Everest że strasznie wiało, było zimno i dużo śniegu a przecież JA zapłaciłam 30 tys. $.