Pegasus to linia butów, którą znam najdłużej. Moja przygoda z nimi zaczęła się w 2013 roku od Pegaza z numerem 30. W tamtym czasie Pegasus był butem z kategorii jak ja to mówię „koni treningowych” – solidnych w konstrukcji ale jednocześnie komfortowych treningówek. Miałem go w wersji Shieldowej (wodoodpornej) więc orałem w nim zdecydowaną większość treningów w okresie jesienno-zimowym.
Potem Pegasus zaczął iść w stronę coraz bardziej dynamiczną. Edycje 31 do 36 odchudzały się coraz bardziej, robiły się nieco węższe i jeszcze bardziej miękkie. Choć wiele osób przyjmowało te zmiany z entuzjazmem to mój optymizm był umiarkowany. Moje stopy i nogi zaczęły wybierać inne buty jako codzienne „konie treningowe”.

P30 vs P37
Minęło siedem lat i kiedy patrzę na Pegasusa 30 i Pegasusa 37 to zupełnie inne buty o zupełnie innej charakterystyce. Ten pierwszy to jak już mówiłem taki „koń treningowy” – może i kapkę toporny ale komfortowy, szeroki, stabilny, dobrze amortyzowany. But który bardzo szybko staje się butem pierwszego wyboru, kiedy idziesz na trening i nie masz specjalnych preferencji co chcesz mieć na nogach.
Pegasus 37 to but treningowy ale w dynamicznym wydaniu. Przez siedem lat nie stracił na komforcie. Zyskał na dynamice. Stracił na wadze. Stracił na szerokości (a ja w międzyczasie kilka paznokci). Najpierw stracił a potem znów zyskał na stabilności. Z roku na rok, krok po kroczku szedł w coraz bardziej dynamiczną stronę. Zmiany były bardzo powolne, raz w cholewce, raz w podeszwie. Wszystko po to aby nie zmienić za dużo naraz. Przypomina mi to gotowanie żaby – podnosząc powoli temperaturę wody można ją ugotować i tego nie zauważy. Zmieniając buta powoli można mieć pewność, że przez ten czas nadal będzie doskonale leżał kolejnym dziesiątkom tysiącom biegaczy. Tak właśnie było z Pegasusami.
Ewolucja Nike Zoom
Najważniejszym elementem który zmieniał się przez te siedem lat to poduszka gazowa Nike Zoom. To element zapewniający amortyzację, który umieszczany jest w kluczowych miejscach podeszwy. Kluczowe to te gdzie nacisk stopy na podłoże jest największy, a więc pod piętą i pod śródstopiem. Moje pierwsze Pegasusy 30 miały jedną poduszkę gazową umieszczoną tylko w części tylnej, pod piętą. Razem z resztą piankowej podeszwy dawała bardzo dobrą amortyzację, ale na szczęście nie był to taki typowy poduszkowiec w który „wpada się jak w masło”. Był amortyzowany ale nieprzesadnie – w sam raz dla mnie.

Zmiana nastąpiła w Pegasusie 33. Wtedy po raz pierwszy zastosowano w nim nie jedną, ale dwie poduszki gazowe. Jedna znajdowała się pod piętą, druga pod śródstopiem. W ten sposób, w 2016 roku Pegasus zyskał na amortyzacji w przedniej części stopy. To pierwsza z wielu zmian sprawiających żeby z roku na rok nie tracił na amortyzacji, ale zyskiwał na dynamice.

Dwa lata później w Pegasusie 35 rozwiązanie z dwoma poduszkami zostało zastąpione przez jedną dużą poduszkę gazową na całej długości buta. Czy było to lepsze rozwiązanie od tego z dwoma poduszkami gazowymi? Ciężko stwierdzić, ale nie zmieniało to ani poziomu amortyzacji ani tego, że był to cały czas but zarówno z amortyzacją pod piętą jak i pod śródstopiem.

Wreszcie mamy Pegasusa 37 gdzie (jak w Pegasusie 30) mamy znów tylko jedną poduszkę gazową, ale umieszczoną wyłącznie pod przednią częścią stopy. W ten sposób Pegasus po raz kolejny przesunął się w stronę „szybkiego buta treningowego”. Z tyłu, pod piętą, mamy w nim „tylko” piankę React, która amortyzuje równie dobrze jak poduszka gazowa Zoom, ale… Główny akcent amortyzacji został przesunięty pod przednią część stopy. Poduszka przeszła też inne zmiany. Została podzielona na trzy części, aby bardziej równomiernie rozłożyć amortyzację. Ma także inne ciśnienie (twardość) w bucie damskim i męskim. Ale o tym przeczytacie w tekście poświęconym nowemu Pegazowi.

Stabilność raz gorsza, raz lepsza
Wraz z poduszkami gazowymi zmieniał się też kształt podeszwy pod piętą. Jeszcze Pegasus 30 był butem o szerokiej stabilnej podstawie pod piętą. Kiedy natomiast spojrzało się na jego następców Pegasusa 31 i 32 dało się zauważyć, że piętą jest węższa i posiada charakterystyczne poziome „nacięcie” po zewnętrznej stronie. Miałeś dobrą technikę i nie miałeś żadnych problemów ze stopami?! Nie zauważałeś jej. Jeśli natomiast miałeś tendencję do supinacji (przekoślawiania stopy na zewnątrz) to taka konstrukcja mogła ją tylko pogłębiać. To nie musiało się dobrze skończyć.

W kolejnych dwóch edycjach – Pegasusie 33 i 34 – było lepiej. Charakterystyczne „nacięcie” było mniejsze.

W jeszcze kolejnych dwóch – Pegasusie 35 i 36 – jeszcze lepiej, bo już bez newralgicznego „nacięcia”. Nadal jednak Pegasus nie grzeszył szeroką podeszwą pod tylną częścią buta. W przypadku problemów z nadpronacją czy niestabilnością w stawach skokowych nadal brakowało mu stabilności.

Wreszcie mamy Pegasusa 37, który można powiedzieć, że wrócił do tego co było kiedyś. Nie ma w nim żadnych niepotrzebnych „nacięć”, podeszwa jest szersza, bardziej stabilna. Pod kątem stabilności to najbardziej stabilny Pegasus od tego z numerem 30. Niech tak zostanie.

Szerokość, jak w bolidzie
Wreszcie najbardziej indywidualna rzecz spośród wszystkich, ale nie mogę o niej nie wspomnieć – ilość miejsca na palce.
Mój pierwszy Pegasus 30 miał miejsca na palce bardzo dużo i był takim szerokim, komfortowym kapciem. Natomiast wraz z coraz szybszym charakterem buta jego przód robił się coraz bardziej smukły niczym dziób bolidu Formuły 1. Powodowało to, że choć zakładałem na stopy ten sam rozmiar Pegasusa co wcześniej, to miałem coraz mniej miejsca na palce. Szczególnie na te mniejsze, bo one w takich przypadkach cierpią najbardziej. Kulminacją był maraton w Berlinie gdzie zabrałem Pegasusa 35 w rozmiarze 12,5 US (jeszcze większy niż zazwyczaj) a i tak but zrobił mi jesień średniowiecza z paznokci…

Obecnie Pegasus nie jest butem bardzo wąskim czy ciasnym, ale w całej palecie butów do biegania jest tym o bardziej dopasowanej specyfice i mniejszej niż większej ilości miejsca na palce. Jest też butem dla osób o standardowej lub nieco węższej stopie. Raczej nie dla tych o stopie szerokiej i bardzo szerokiej. Warto też pamiętać o smukłości buta. Jeśli masz drugi (a może i trzeci) palec u stopy tej samej długości co paluch, to przez smukłość przodu buta może wewnątrz zabraknąć ci miejsca na palce. A to prosta droga do czarnych paznokci.
Waga w dół
Wielokrotnie też w materiałach promocyjnych nowych modeli butów pada hasło, że nowy model jest lżejszy od poprzednika. W przypadku Pegasusa miałem możliwość zważenia (w swoim rozmiarze 12 US) wszystkich kolejnych edycji tego buta począwszy od Pegasusa 30 aż do Pegasusa 37. I wiecie co? Nie licząc ostatniej edycji, Pegasus z roku na rok faktycznie robił się coraz lżejszy.
model | rok | waga | zmiana |
---|---|---|---|
Pegasus 30 Shield | 2013 | 358 g | – |
Pegasus 31 | 2014 | 336 g | – 22 g |
Pegasus 32 | 2015 | 331 g | – 5 g |
Pegasus 33 | 2016 | 331 g | 0 g |
Pegasus 34 | 2017 | 324 g | – 6 g |
Pegasus 35 | 2018 | 312 g | – 12 g |
Pegasus 36 | 2019 | 302 g | – 10 g |
Pegasus 37 | 2020 | 320 g | + 18 g |
Różnice nie są gigantyczne. Powiedziałbym, że raczej niezauważalne dla biegacza, ale coraz niższa waga to kolejny aspekt przez który Pegasus przez ten czas nabierał coraz bardziej dynamicznego charakteru. Choć nadal na papierze (mimo wszystko waga, komfort, wysoka amortyzacja) jest to but treningowy do robienia kilometrów to na nodze czuć, że dynamiki jest w nim całkiem dużo. Da sobie radę (jak wiele innych butów tej klasy) podczas wolniejszego biegania, ale kiedy zaczniesz się rozpędzać nie powinien Cię bardzo „zamulać”.
Czekam co będzie dalej.
Twój post to skarbnica wiedzy! Widać, że pasjonujesz się tym tematem i poświęciłeś czas na zebranie cennych informacji. Dziękuję za ciężką pracę!
Dziękuję 🙂